Pani Dulkiewicz prezydent Gdańska zasponsorowała ostatnio warsztaty "Jak profesjonalnie drzeć ryja". Jak rozumiem są przeznaczone dla "profesional protesters" takich jak Marta Lempart czy "Babcia Kasia". Ta ostatnia - jak poinformował mnie czytelnik w komentarzu - jest na emeryturze, a wcześniej pracowała jako lektorka j. angielskiego i hiszpańskiego. No cóż na starość różne rzeczy z człowieka wychodzą, czy raczej się nasilają. Natomiast Marta Lempart jest kobietą w średnim wieku (między 40 a 50 jak mi się wydaje) i o ile mi wiadomo cała jej aktywność zawodowa polega na organizowaniu czy też byciu twarzą "strajku kobiet" i "darciu ryja" właśnie.
Od dwóch dni w Internecie robi furorę nagranie z jej ostatniego "happeningu" pod siedzibą PiS na ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. Towarzyszący jej aktywiści wieszają kukłę przedstawiającą kobietę- ofiarę morderczego reżimu na poręczy schodów i ustawiają nagryzmolone na kartonach hasła, następnie liderka polewa to wszystko czerwoną farbą z butelki, przy okazji chlapiąc na podłogę, drzwi i swoją własną kurtkę. Bardzo rzuca się w oczy jej nerwowość, niepewność i wynikająca stąd niezborność ruchów.
Następnie p. Lempart wygłasza przemowę - bardzo mijającą się z prawdą - na temat obywatelskiego projektu ustawy antyaborcyjnej. To jest pierwszy raz kiedy widzę p. Martę usiłującą przekazać jakąś (dez)informację we w miarę poprawnej polszczyźnie bez wulgaryzmów. Widać wyraźnie, że nie jest to jej mocna strona. Nie wiem czy oprócz towarzyszącej jej garstki aktywistów ktoś tego słucha, jeśli tak, to - podejrzewam - raczej nie zostanie porwany siłą osobowości mówczyni.
Następnie pojawia się zdenerwowana pani sprzątaczka i opierdziela Martę Lempart za brak poszanowania dla jej ciężkiej pracy, po czym przynosi wiadro z wodą i nakazuje posprzątać po "happeningu". P. Lempart jest na to zbyt wielka, gdyż "walczy także dla pani dzieci" jak się wyraziła. Bardzo źle to wygląda pod względem PR-owym, a sytuację pogorszają aktywiści agresywnie dopytując panią sprzątaczkę czy jest z PiS-u.
Widz zdaje sobie sprawę (nawet gdyby nic nie wiedział o tych ludziach) że to banda gnoi, którzy w całym swoim życiu nie zhańbili się uczciwą pracą. Do im podobnych zwracał się Jordan Peterson sugerując im żeby "zmienianie świata na lepsze" zaczęli od zasłania swojego cholernego łóżka i posprzątania pokoju. Widać wyraźnie, że cała ta ferajna takiego doświadczenia po prostu nie ma. Albo nie rozumieją, że po aktach wandalizmu towarzyszących każdej ich akcji ktoś będzie musiał posprzątać - i nie będzie to ani prezes Kaczyński, ani premier Morawiecki, tylko jakaś kobieta pracująca za najniższą płacę krajową - albo po prostu nienawidzą zwykłych ludzi i pogardzają ich dyskretną, ale bardzo potrzebna pracą.
Całe to nagranie to najbardziej spektakularne samo zaoranie "lewicy" . W pigułce pokazuje ich całkowitą społeczną bezużyteczność, a nawet szkodliwość, pasożytniczy charakter, urojenia wyższościowe i pogardę dla zwykłego człowieka, który musi pracować na swoje utrzymanie wykonując taką pracę, jaka akurat jest dostępna na rynku.
Im bardziej nienawidzą ludzi wokół siebie, tym bardziej ich ckliwe serduszka wyrywają się do egzotycznych cudzoziemców za wschodnią granicą. "Gdzie są dzieci?" zawodzą posłanki lewicy w sejmie jedna przez drugą. Maja Ostaszewska pozuje do zdjęcia z dziecinnym butem, a Kinga Dunin fantazjuje o "książętach orientu" na łamach Krytyki Politycznej.
Natomiast funkcjonariusze Straży Granicznej to "mordercy" według Barbary Ku.waaa - Szatan, policjanci to "psy" jak nazwała ich Marta Lempart, a żołnierze to "śmiecie" w ocenie Władysława Frasyniuka von 80 znikniętych milionów Solidarności. Jednak ich wszystkich przebiła leciwa "Babcia Kasia" podchodząc do młodej funkcjonariuszki i nazywając ją "STARĄ ku.wą".
Żwawa emerytka tak dokazywała na Marszu Niepodległości grzmocąc uczestników kijem od swej tęczowej "flagi tolerancji", że zbrzydziła nawet posłankę lewicy p. Żukowską, która się od niej publicznie odcięła. Nowa Lewica także wydała oświadczenie potępiające brak szacunku Marty Lempart wobec pani sprzątaczki i jej pracy.
Do mojego serduszka natomiast zakradło się coś w rodzaju współczucia dla tej dużej, niezgrabnej kobiety w średnim wieku, ewidentnie nie czującej się dobrze we własnym ciele i usiłującej odgrywać rolę, do której nie ma predyspozycji. Kiedy po prostu darła ryja (profesjonalnie oczywiście), a cały jej przekaz ograniczał się do jednego wulgaryzmu nie było widać jej ewidentnej bezbronności. (Nie przychodzi mi do głowy lepsze słowo, no może angielskie "vulnerability"). Mogę sobie wyobrazić jak łatwo ją zranić, tak bardzo widoczne są jej słabe punkty. Wszystkie te publiczne wrzaski i poza silnej kobiety to ściema kryjąca prawdziwą, głęboką frustrację nie mająca oczywiście żadnego związku z "prawami kobiet", tylko historią jej własnego życia. Kolejny raz ta sama historia - prawdziwa emocja (w tym przypadku gniew) i fałszywe uzasadnienie czy raczej pretekst do wyrażenia go.
Proszę zauważyć, że - o ile wiem - nie zdecydowała się wystąpić na granicy jako "matka" zatroskana o cudzoziemskie dzieci, których miejsce nie jest w lesie. Nawet ona musiała zdać sobie sprawę, że to już zbyt grubymi nićmi szyte.
Marto, Marto, troszczysz się o wiele (niepotrzebnych i szkodliwych rzeczy), a potrzeba tylko jednego - zajrzeć w swoje serduszko i zobaczyć prawdziwą przyczynę swego gniewu. Profesjonalne darcie ryja może się wydawać jakimś sposobem na życie, ale na dłuższa metę raczej się nie sprawdza (vide przypadek Kijowskiego i Trójzęba od UBywateli RP).