sobota, 28 grudnia 2024

Gratuluję postępowym rodakom

Księdza Olszewskiego aresztowano dokladnie w Wielki Czwartek. Skutego kajdankami udostępniono publicznośći na stacji benzynowej, kiedy to funkcjonariusze ABW poszli sobie kupić coś do zjedzenia. Przesłuchiwano 15 godzin bez przewy na wyjście do toalety, o posiłku nie wspominając. Nie dopuszczono obrońcy usiłując z mecenasa Wąsowskiego zrobić świadka w sprawie.

Jeśli wierzyć anonimowemu informatorowi Wiktora Świetlika, dano cynk innym aresztantom, że to ksiądz pedofil, więc groźby fizycznej likwidacji towarzyszyły mu od początku zatrzymania. Manifestacje w obronie kapłana pomogły przynajmniej wyjaśnić o co chodzi w tej sprawie, więc nie musiał już obawiać się o życie.

Oprócz księdza wzięto na zakładniczki dwie urzędniczki z ministerstwa sprawiedliwości. Kobiety były poddane rewizji osobistej (z wkladaniem palca wiadomo gdzie) przeprowadzanej przez mężczyzn, a nie funkcjonariuszki, jak stanowi prawo. Mężczyźni byli świadkami jak załatwiają potrzeby fizjologiczne i biorą prysznic, ponadto budzono je co godzinę, a na przesłuchanie prowadzono w kajdankach zespolonych.

Teoretycznie były oskarżone o przestępstwo urzędnicze, a ksiądz, że nie powinien startować w konkursie. Wiadomo jednak, że celem aresztowania było wydobycie wszelkimi sposobami z nich czegokolwiek, co pozwoli dopaść Ziobrę, o czym GW pisało otwartym tekstem. Dodatkowo premier Tusk twierdził kłamliwie, że ksiądz ukradł 100 milionów czy też miliardów, a odrażający debile w stylu Maleńczuka powtarzali te oszczerstwa w przejetej siłowo telewizji publicznej (w likwidacji). Tymczasem nawet rozgrzana prokuratura takich zarzutów nigdy nie postawiła - dotacja z funduszu sprawiedliwości(wraz ze sporym wkładem własnym) została wydana zgodnie z przeznaczeniem, na budowę ośrodka dla ofiar przemocy.

Prokuratura (także przejęta siłowo) udostępniała GW materiały ze śledztwa, których obrona nie widziała na oczy. Usiłowano wykreować wizerunek człowieka, który miliardy pozyskane nielegalnie wydaje na... skarpetki. Wszystko było tak grubymi nićmi szyte, że żaden debil w sutannie, habicie czy mitrze na łysej pale nie mógł udawać, że tego nie widzi.

A jednak, żaden biskup nie wydał odgłosu paszczą. Przeszukanie dominikańskiego klasztoru w Lublinie nie było pierwsze, ten wątpliwy "zaszczyt" przypadł sercanom pod równie dętym pretekstem (o siedzibie lux veritatis o. Rydzyka oczywiście nie wypada wspominać).

Pytanie czy cały polski episkopat jest tak umoczony, że na każdego członka przypada szafa kompromatów i dlatego siedzą jak myszy pod miotłą i patrzą zasmuceni jak Nowacka łamie postanowienia konkordatu, a ubeckie pomioty włażą do klasztorów, czego nie robiła nawet komuna?

Cóż wy na to postępowi moraliści o wrażliwych serduszach, którzy bardziej niż śmierci boicie się skojarzenia z obciachem?!!! Taki np O. Dostatni czy Ludwik Wisniewski zapewne woli najazd abwery w kominiarkach na klasztor i drony nad glową niż rządy ZP. Nawet wleczony na szafot wołałby, że umrze szczęsliwy, bo nie rządzi PiS...

A jak tam o. Kramer jezuita przejęty losem "uchodźców" na wchodniej granicy. Ojcze Kramerze oni zamienili się w "bydło" (w ustach uśmiechnietego wicemarszałka Zgorzelskiego) i co teraz?!!! Barbaro Kurwooo-Szatan ty milczysz?!!!

A jak tam "ekologowie", nie szkoda tych drzewek nad Bugiem? Wycięto ich już znacznie wiecej niż przez 8 lat rzadów ZP i nic? A zdechłe rybki w Odrze tego lata, co z nimi? Ostaszewska Maja dobrze by się komponowała trzymając w objęciach jedną z nich, a i zapach niczego sobie...

Wiadomo fundacja katolicka dostajaca dofinansowanie od państwa niedobra jest, co innego kiedy Owsik dostaje od państwa pieniądze dla powodzian. Owsik dostaje, a powodzianie nie. Porządek musi być.

Wygląda na to, że wielu moim rodakom, w tym duchownym, taki właśnie porządek odpowiada. Gangusy na wolność, bo to niehumanitarnie jest trzymać czlowieka w pierdlu tylko za obcinanie palców, prasowanie po brzuchu żelazkiem czy dziurawienia kolan wiertarą. (Kto nie zakopał żywcem człowieka, aby ukraść mu czekoladę, niech pierwszy rzuci kamieniem!)Trzeba raczej łapać byłego wiceministra, bo przeznaczył państwowe pieniądze na zakup wozów dla straży pożarnej (też państwowej)! To groźna terrorysta jest, ścigana międzynarodowym listem gończym!

Pozwólcie więc, że wam pogratuluje wyboru. Uśmiechajcie się ile wlezie póki czas, bo i wy możecie pewnego dnia przeżyć zadziwienie, jak lubelscy dominikanie przed świętami Bożego Narodzenia!



piątek, 27 grudnia 2024

O diabelskim wzmożeniu i przeszukaniu klasztoru dominikanów w Lublinie

Pewien ruski pisarz - być może Turgieniew - tytułem wstępu do swego opowiadania stwierdza jako rzecz oczywistą, że miedzy Świętem Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem wszelkie czarcie nasienie dostaje pierdolca. 

Ewidentnie jest to prawda, czego doświadczyłam boleśnie dziś rano. Kiedy zachwycona, że dobrze spałam, a słoneczna pogoda dostarcza wystarczającej ilości światła do malowania, planowałam jak spędzę ten piękny dzień, usłyszałam dźwięk wietary tuż za ścianą, w mieszkaniu niedawno zmarłego starszego sąsiada.

Spadkobiercy, którzy na pewno jeszcze nie mają orzeczenia sądu (przyznajacego im mieszkanie) przystąpili - wbrew wcześniejszym zapewnieniom - do remontu w OKRESIE ŚWIĄTECZNYM!!! Sąsiad z góry natomiast jeszcze remontu zaczętego w połowie listopada nie skończył. Więc w poniedziałek czeka nas rozkoszne stereo!!! 

Niech mi ktoś powie jakie jest prawdopodobieństwo dwóch remontów w jednej klatce w okresie świątecznym? Jakie jest prawdopodobieństwo dwóch wykorzenionych, autystycznych lub psychopatycznych debili synchronizujących swoje wysiłki by wykończyć nerwowo sasiadów?

Tymczasem w klasztorze dominikanów w Lublinie przeszukanie. ABW poszukiwało Romanowskiego! Doprawdy nie wiadomo czy sie śmiać czy płakać. No cóż Domini canes, tak bardzo się staraliście, tak bardzo dystansowaliście się od obciachowych rządów ZP, a tu uśmiechnięta koalicja tak was spostponowała!!!

Fragment fasady kościoła dominikanów w Lublinie

Teraz oburzenie, że podejrzewano was, żę ukrywacie POSZUKIWANEGO LISTEM GOŃCZYM przestępcę. To rzeczywiście groźny przestępca, podobnie jak ksiądz Olszewski, który wydał państwową dotację na budowę ośrodka, na który ją przyznano!!! Albo urzędniczki ministerswa sprawiedliwości prowadzane na przesłuchania w kajdankach zespolonych, podglądane w kiblu i budzone co godzinę!

Przy takich zwyrodnialcach tatulo posłanki Gajewskiej, kryjący braciszków, którzy zakopali żywcem młodego człowieka, aby wejść w posiadanie ciężarówki z czekoladą, to dobroduszny starszy pan (https://www.gazetapolska.pl/33851-mroczne-tajemnice-rodziny-gajewskich)  A to, że jego zięciulo, niejaki Myrcha Arkadiusz, jest wiceministrem sprawiedliwości obdarowanym przez teściunia pieknym domem pod Warszawą nie powinno nikogo obchodzić. To przecież oznaka zdrowej, praworządnej demokracji, czyż nie?

Gdzie wasz węch? Możecie się dowolnie mizdrzyć do możnych tego świata, a oni i tak nie odróżniają was od reszty "katolickiego ciemnogrodu", który zamierzają zniszczyć. O. Kuśmierski, sławny obrońca konstytucji, wypowiedział się już o praworządności pod rządami uśmiechniętej koalicji? Pytam, bo od roku 2020 nie chodzę do kościoła św. Wojciecha i mogłam coś przeoczyć. A może nie miał okazji zajęty udzielaniem błogosławieństwa parom homoseksualnym?

czwartek, 26 grudnia 2024

O świątecznych kazaniach

Na pasterce w kościele parafialnym proboszcz głosi jedno ze swoich charakterystycznych kazań pełnych połajanek. Ewidentnie punktem wyjścia jest rozmowa z konkretnym człowiekiem. To najprawdopodobniej dorosły mężczyzna, który żyje w przekonaniu, że nic nie może. Musiało to zirytować ksiedza proboszcza, bo teraz odreagowuje z ambony grzmiąc (cytuje z pamięci) "Jak to nic nie mogę? Jak to nic nie mogę?!!! Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia!!!" Później doradza swemu tajemniczemu rozmówcy, żeby poszedł do żłóbka i zapytał Jezuska jak rozumieć znaki czasu czy coś w tym stylu... 

Siedzę, marznę, ziewam, a frustracja narasta. Moje doświadczenie jest dokładnie odwrotne, proszę księdza proboszcza. W młodości sądziłam, że mogę bardzo wiele w życiu dokonać i nie miałam wątpliwości, że Bóg będzie mnie wspierał na wszystkich moich drogach. Życie pokazało mi moje ograniczenia, a jest ich mnóstwo, a to czy Bóg kogoś wspiera czy nie to WYŁĄCZNIE JEGO DECYZJA! Rozmówca miał najprawdopodobniej rację. Możemy bardzo niewiele, bo bardzo niewiele rzeczy zależy wyłącznie od nas. Jeśli w grę wchodzą inni ludzie albo tajemnicze Boże plany nie możemy nic!

U paulinów w drugi dzień świąt o. Marcin nie mógł się powstrzymać od wygloszenia chociaż jednego kazania (normalnie mówi co najmniej dwa) mimo listu rektora PFT. W liście m.in o nie szanowaniu praw katolików (zamach Nowackiej na lekcje religii) i koniecznośći przeciwstawianiu się złu oraz o planach uczelni na przyszłość (nowe wydziały itp). O. Marcin uznał, że zabrakło tam "intymnej relacji z Jezusem" i postanowił ten brak uzupełnić. W dłuższym wywodzie zasugerował, że nauka i to co mamy w głowie jest nie tylko zbyteczne, ale wręcz niebezpieczne, gdyż wystarczy wyżej wymieniona "relacja".

I tu jest pies pogrzebany. Co to jest owa "relacja z Jezusem" czy wręcz "intymna relacja z Jezusem" o której tyle słyszymy?!!! Bardzo mi przykro, ale tego rodzaju nazewnicwo nie opisuje żadnej rzeczywistość dającej się poznać obiektywnie. To czysty subiektywizm całkowicie nieweryfikowalny.

Czlowiek się modli. Na modlitwie lub po niej może mieć konkretny impuls, za którym pójdzie lub nie. Jeśli pójdzie, coś może z tego wyjść lub nie. Jeżeli coś wyszło, człowiek może przypisać impuls i skutek pójścia za nim Bogu. 

Czlowiek może o coś pytać na modlitwie i jakaś odpowiedź może się pojawić. Nie koniecznie od razu. 

Człowiek może o coś prosić i coś dostać, coś o co prosil lub coś zupełnie innego! Człowiek może też o coś prosić i mieć poczucie, że stoi przed betonową ścianą...

Człowieka może spotkać coś miłego i nieoczekiwanego, za co w odruchu serca podziękuje Bogu. Może go też spotkać coś przykrego, ale dającego jakiś wgląd w jego życie i relacje z ludźmi. Może też spotkać go coś ohydnego i zupelnie niewytłumaczalnego, z czym nie będzie wiedział co zrobić...

Bardzo zasadne pytanie brzmi: Czy ten rodzaj "interakcji" można nazwać "relacją" (o "intymnej relacji" nie wspominając)? Jest to materia tak ulotna, że w chwili trudności człowiek powątpiewa czy rzeczywiście ten impuls, ta odpowiedź i ten wgląd pochodziły od Boga...

Wielcy święci mowili o "natchnieniach Ducha Św." o "pocieszeniach" i "rozeznawaniu duchów",  o "naśladowaniu Chrystusa", ale także o "nocy ciemnej". Ten rodzaj słownictwa znacznie bardziej adekwatnie opisuje życie duchowe. Czytając Noc ciemną Św.Jana od Krzyża byłam pod wrażeniem kompetencji autora w tej dziedzinie. To był XVI wiek. Co sie nagle stało z Kościołem, że musi czerpać terminologię od protestackich denominacji powstałych przedwczoraj albo wczoraj rano.

Nawracajacy się protestanci zawsze są pod wrażeniam Katechizmu KK. Jest to dla nich odkrycie epokowe - kompendium wiedzy, czego właściwie Kościół naucza. Jest to znane, zapisane i niezależne od nastroju lokalnego pastora i tego, co zjadł wczoraj na obiad.  Podobnie rewolucyjnym odkryciem jest spowiedź. Wyznajesz swoje grzech przed Kościołem w osobie kapłana i są odpuszczone niezależnie od twojego poczucia. Niestety KK właśnie z tego chce zrezygnować. Z tego co obiektywne i sprawdzalne, aby pójść w kierunku skrajnego subiektywizmu i emocji.

Nie, ojcze Marcinie, głowa nie jest siedzibą antychrysta w przeciwieństwie do serca, które słucha Jezusa. Nie należy przeciwstawiać emocji cnocie roztropności. Emocje nie są święte z natury. Najgłupsze błędy w życiu popelnia się pod ich wpływem. Owszem poznanie intuicyjne może pomóc, kiedy umysł nie ma wszystkich danych, ale intuicja też sie myli!

Oczywiście, istnieją mistycy, dla których określenie "relacja z Jezusem" opisuje rzeczywistość ich życia, ale nawet oni podlegają korekcie tego, co "w głowie" czyli nauki Koscioła. Jesli tak się nie dzieje łatwo mogą zostać zwiedzeni, a jeśli są duszpasterzami narobić niewiarygodnych szkód...



niedziela, 22 grudnia 2024

Kilka refleksji przed Świętami Bożego Narodzenia

Refleksja pierwsza:

Dlaczego w okresie przedświątecznym moce ciemności się tak uaktywniają? Dziś w nocy dostały regularnego pierdolca. Gdybym wiedziała, że to czas ich szczególnej aktywności nie oczekiwałabym spokojnego snu, tylko uznałabym to pandemonium za pokutę za moje liczne grzechy. Dlaczego nie słyszymy o tym z ambony? Przecież Kościół taką wiedzę posiada, więc dlaczego sie nią nie dzieli?!!!

Refleksja druga:

Poczułam potrzebę poważnej pokuty na dzień przed skończeniem adwentu i co teraz? Historia z niemiłym mailem od dawnej znajomej uzmysłowiła mi, że zupelnie nieświadomie mogłam zrazić do siebie/skrzywdzić wielu ludzi. Niewiele się nad tym do tej pory zastanawiałam bezpieczna w przekonania, że nigdy nie byłam dla nikogo  wystarczajaco ważna, by moje slowa, czyny czy zaniechania mogły kogokolwiek  zranić... A jednak - ważna czy nie - mogłam okazać sie niewdzięczna, bezmyślna albo po prostu nieokrzesana...

Refleksja trzecia:

Jeśli jakimś cudem doszłabym w życiu do wielkich pieniędzy, wykupiłabym wszystkie lokale w swoim bloku i sprowadziła karmelitanki bose, żeby tu zamieszkały. Albo ufundowłabym klasztor dla jakichś sióstr kontemplacyjnych, w którym byloby też mieszkanie dla mnie. Siostry miałyby obowiązek modlić sie za mnie także po śmierci...

Refleksja czwarta:

W ruskim filmie Wyspa (Ostrow), do jednego z mnichów mieszkajacych w klasztorze na tytułowej wyspie przybywa udręczona młoda kobieta prosząc o blogosławieństwo na... aborcję. Nieszczęsna płacze, bo rozumie czym w istocie jest ten "zabieg", ale myśli, że musi się mu poddać, bo inaczej nigdy nie wyjdzie za mąż. Mnich stwierdza bezceremonialnie, że za mąż i tak nie wyjdzie (wystarczy na nią popatrzeć), a dziecko - błękitnooki chłopiec - będzie radością jej życia...

Gdyby Pan Bóg za młodu pokazywalby nam co zostanie z naszych planow czy pragnień w wieku lat 59 i proponowalby swój plan, o ileż chętniej godzilibyśmy mu zaufać, wiedząc, że tak naprawdę nie mamy nic do stracenia oprócz złudzeń...

Inna sprawa ilu z nas byłoby w stanie w wieku lat 18-20 unieść taką wiedzę bez wyskoczenia przez okno. Ja raczej nie...

Refleksja piąta

"Nigdy nie wiadomo, które z naszych działań lub zaniechań, będzie miało nieskończone konsekwencje..." To, niestety, najprawdziwsza prawda

Teraz jestem gotowa płynnie wejść w okres Wielkiego Postu, ale wszystkim czytelnikom życzę Blogosławieństwa Bożego na Święta Bożego Narodzenia!!



poniedziałek, 16 grudnia 2024

Problem jako centrum wszechświata

Zwrócono mi dzisiaj uwagę, że brak pracy (tzn najemnej, czyli "zatrudnienia") kładzie się cieniem na całe moje życie. Nawet kiedy idę do parku na spacer, myślę o tym. Nie mogę się zrelaksować, ani zrobić czegoś miłego dla siebie bez ciągłego mielenia w głowie tego tematu. Bardzo to było celne spostrzeżenie!

Tak jestem ukształtowana, że zawsze znajduje sobie jakiś dyżurny problem, który staje się centrum mojego wrzechświata. Wszystko wokół niego krąży. Nie ma zadnej dziedziny życia wolnej od tego balastu. 

Kiedy byłam nastolatką była to nadwaga urojona (ściślej mowiąc wmówiona mi przez "życzliwych"). Ten szkodliwy absurd zabrał mi calą radość życia. Nigdy nie jadłam posiłku bez liczenia kalorii. Na wszystkich imprezach urodzinowych (w tym 18-kach) nawet nie próbowałam przygotowanych przez utalentowane mamy koleżanek frykasów, bo katowałam się jakąś idiotyczną dietą. Ruchu na świeżym powietrzu też nigdy nie zażywałam dla przyjemności tylko celem "spalenia kalorii". Sprawianie sobie nowych ciuchów nie wchodziło w rachubę, bo czekałam, że kiedyś przecież schudnę i dopiero wtedy o tym pomyślę. Uwewnętrzniłam pogląd swoich wrogów, a nawet przebijałam ich we wrogosci wobec własnego ciała, przy czym zupełnie ignorowałam opinie ludzi nie uprzedzonych...

Nawet łaziłam po przychodniach (zaliczyłam tygodniową obserwację w szpitalu na oddziale endokrynologicznym) i żarłam toksyczne pigułki bardzo źle wpływajace na mój nastrój... Kiedyś w poczekalni mama jakieś młodej pacjentki wyraziła szczere zdziwienie moją obecnością w tym przybytku. Była zdania, że taka ładna i zgrabna dziewczyna jak ja to raczej rzadkie zjawisko i czego własciwie tutaj szukam. Teraz przyznaję jej rację całym sercem, po ponad 40 latach... Wtedy opinia prostej kobiety, raczej mnie poirytowala...

Po studiach problem dyżurnym stalo się usamodzielnienie... Nawet nie chce mi sie o tym pisać... Zawsze zadziwiała mnie odpowiedź Boga na moje modlitwy. Wydawała mi sie zaskakujaco "nie na temat". Ja ślę rozpaczliwe modlitwy o możliwość wyprowadzenia się z domu, a Pan Bóg odpowiada mi listem od przyjaciółki i okazją do spotkania. Bardzo miłe, nie powiem, ale przecież nic nie posuwa w rozwiązaniu MOJEGO PROBLEMU!!!

Pod koniec października czułam wyraźny niepokoj w związku z ogloszeniem o pracę w biurze konserwatora wojewódzkiego. Mialam nie składać tam podania po raz piętnasty, bo wiedziałam z góry jaki będzie wynik (nie pomylilam się). A tu niepokój i niepokój, więc pociągnęłam sie niechętnie i spotkałam prosperującą koleżankę z liceum, wokalistkę w zespole muzyki dawnej, która wręczyłam mi zaproszenia na koncert. Niestety pochorowałam się i nie poszłam...

Znowu ta dziwna odpowiedź - ja proszę o pracę, a dostaję zaproszenia na koncert, jak nie przymierzając Daniel w jaskini lwów, który zamiast uwolnienia dostaje polewkę Habakuka!!!

Czyli problem "zatrudnienia" jest fikcyjny? Z tym jestem gotowa się zgodzić, ale brak dochodów jest jak najbardziej realny! A może pewne rzeczy można uzyskać jedynie mimochodem, nie zabiegając o nie? Slyszałam kiedyś takie stwierdzenie, że "możesz mieć wszystko, czego zapragniesz, pod warunkiem, że tego nie pragniesz". Nie wiem czy to prawda, ale coś w tym jest.

Pamiętam jak w młodości martwilam się jak pogodzę karierę zawodową z małżeństwem i rodziną. Wyobrażałam sobie wtedy, że jako archeolog będę ciągle jeździć na wykopaliska i jak wychowam na ludzi moje dwie córki i dwóch synów? (Widziałam ich czworo oczyma wyobraźni jak żywych). Pan Bóg uwolnil mnie od tego dylematu. Nie tylko nie zrobiłam żadnej kariery, ale nawet nie mam pracy, a za mąż nigdy nie wyszłam. Latami zastanawiałam sie dlaczego. Teraz skłonna jestem mysleć, że tak po prostu musialo być zważywszy mój "wkład własny". Można to nazwać "powołaniem", obciążeniem" lub "specyfiką" jak kto woli.

Tak więc po raz kolejny widzę jasno, że myśli Boga nie są myślami naszymi, a jego drogi tym bardziej. Z upodobaniem pozbawia nas tego, na czym budujemy nasze poczucie własnej wartości lub bezpieczeństwa. Uwalnia nas od balastu, a my zamiast wzlecieć ku górze z całych sił usiłujemy go odzyskać...

niedziela, 8 grudnia 2024

O widzeniu wśród zwierząt i ludzi

Podobno zwierzęta nie widzą obrazów na płaskiej powierzchni, w tym swojego odbicia w lustrze, a jednak na YouTube ileś tam filmików z psami, lwami i innymi gorylami, które na swoje odbicie w lustrze wyraźnie reagują jak na obcego osobnika własnego gatunku. Znaczy widzą nie tylko ruch, lecz także kształt...

Psy obszczekują człowieka niosącego parasolkę, gitarę lub dużą teczkę, bo nie rozróżniają części składowych zjawiska. W ich oku parasolka jest częścią integralną tej dziwnej istoty. Węch wcale im nie pomaga. To samo dotyczy reakcji osobę w dużym, sztucznym futrze, albo dlugim płaszczu - niby zapach czlowieka, a tu idzie jakieś dziwne wielkie, kosmate stworzenie...

Wiewiórki potrafią przez dłuższą chwilę przyglądać się mi z odległości dwóch metrów, bo dopóki się nie poruszę mogę być równie dobrze drzewem...

Podobno ludzie z plemion o słabym kontakcie z cywilizacją nie są w stanie "odczytać" fotografii. Na pokazane im zdjęcie lwa reagują stwierdzeniem "nie znam tego człowieka".

Spotkałam się z przypadkami osób, które nie są w stanie odczytać uproszczonego obrazu np ponniższej martwej natury albo krajobrazu:


Być może ma to związek z daltonizmem, albo inna wadą wzroku, która powoduje, że kawałki mozaiki nie łączą się w oku patrzącego w jakąś sensowną całość. Kolorystyka też może być myląca. Mogę łatwo zrozumieć, że czerwień utrudnia zobaczenie w drugim obrazku pustyni. Pewien mój znajomy myślał, że to akt kobiecy (wzgórze wziął za pierś). 

Co wiecej niektórzy nie są w stanie stwierdzić, że coś jest obrazem, jeśli nie ma ramy, nawet jeśli  jest realistycznie malowane farbami olejnymi na płótnie naciągniętym na blejtram. 

Pewnego razu suszyłam swoje prace na strychu, a nowy, ekspansywny sąsiad usunął je stamtąd twierdząc, ze nie wiedział,"że to jest czyjeś". Chodziło o te obrazki:


Nie tylko wzrok nie przekonał gościa, że jest to dzielo człowieka, a nie zdechły szczur, zasuszony liść czy pajęczyna, ale nawet nie naprowadził go zapach świeżej farby olejnej, przy dotyku brudzącej ręce... Widocznie myślał, że na pustych strychach tego rodzaju obiekty wyrastają samoistnie z betonowych ścian lub posadzek...

Miałam niezlą zagwozdkę jak mam sprawić, żeby zaczął odróżniać obrazy od narosłego latami kurzu. Wzięlam więc wszystkie moje mozaiki z tkanin oprawione w ramy (za szkłem) po wystawie i zataszczylam na strych, a na drzwiach nasmarowałam kredą (poświęconą) napis "Prosze nie dotykać cudzej wlasności!"

Obstawiłam tak wszystkie cztery ściany spornego pomieszczenia, które młodzieniec chciał zamienić na prywatną siłownię. Natychmiast zrozumiał. Nie tylko, że to nie są gołębie odchody z czasów PRLu, ale że należą do kogoś. Natychmiast przyleciał i zaczął dość pokornie negocjować, żebym może ograniczyła się do dwóch ścian!!!

Tak więc widzenie nie zależy wyłącznie od odpowiedniej ilości światła dochodzacego do źrenic, lecz także od bardzo wielu innych czynników...

niedziela, 1 grudnia 2024

Rekolekcje adwentowe u paulinów

Dziś zaczęły się rekolekcje u paulinów. Rekolekcjonista - o. Robert Dziewulski - powiedział jedno ciekawe zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: "ciągle problemy i trudności i gdzie to (obiecane) szczęście z Panem Bogiem?" Padło to w kontekście pogoni za tym, co oferuje świat. Świat, jak to świat, oferuje wyłącznie marność i pogoń za wiatrem, życie z Bogiem natomiast tylko problemy i trudności, jak zauważył paulin z Warszawy.

Spotrzeżenie bardzio słuszne, ale niestety nie zostało rozwinięte. Obawiam się, że nie przyjdę na kolejne nauki, choć bardzo mi potrzeba jakichś rekolekcji, radykalnej zmiany perspektywy i nowegu ducha.

Od utraty pracy minęło 11 miesięcy, zasoby topnieją, a rozwiązania nie widać. Wszelkie modlitwy skutkowały błyskawicznym odrzuceniem mnie na kolejnych "rekrutacjach", a kiedy wystawiłam swoje obrazy na sprzedaż w Bastionie Ceglarskim, potencjalna klientka pojawiła się dokładnie wtedy, kiedy poszłam do kibla i słuch po niej zaginął.

Podobno pieniądze leżą na ulicy. Czy ktoś może wie na której?

P.S.

Zaobserwowano ostatnio w okolicy niedźwiedzia polarnego pogrążonego w intensywnym życiu duchowym, co postanowiłam odnotować na poniższym płótnie z odzysku:

Olej na płotnie 90x74 cm