poniedziałek, 29 grudnia 2025

O powołaniach z przygnębieniem

Poniedziałek, piąty dzień w oktawie Bożego Narodzenia. Tej nocy spałam, ale na przygnębienie nie pomogło. Wielki smutek z kategorii tych, co odbierają sily fizyczne.

Wczoraj w kościele byl czytany list biskupów o rodzinie. Duża część skierowana do osób żyjących w związkach nieregularnych w tonie ciepłym i zapraszającym. Wszystko to bardzo pięknie, tylko tacy ludzie do kościoła nie chodzą, a listy biskupów mieliby w glębokim poważaniu, gdyby wiedzieli o ich istnieniu.

"Osobom, które nie weszły w związki malżeńskie" nie poświęcono nawet pełnego zdania. Zostały tylko wymienione wraz ze staruszkami i niemowlętami jako ci którzy "TEŻ mają swoje miejsce w rodzinie". Jakiej rodzinie niby, skoro żadnej nie założyli?

Nawet się tym nie zdenerwowałam, bo byłam zbyt przygnębiona i niewyspana, ale w mojej głowie znów uruchomil się proces myślowy nieodmiennie prowadzący do wniosku, że nauka Kościoła o tzw "powołaniach", a przynajmniej jej wersja dla parafian, ma słaby związek z rzeczywistością.

Kiedyś - pod wpływem rekolekcji ignacjańskich - pisałam na tym blogu o rozeznawaniu powołania. Proces - w uproszczeniu - miał składać się z badania własnego serca, a następnie droga, którą się wybrało, musiała być poddana weryfikacji przez Kościół lub świat. Np mlodzieniec czuje powołanie zakonne (spowiednik też tak uważa) - znajduje więc klasztor, który go przyjmie, a potem przygląda mu sie przez ileś lat i jeśli zaakceptuje, znaczy trafił na swoje miejsce. Inny chłopak uważa, że ma powołanie małżeńskie i konkretną dziewczynę na myśli. Podejmuje decyzje, kupuje kwiaty, Pan Jezus się do niego uśmiecha z obrazu, a wybranka daje mu tzw "odkosza" i sprawa się rypła. Jeśli z drugą lub kolejną się uda, znaczy, że dobrze rozeznał.

Pytanie co się dzieje kiedy on czuje powołanie malżeńskie, a żadna go nie zechce? To samo odnosi się do kobiety. Kościół nie ma na to żadnej, ale to żadnej odpowiedzi i nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowany jej szukaniem. Teksty, że "każdy jest powołany do miłaści" są na takim poziomie ogólności, że po prostu nic nie znaczą. Tak samo slowo milość nic nie znaczy, skoro używamy go na określenie zjawisk tak różnych jak siła, która stwarza świat z niczego i podtrzymuje w istnieniu, instynkt macierzyński lub rozrodczy czy milosierdzie, w ludzkiej wersji najczęściej przypominające litość.

Na własny użytek już dawno wyrzuciłam takie rozumienie powołania do śmieci, jako całkowicie nieprzydatne, a wręcz szkodliwe dla zrozumienia  mojej sytuacji życiowej. Bliższe mi jest podejście bardziej szczególowe jak np "lekarz z powołania" lub "nauczyciel z powołania". Niestety również one podlegają weryfikacji przez świat, który musi je potwierdzić. Musisz znaleźć takie miejsce i okoliczności, by móc je realizować. A jeżeli nie znajdziesz? Znaczy, że się mylileś? Tylko ci się wydawało? Jeśli nie znajdziesz, a trafisz na coś zupelnie innego, w czym się z czasem odnajdziesz, a z perspektywy czasu uznasz za lepsze rozwiązanie, to możesz uznać, że Opatrzność skorygowała twoje plany z korzyścią dla ciebie.

Co jednak się dzieje, kiedy świat cię odrzuca, a Opatrzność patrzy w inną stronę? Nie znalazłeś (-aś) czego szukałeś (-aś), ani niczego innego. Nie masz żadnego powołania czy Bog ci nie pobłogoslawił?

Weźmy na przykład Adama Humera. Mimo, że syn małorolnych chłopów miał możliwość studiowania prawa w sanacyjnej Polsce przez trzy lata na KULu aż do wybuchu wojny, a następnie, jako komunista, mógł kontynuować studia we Lwowie. Po wojnie szybki awans w UB, a kiedy jego metody wyszły z mody, chwilowy azyl w ministerstwie rolnictwa i powrót tylnymi drzwiami do SB w charakterze doradcy.

Dlaczego wybralam zbrodniarza komunistycznego? Właśnie dlatego! Jeśli otwieranie się kolejnych drzwi jest oznaką blogosławieństwa lub właściwego rozeznania swojej życiowej drogi, to Humer był katem z powołania. Na tej samej zasadzie Kiniula Gajewska jest parlamentarzystką z powołania i z blogosławieństwem bożym, podobnie jak Belzebub Myrcha (wice)ministrem, a jego teściu mafiozem!

Co z tego wynika? Dokładnie nic, niestety! Albo, że pojęcia, ktorymi się poslugujemy są wzięte z dupy i powinny do niej wrocić, bo się do niczego innego nie nadają!

P.S.

Widziałam w Internecie sporą ilość filmików wrzucanych przez amerykańskich nauczycieli rezygnujących z pracy w szkolnictwie z powodu "evil" albo "mean students", rodziców, dyrektorów i chorego systemu zamienionego z edukacji na jeden wielki "babysitting service". 

Te nieszczęsne młode kobiety, które od dziecka marzyły o pracy nauczycielki, ze szlochem opowiadają z czym się zetknęły ze strony bachorów i ich rodziców. Jak boleśnie prawdziwe są te historie i emocje mogę zaswiadczyć mając bardzo podobne doświadczenia z rodzimą kanalią. Słuchanie tego jest dla mnie jak katharsis, mogę uwolnić emocje bez konieczności wspominania własnej traumy. Płakałabym z nimi, gdybym była do tego zdolna.

Więc co z nimi? Nie miały jednak powołania? Nikt nie ma takiego powołania? Powszechna edukacja jest contra naturam, więc z definicji nie może być tylu powołań nauczycielskich?

Magda Umer opowiada, że jako juz jako 12-letnia dziewczynka marzyła o pracy nauczycielki i dlatego po maturze poszla na polonistykę. "By przeczytać jak najwięcej mądrych książek o literaturze" i uczyć dzieci. Cytuję z pamięci, ale raczej sie nie mylę, gdyż te słowa mnie uderzyły. Magda Umer -licealistka- wyobraża sobie studia filologiczne jako czytanie książek O LITERATURZE, a nie samej literatury. To potwierdza moje podejrzenia, że w humanistycznej klasie liceum dla komunistycznych elit młodzież nigdy nie obcowała bezpośrednio z literaturą, tylko zawsze w formie zapośredniczonej - z opracowań pozbawionych ideologicznie wątpliwych wątków i odniesień. Stąd kiedy znalazla się na studiach, jakiekolwiek aluzje do Pisma Świętego w tekstach literackich były dla niej zupełnie nieczytelne, jak sama wyznała.

Jednak nauczycielką nie została, bo wkroczyła Opatrzność w postaci starszych kolegów z wiadomego liceum, którzy zaproponowali jej współpracę w tworzonym przez nich kabarecie, bo ładnie śpiewała i deklamowala wiersze. Dalej "naturalną koleją rzeczy" zabawa w kabaret zamieniła się w pracę i okazało się, że powołaniem Magdy jest scena!

W ogóle Opatrzność bardzo troskliwie opiekowala się rodziną Umerów/Humerów i innymi podobnymi, których potomkowie straszą z mediów, scen teatrów i ekranów kinowych. Niektórych powołaniem okazały się kariery bardziej dyskretne, ale zdecydowanie bardziej lukratywne...

Co robi z tą wiedzą katolik w swoim udręczonym serduszku. Ano to samo co zawsze, czyli po raz kolejny utwierdza się w przekonaniu, że myśli Boga nie są naszymi myślami, a drogi jego naszymi drogami, a ludzie Kościoła nie powinni wymyślać pojęć, ktore nie maja związku z rzeczywistością i straszyć nimi wiernych, amen.




niedziela, 28 grudnia 2025

Z przygnębieniem o świętach

Niedziela po Bożym Narodzeniu, 6 nocy do tyłu (znaczy minimalna ilość snu albo zaburzony), ból w klatce piersiowej i chce mi się płakać, ale nie mogę. Nie wiem czy to z powodu starości, stwardniałego serca czy wyschłych od komputera oczu. Tak czy siak nie moge posłużyć się tym prostym mechanizmem, aby uwolnić się od skrajnego przygnębienia.

Piekłam, gotowałam, sprzątałam, chodziłam na roraty, przygotowałam prezent, wysłałam życzenia, a Świąt Bożego narodzenia  w tym roku (dla mnie) nie było. Tak jakby nie było. Żadnej radości w sercu, żadnego pokoju. Czy to już tak będzie? Będą człowiekowi zabierane wszystkie punkty oparcia, wszystkie pociechy, chwile wytchnienia i to, co Stinissen nazywa radością Boga, a czego zdarzało mi się doświadczać mimo bardzo trudnej i niepewnej sytuacji?

Nie opuszczając swojego domu  zamieszkałam w ukraińskiej melinie z chałupniczą produkcją 24/7 i towarzyszącym jej joggingiem całodobowym, o nieustannym zgrzycie przesuwanych po gołej podłodze mebli nie wpominając. W nocy z 25na 26.12 wzywałam policję. Pomogło na 10 minut tzn tak długo jak funkcjonariusze przebywali u sąsiadów z góry...

Chwilowo jest cicho, ale nie mogę się odprężyć bo podświadomie czekam, kiedy znowu zaczną się moje tortury...

Nie jestem szczególną optymistką, ale takiej sytuacji się nie spodziewałam.

Jedynym pocieszeniem w takiej sytuacji i każdej innej zresztą jest świadomość, że i tak muszę żyć. Dotrwać do śmierci, bo nikt mnie wcześniej nie zwolni do domu z powodu złego samopoczucia.


czwartek, 25 grudnia 2025

Wigilia z demonami

Boże Narodzenie z demonami ukraińskimi z góry. Podczas wigilii uruchomiły swoja produkcję nie wiem czego. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to były urządzenia do wysadzania polskich pociągów. Nie mam pewności, nie mam dowodów, nie umiem przenikać przez ściany, żeby je zdobyć. 

Bydlaki latały po całym mieszkaniu za nami i bynajmniej nie mówiły ludzkim głosem. Gdziekolwiek chcieliśmy tę wieczerzę celebrować, nad sufitem ukraiński "diabeł walił w beczkę". Poinstruował też swego obleśnego bachora, żeby jeszcze uprawiał jogging po wszystkich pomieszczeniach. Cały arsenał lącznie z maszyną do obróbki metali na chodzie o godzinie 21! Ten bachor zresztą chyba jest wynajęty dla odwracania uwagi swoimi harcami i "lekcjami gry na gitarze", po prostu ma zagłuszać produkcję.

Wczoraj produkcja całą parą, a dzisiaj o 7 rano już płonął kościół w Lublinie na Kunickiego. Przypadek? Nie sądzę! Nie, jeszcze nie zwariowałam. Po prostu mam dwie noce do tyłu z czyjego powodu już powiedziałam. Dodam jeszcze, że jakbym dorwała w swoje ręce, to byłby koniec po minucie.

Wracając do pożaru kościoła, to wcale nie byłoby dziwne, że ktoś, kto mialby za zadanie taką akcję przeprowadzić, nawet we wschodniej Polsce, działałby w oparciu o bazę we Wroclawiu, czy raczej Ukrocławiu. Wszyscy ludzie związani ze służbami zgodnie twierdzą, że "rosyjskojęzyczna społeczność" w Polsce to najlepszy prezent dla Putina, jaki mógłby sobie wyobrazić. A gdzie owa sieć powiązań jest największa i najgęstsza?

Policja natomiast przyznaje, że na każde 10 oszustw, 9 jest autorstwa "ludzi ze wschodu" (znaczy z krajów postsowieckich). 

Teraz widać jasno, że to Braun i Konfederacja mieli od początku rację w sprawie Ukrainy i polskiej polityki wobec niej. Rząd ZP nie zdążył sie opamiętać zanim stracił władzę, a o obecnym szkoda gadać. 

Przypomnę tylko dla jasności, że rządzą nami ludzie ukształtowani w komuszo-SBeckich szkołach dla "elity". Taka to była elita, że dla jej pomiotów w dobrym warszawskim liceum o profilu matematyczno-fizyczno-chemicznym trzeba było utworzyć "klasę humanistyczną", w której nigdy nie zetknęli się z literaturą ani historią Polski. Tacy z nich "humaniści" jak z Zembaczyńskiego Naleśnika, Sroki-spod-Ogona czy Jońskiego-i-Scerby, ale wymaganie od nich zrozumienia czegokolwiek z matematyki byłoby gwałtem ze szczególnym okrucieństwem na tej jedynej komórce mózgowej w którą są wyposażeni. Poprzednie pokolenia żyjące w PRLu dawno odkryły, że trzeba studiować kierunki ścisłe jako stosunkowo wolne od komucha, który jest na nie za głupi.

"Pierwszorzędne pochodzenie" + trening jak wyżej i mamy "elity", które tak nienawidzą Polski, że zrobią wszystko, cokolwiek jest sprzeczne z jej racją stanu i dobrem obywateli. Będą lizać dupę nie tylko Szwabom, Żydowinom czy Ruskim, ale nawet Ukrom. I właśnie to robią. To im zawdzięczam zakłócanie świąt przez dzicz stepową, jakiego nie doświadczyłam nigdy, nawet za komuny!

 

wtorek, 23 grudnia 2025

Nostalgicznie o Lublinie

Wysłałam właśnie życzenia świąteczne do ludzi z roku i jakoś mi się tak lubelsko zrobiło na sercu. Zamieszczam więc kilka zdjęć zrobionych podczas ostatniej bytności (w zeszłym roku) w owym mieście, którego w czasie studiów szczerze nie cierpiałam, a obecnie nastraja mnie nostalgicznie.

Obiektywnie, miasto - jako położone na wzgórzach - jest bardzo malownicze i świetnie by się nadawało na plener dla studentów architektury, zwłaszcza starówka...

Zacznę więc od zamku, a konkretnie wieży mieszkalnej (donżonu) z XIII wieku. W czasie okupacji było tam więzienie, a zaraz po niej UBecka katownia.

XIII-wieczny donżon na zamku w Lublinie, w tle kaplica z freskami

Koniec II wojny światowej w Lublinie nie oznaczał końca tragedii. Już we wrześniu 1944 roku na zamku lubelskim siły komunistyczne utworzyły więzienie służb bezpieczeństwa (najpierw sowieckich – podległych NKWD i Smierszowi, a następnie polskiemu Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego); zamek stał się po wkroczeniu wojsk sowieckich głównym więzieniem w Polsce.

Warunki były porównywalne do tych, jakie panowały podczas okupacji niemieckiej. Wyposażenie było to samo co w latach 1939–1944 (na przykład sienniki, ale też narzędzia tortur). Według relacji pierwszych osadzonych, kiedy ich aresztowano, cele były jeszcze mokre od krwi ofiar mordu z 22 lipca. W kwietniu 1945 roku na zamku miało się znajdować około 8000 osób, co znacznie przekraczało najwyższe stany liczbowe z lat wojny.

Koleżanka, rodowita Lublinianka, mówiła mi, że - o ile dobrze pamiętam - po przekazaniu obiektu na cele kulturalne trzeba było usunąć półtora metrową(?) warstwę zaschniętej krwi. Nie wiem ile w tym prawdy...

Neogotycki zamek wygląda obecnie tak:

Neogotycki zamek w Lublinie
Poprzednią wersję  (przed przebudową w duchu neogotyckim)można zobaczyć w muzeum (mieszczącym się na zamku):


W widocznej w tle kaplicy zamkowej, istniejącej do dziś, Wladysław Jagiełło ufundował freski w stylu rusko-bizantyńskim.

Ten łysy, klęczący to Władysław Jagiełło

Lubelskie stare miasto jest unikalne. W latach osiemdziesiątych nie poszłabym nigdy tam po zmroku, a i przed zmrokiem bardzo niechętnie, a obecnie - odpicowane - tętni życiem jako atrakcja turystyczna:


W Lublinie nigdy nie chodziłam do Dominikanów, może dlatego, że ich kościół i klasztor mieszczą się na Starym Mieście cieszącym się wówczas bardzo złą sławą. Najczęściej wpadałam do Kapucynów przy Krakowskim Przedmieściu w drodzę na KUL lub spowrotem, a na mszę niedzielną do kaplicy KUL-owskiej albo do Jezuitów

Kościół Dominikanów w Lublinie
Kościół Kapucynów przy Krakowskim Przedmieściu

Swoją drogą do niedawna nie miałam pojęcia, że na KULu (w latach 1936-39) studiował prawo Adam Humer, a jego siostra, Wanda Umer, filologię klasyczną... Humer ewidentnie zachował katolicką młodość we wdzięcznym serduszku, (podobnie jak reszta tej zasłużonej rodziny):
"Adam Humer osobiście torturował również więźniów-księży, w tym ordynariusza kieleckiego, biskupa Czesława Kaczmarka, któremu podczas pokazowego procesu komuniści zarzucili szpiegostwo."
Lublin z wieży zamkowej

Toteż, kiedy Magda Umer postanowiła się ochrzcić w latach 80-tych (razem z synkiem) nie poinformowała rodziców, gdyż sądziła, że uznają to za zdradę! 

Jej ojciec, Edward, przed śmiercią widział we śnie koleżankę, ze szkoły podstawowej, która umarła w dzieciństwie.
- Co ty tu robisz? - zapytał - Przecież tak dawno umarłaś...
- No właśnie - odpowiedziała rezolutnie - więc co TY tu robisz? (https://youtu.be/dmLfgiZGLZ4)

poniedziałek, 22 grudnia 2025

"Dziewczyny płaczą, bo skończyło się już lato..."

Oczywiście te wrażliwe, subtelne i eteryczne. Ale są też dziewczyny, które starają się nie płakać nawet kiedy  leżą na podłodze UBeckiej katowni, nagie i kopane przez wielu funkcjonariuszy na raz, nawet bite drutem kolczastym w piersi i krocze, nawet sadzane na nodze stołka, tak aby weszła głęboko w odbyt...

Chłopaki natomiast nie płaczą, chyba raczej krzyczą, kiedy miażdzy się im jądra szufladą... Płacze starszy człowiek próbując opowiedzieć po 40 latach, co który z oskarżonych funkcjonariuszy z nim robił podczas przesłuchań, a wysoki sąd patrzy na na niego surowo i podejrzliwie, bez tej zachwycajacej empatii, z którą zwraca się do emerytowanych UB-ków...

Wolne sądy! Wolne sądy! Wolne sądy!

Niezawisły sąd (bo jeszcze nie zawisł, jak to tłumaczy Stanisław Michalkiewicz) skazuje jednak "parszywą dwunastkę" (copyright by Tadeusz Płużański) tzn Adama Humera i towarzyszy za stosowanie niedozwolonych metod podczas przesłuchań. Humer dostaje w pierwszej instancji 9 lat więzienia, w drugiej wyrok zmiejsza się do 7 i pół. 

Trafia do tzw "pawilonu cudów", gdzie mieścił się jego dawny gabinet. Służba więzienna zwraca sie do niego "panie dyrektorze czego pan jeszcze potrzebuje". Lekarz orzeka zły stan zdrowia. Umiera w "przerwie wykonywania wyroku". Stan zdrowia pozostałych UB-eków także nie najlepszy, a lekarz uczynny, być może też resortowy? Czy którykolwiek odsiedział chociaż rok, chociaż pół? Niektórzy ani dnia.

Edward Umer - pracujący w informacji wojskowej - uniknął kary, choć ta formacja była jeszcze brutalniejsza i bardziej zbrodnicza niż cywilny UB. Nie znamy więc szczegółów jego dokonań na niwie zawodowej, jak w przypadku starszego brata.

Wiemy natomiast od córki, że miał piękny głos i po godzinach siadał do pianina i śpiewał przedwojenne przeboje...

Koncert, koncert, koncert na dwa świerszcze i wiatr w kominie...

Śpiewał np balladę o niewdzięcznym (wobec ojca) Srulu. Dlaczego własnie o Srulu? To musiał być raczej niszowy utwór. Pochodzenie? Tylko w jednym źródle znalazłam wzmiankę, że rodzina Umerów była polsko-żydowska i widziałam jedno zdjęcie Wincentego Umera, które mogłoby ewentualnie to potwierdzać, gdyż wygląd miał raczej "bliskowschodni" w przeciwieństwie do Adama Humera, Magdy Umer i jej braci...

Z drugiej strony dowiadujemy się, że oboje rodzice pochodzili z rodzin małorolnych chłopówi i dlatego wyemigrowali do USA, a tam - jako praktykujący katolicy - ochrzcili najstarszego syna w parafii rzymsko-katolickiej św. Józefa Robotnika  w Camden. Wiadomo też, że Adam Humer - po powrocie rodziny do kraju - przed wojną studiowal 3 lata prawo na KULu, co nie przeszkodziło mu należeć do Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i Białorusi... Na tejże uczelni studiowała filologię klasyczną jego młodsza siostra Wanda. Edward Umer natomiast - według córki - za młodu był ministrantem... Kamuflaż czy apostazja? 

Wiem, wiem, to bardzo niewrażliwie z mojej strony wyciągać takie informacje po śmierci artystki, która przecież nie ponosi winy za czyny swoich przodków czy krewnych. Owszem, ale korzyści z ich pozycji i dokonań czerpała. Być może na jakimś etapie była nawet zupelnie tego nieświadoma.

W filmie Magda z 1993 r. Andrzej Woyciechowski opowiada, że pierwszy raz zobaczyl Magdę Umer w sali gimnastycznej Liceum Klementa Gottwalda jak pięknie recytowała wiersze i równie pięknie śpiewała stare, ruskie romanse na akademii szkolnej. Wydała mu się bardzo miła, nieśmiała i okrąglutka (na zdjęciu jest szczupła, może chodziło o twarz?). Był to rok 1963, czyli musiała być w pierwszej klasie. Parę lat później, gdy zaczynał z kolegami tworzyć kabaret, przypomniał sobię owa młodszą koleżankę i zaproponował współpracę. Magda postawiła warunek, że będzie występować tylko dla znajomych. Woyciechowski wyjaśnił, że to nie byla jednak nieśmiałość tylko "wewnętrzna delikatność". "None of us performs for strangers" - jak to ujął Mr Darcy mając na myśli siebie i Lizzie Bennet.

Tak więc, droga potencjalna czytelniczko, jeśli jesteś delikatna, miła i okrąglutka, a przy tym pięknie śpiewasz, grasz, recytujesz, malujesz, piszesz czy tańczysz i liczysz na to, że w związku z tym ktoś Ci zaproponuje pracę i jeszcze będziesz mogła stawiać warunki, to raczej się przeliczysz...

Mogę sobie jednak wyobrazić jak młoda Magda rzeczywiście wierzyła, że tą czy ową propozycję pracy/współpracy zawdzięcza wyłącznie swojemu talentowi, urodzie i urokowi osobistemu. "Tak się ułożyło", że zabawa w kabaret stała się codzienną pracą... Samo się ułożyło czy może  drogę do sukcesu wygrzmocił jej stryjaszek nahajką z metalową kulką tłukąc wstrętne, zupelnie nie delikatne dziewuszyska w miejsca intymne, a pomógł i tatuś w informacji wojskowej...

Uwielbiam tę delikatność i empatyczność UB-ckich/komuszych pomiotów. Tatusiowie wybijali zęby i wyrywali paznokcie najlepszym z nas, a ich dzieci i wnuki są tak wrażliwe, ze zawsze mowią "w Ukrainie", bo "na Ukrainie" nie przeszlo by im przez subtelne gardziołka. Zawsze używają odpowiednich zaimków i nigdy, przenigdy nikogo nie "misgenderują". Mniejszości seksualnych bronili by własną, wątłą piersią do ostatniej kropli krwi. Tak samo wolności religijnej, jeśli chodzi o chanukę w sejmie oczywiście... 

Co innego katole i faszyści. Ci są prymitywni i z grubsza ciosani. Ciągle przynudzają, że ktoś im kogoś zamordował podczas przesłuchania, a potem zakopal w dole z wapnem i postawił tam toaletę dla niepoznaki. Kogo to dzisiaj obchodzi? Takie były czasy! Albo ciągle o sadzaniu na nodze od krzesła. Sami to wymyślili w swoich perwersyjnych możdżkach, żeby zniesławić zasłużonych towarzyszy. A że jakieś stare próchno płacze zeznając w sądzie na wspomnienie  rzekomych tortur, których doświadczyło podczas przesłuchania... To bylo 40 lat temu, więc się nie liczy. Poza tym widok jest nieestetyczny dla wrażliwych oczu i subtelnych gustów, a to co mówi jeszcze bardziej... Że nagi, że skuty i bity do nieprzytomności, a potem wrzucony do odchodów karceru... Widocznie zasłużył, więc to nie jest żadne okrucieństwo. Okrucieństwo to jest, kiedy ktoś spojrzy krzywo na geja, albo ciemnoskórego, bo przecież nie murzyna. Tak mówić niedobra jest!

Czarzasty z łańcuchem na szyi w sejmie, bo prezydent zawetował idotyczną ustawę nakazującym ludziom zapewnić lepsze warunki mieszkaniowe psom, niż sami mają. Ewidentne pole do nadużyć i trzepania kasy przez szemrane organizacje żerujące na ludzkiej naiwności. Ale nie, on ma wrażliwe serduszko podobnie jak wszyscy towarzysze z PZPR zawsze mieli.

Mieli też subtelne gusta artystyczne, dzięki czemu zapewnili nam tę zachwycającą "elitę kulturalną", którą w dużej części sami spłodzili, a z jej pozostałą częscią spali. A że ci roszczeniowi nieudacznicy zazdroszczą? Niech sobie zazdroszczą. Wylewają hejt? Młodsi towarzysze wprowadzą cenzurę w internecie i się skończy! Będą siedzieć za wpisy w internecie jak ich nieestetyczni (zwłaszcza po przesłuchaniu) poprzednicy, którym nie podobała sie władza ludowa! Know how jak ich traktować dawno wypracowane. Izraelskie służby do dziś dnia wyrywają paznokcie, a francuskie podobno piorą w pralce (jak twierdzi red. Parafianowicz)...

P.S.

Informacje zawarte w tym tekście czerpię głównie z filmu Magda https://youtu.be/dmLfgiZGLZ4, Humer i inni https://youtu.be/eMXh4JJP8KI, Bestie - Edward Umer https://youtu.be/QR8uN8_o68c, artykułu Adam Humer - stalinowski zbrodniarz skazany w III RP https://wiadomosci.wp.pl/adam-humer-stalinowski-zbrodniarz-skazany-w-iii-rp-6126020387444353a oraz artykułu Wojciecha Hanusa Rodzina Umerów i jej działalność w powiecie tomaszowskim w latach 1936–1946.




niedziela, 21 grudnia 2025

Jeszcze o Magdzie Umer i produkcji komunistycznych elit

Dooglądałam film Magda z 1993 https://youtu.be/dmLfgiZGLZ4 do końca, a tam gdzieś przy końcu najciekawszy wątek - produkcja komunistycznych elit! 

Magda Umer opowiada, że chodziła do komunistycznego żlobka, komunistycznego przedszkola i komunistycznej szkoły (podstawowej i średniej w jednym?) i w związku z tym po raz pierwszy zetknęła się z jakimikolwiek odniesieniami do chrześcijaństwa dopiero na studiach polonistycznych!!! Nie miała na przyklad pojęcia o jaki krzak gorejący może chodzić!!!

Co to w praktyce oznacza?

  1. Musiały istnieć (i pewnie nadal istnieją) specjalne żłobki, przedszkola i szkoły (podstawowe i średnie) dla dzieci nomenklatury i SB-ków.
  2. Z programu tych szkół wycięto większość historii i literatury polskiej, a nauczano np historii komunizmu? Żydów? ZSSR?
  3. Komuniści ewidentnie zainspirowali się angielskimi szkołami publicznymi (tzn prywatnymi w naszym rozumieniu), których głównym zadaniem jest produkcja elit. Te elity miały być kulturowymi cudzoziemcami w kraju, poddanym ich władzy!

Najciekawsze, że Magda chodziła do klasy humanistycznej z łaciną. Jak w klasie humanistycznej można ominąć 90% literatury polskiej pozostaje dla mnie tajemnicą. Jakiej historii tam uczono?

Każdy uczeń liceum już w pierwszej klasie styka się z tekstem Bogurodzicy, Rozmowy Mistrza Polikarpa ze śmiercią, Legendy o św. Aleksym, Pieśni o Rolandzie itp. O poezji Kochanowskiego już nie wspominam. A co z Sienkiewiczem? Jak można czytać np Potop i się nie zauważyć odniesień do chrześcijaństwa? A wielcy romantycy? A Norwid? 

Nawet jeśli nie uczyli się o literaturze polskiej, to w każdej innej europejskiej - z rosyjską włącznie - jest dokładnie to samo! Czy przygotowano dla nich ocenzurowane wersje lektur? (Nowacka chce to teraz wprowadzić we wszystkich szkołach !)

Stanisław Krajski opowiada w jakimś filmie o swojej polonistce-komunistce z liceum, która nie rozumiała, co oznacza zdanie "niech się mury Jerycha porozwalają jak kłody" z wiersza Norwida i miała dziwne pomysły interpretacyjne (niestety, nie przytacza jakie). 

Sama pracowałam w Liceum Sióstr Urszulanek z polonistką, która nie miała żadnej wiedzy (albo śladową) na temat Pisma Świętego Nowego i Starego testamentu i nie rozumiała żadnych odniesień do postaci biblijnych (typu Tobiasz i Sara z Księgi Tobiasza). Nie czytała też Tolkiena, bo - jak wyjaśniła - jest "tradycjonalistką". Do jakiej "tradycji" się odwoływała?

Antoni Macierewicz przy jakiejś okazji opowiadał, że podczas weryfikacji WSI (chyba) zetknął się z bardzo inteligentnymi i wykształconymi ludźmi, których wiadomości z historii Polski ograniczały się do losów pojedynczych komunistów. Mieli zupełnie inaczej umeblowane mózgownice niż większość obywateli naszego kraju, gdyż zapewne byli produktami takich właśnie szkół, o jakich mówiła Magda Umer.

Ciekawe, że PRLowska literatura i filmy dla młodzieży pełne są postaci, których realia życiowe drastycznie odbiegają od sytuacji potencjalnego czytelnika czy widza. Mam na myśli różne Jeziora osobliwości, Szaleństwa Majki Skowron czy inne Jowity. Ten ostatni film nakręcony został na podstawie powieści Dygata (scenariusz Konwickiego), reżyserowany przez Morgensterna, główne role zagrali Daniel Olbrychski, Barbara Kwiatkowska i Kalina Jędrusik. Kultura PRLu w pigułce - sami swoi. Od dyżurnych literatów systemu poprzez reżysera właściwego pochodzenia (etnicznego) do piękności "poziomych" robiących karierę przez łóżko...

Tak mi się skojarzyło przy okazji opowieści Magdy Umer o jej paczce z liceum. Wspomniała na przykład, że kiedy pokłóciła się z chłopakiem i na studniówce tańczyła z kimś innym, wszyscy nauczyciele byli bardzo zmartwieni i usiłowali młodych pogodzić. 

Czy ktoś widział coś takiego w realnym życiu? To brzmi jak żywcem wyjęte z jakigoś PRLowskiego filmu dla mlodzieży typu Beata, albo ten, gdzie niunia zgubiła zegarek, czy też serial z Pacułą - pracującą w szpitalu - w roli głównej. Niestety, nie pamiętam tytułów tych wybitnych dzieł...

Morał z tej historii jest taki, że - przypuszczalnie - te szkoły nadal istnieją pod zmienionym szyldem i nadal hoduje się tam elity kompradorskie, potrzebne do zarządzania kolonią z nadania brukselskiej/berlińskiej metropolii. To jest odpowiedź, skąd się bierze owo wykazywane w sondażach ok. 16 % społeczeństwa, które nienawidzi polskości albo - co najmniej - się z nią nie identyfikuje. 

To jest odpowiedź, skąd się biorą politycy, którzy nie wiedzą ilu jest królów albo jednemu z nich nadają imię Belzebub. To wyjaśnia skąd się biorą posłanki tak słabo znające język polski, że potrafią krzyczeć hasło "dość dyktatury kobiet" mając na myśli coś wręcz przeciwnego... 

P.S.

Sprawdziłam liceum Magdy Umer, to XIV LO im. Staszica w Warszawie, które w latach 1953-1990 nosiło imię Klementa Gottwalda. W rankingu Perpektyw z 2024 pierwsza szkoła w Polsce i pierwsza w Warszawie! Wśród znanych absolwentów Jerzy Urban, Helena Łuczywo, tatuś Nowackiej (Jerzy), Jan Lityński, Wanda Rapaczyńska, Marek Borowski i Magda Umer. 

Jest oczywiście wielu zacnych absolwentów przedwojennych, gdyż szkoła powstała w 1906, a w czasie okupacji prowadziła tajne komplety. I tak szacowną instytucję z tradycjami komuchy zamieniły na wylęgarnie swoich elit, które kończąc klasę humanistyczną nie miały nigdy kontaktu z literaturą polską!!! Bo jak to inaczej rozumieć? Kiedyś byl inny program? Bez Kochanowskiego i Mickiewicza? Nie wierzę!!!

sobota, 20 grudnia 2025

Na marginesie śmierci Magdy Umer

Kilka dni temu umarła Magda Umer. Kiedyś nawet ją lubiłam, byłam w jakimś stopniu pod urokiem poetyckiego nastroju jej piosenek słyszanych w dzieciństwie i wczesnej młodości. Nie pamiętam czy najpierw dowiedziałam się, że jest córką Adama Humera - komunistycznego oprawcy, diabła z Rakowieckiej - czy posłuchalam jej piosenek jako osoba dojrzała. (Tak, wiem, że nie córką tylko bratanicą, ale cała reszta rodziny - ojciec Edward Umer, jego dwie siostry i dziadek Wincenty to komunistyczni działacze okresu stalinowskiego).

Uderzyło mnie, że ona zupełnie, ale to zupełnie nie ma głosu. Nie, że ma przeciętny, po prostu go nie ma. Przeciętny głos brzmi przy wydawanych przez nią dźwiękach jak dzwon ze spiżu. To co uprawia można przy dużej dozie dobrej woli określić jako melorecytację często przechodząca w szept. Słuchanie tego jest dla mnie niewymownie męczące. Sama artystka przyznała, że krytycy nazywali jej śpiew miałczeniem lub piszczeniem, moim zdaniem trafnie...

Nie będę się czepiać jej wyglądu, powiem tylko, że identyczna dziewczyna bez resortowego pochodzenia nie zostałaby nigdy zauważona. Nikt nie zachwycałby sie jej eterycznością, nie porównywal do elfa czy rusałki i nie twierdził, że "śpiewa duszą"...

Trafiłam w internecie na film i z 1993 pt Magda https://youtu.be/dmLfgiZGLZ4, w którym m.in. opowiada o swoim ojcu, który - jak się wyraziła - był pierwszą miłością jej życia. Bardzo przystojny i obdarzony pięknym, mocnym głosem, po pracy (w informacji wojskowej) grał na pianinie i śpiewał przedwojennne przeboje, w tym ckliwą balladę o małym Srulku i jego tatusiu. Finał byl taki, ze Srulek - kochany syneczek - kiedy się w końcu dorobił nie zaprosił nawet tatula na swój ślub. W tym miejscu mała Magda zawsze płakała, takie miała wrażliwe serduszko...

Gdybym nic nie wiedziala o tej kobiecie, jej rodzinie i mechanizmach "promocji talentów" w PRLu, uwierzyłabym jej i szczerze polubiła, ale nie mogę, gdyż przed laty obejrzałam inny film pt Humer i inni https://youtu.be/eMXh4JJP8KI z roku 1994. Kontrast między Magdą Umer opowiadającą o ukochanym ojcu i chorych młodszych braciszkach - z których jeden umarł w dzieciństwie, a drugi wymagał operacji serca - a zeznaniami ofiar Adama Humera jest bolesny.

Oczywiście nikt nie jest odpowiedzialny za czyny swoich rodziców i krewnych, ale jeśli właśnie im zawdzięcza karierę, to jednak powinien wiedzieć kiedy wypadałoby zamilknąć z szacunku dla ofiar. No chyba, że takiego szacunku nie ma i pani Magda nie uważa ich za ludzi, a porównywanie nieszczęścia chorych braciszków do osób torturowanych przez stryja wydaje sie jej absurdalne.

Swoją drogą podobieństwo rodzinne między artystką a diabłem z Rakowieckiej uderzające. Ten sam koloryt - jasna cera, gęste włosy w kolorze rudoblond (na starość przechodzącym w żółtawą siwiznę) jasne oczy - szare lub szaro-niebieskie - spoglądające melancholijnie zza szkieł okularów. Na zdjęciach z młodości twarz Humera też wydaje sie wrażliwa i inteligentna. Być może to zasługa okularów. Na starość usta zamieniły się w wąską podkowę, co nadaje twarzy karykaturalny wygląd. Głos wydaje się cichy i łagodny jak w niezapomnianych interpretacjach poezji w wykonaniu jego bratanicy...

Czy wrażliwy inteligentny człowiek może w perwersyjny sposób znęcać się nad kobietami doznając przy tym podniecenia seksualnego? A może to po prostu psychopata?

A firmowa "wrażliwość" Magdy Umer to jej cecha wrodzona czy wybór podyktowany absolutnym brakiem głosu? Nadużywanie szeptu jest jakimś sposobem na zatuszowanie tak istotnego dla piosenkarki deficytu. Jakoś historia wrażliwej mimozy robiącej karierę sceniczną w PRLu dzięki swojej zachwycającej subtelności nie wydaje mi się wiarygodna.

Janusz Wiśniewski (nie wiem kto to jest) stwierdza w wyżej wspomnianym filmie, że Magda Umer miala bardzo silną osobowość narzucającą innym swoją wolę ("królowała między dziewczętami") i nie pamięta, aby kiedykolwiek była zatrudniona np do robienia herbaty na jakiś spotkaniu. Raczej domagała się podania pierniczków, które miala w zasięgu ręki, a jednocześnie w swoich piosenkach zachwycała dziewczęcością i subtelnością...

Agnieszka Osiecka natomiast słysząc jej piosenki myślała o niej jako "pannie ćmie" lub rodzaju świerszcza, ale kiedyś na wakacjach nad morzem usłyszała, jak chlopaki się zwołują "chodźcie zobaczyć jak Umer opala sie nago na dzikiej plaży" i już nie wiedziała czy to zdrowy, opalony golas czy eteryczna istota spowita w szary tiul. Kiedy ją poznala osobiście, uznała, że pół na pół, "dorosły elf" jak to określiła. Miałam wręcz wrażenie, że chodziło raczej o elfa dla dorosłych...

Nie pamiętam gdzie (chyba tu http://magdaumer.pl/home/zyciorys/) sama Umer opowiada o czasach licealnych i swojej 6-osobowej paczce zlożonej z 3 par (w tym ona ze swoim chłopakiem). Zakończyła na "bardzo przyjemnej porażce" w beznadziejnej walce z hormonami. Dlaczego owa porażka byla bardzo przyjemna? Ano bo ani ona, ani jej luby "nie znali pojęcia grzechu", choć zachwycający tatulo mówił, że wprawdzie wydaje  mu się, że Boga nie ma, ale należy tak żyć, jakby był...

Cały ten wątek wygląda jak wzięty z  powieści dla młodzieży Krystyny Siesickiej lub jakiegoś PRLowskiego serialu. Nie twierdzę, że autorka zmyśla, tylko że po prostu nie widziałam czegoś takiego w naturze ani w swoich czasach licealnych, ani pracując w szkole średniej jako nauczycielka.

W filmie Magda pojawia się też Hanuszkiewicz, który usłyszał jak śpiewała "swoje śliczne piosenki" i uznał ją za rusalkę jakiej szuka (do Balladyny?). Oczywiscie nie wiedział, kto to jest, po prostu go zachwyciła... 

Nic na to nie poradzę, ale nie mam łaski wiary w takie cuda, zwłaszcza, że ostatnio widziałam jakieś nagranie (z komputerowym głosem) o nomenklaturowych lub resortowych dzieciach na scenie i ekranie za komuny (https://youtu.be/0njc6e9Qdok). Wymienione były tam następujace osoby: Hanuszkiewicz, Seweryn, Fronczewski, Janda, Zawadzka, Seniuk, Stuhr i Englert (Jan i Maciej).  Trzy z nich - Hanuszkiewicz, Fronczewski i Janda - występują w filmie Magda i wypowiadaja się w tonie pozytywnym o głównej bohaterce...


środa, 10 grudnia 2025

Oszustwo na Pocztę Polską i funkcjonariusza CBŚ

Zadzwonił do mnie klasyczny oszust na "pocztę polską" i jego wspólnik "inspektor CBŚ Marek Boroń". Za pierwszym razem dałam sie podejść odruchowo poprawiając błędny numer bramy, za drugim facet się spłoszył, spróbował jeszcze raz, ale znowu się rozłączył.

Dzwonił z numeru alarmowego 112. Pytanie na śniadanie: skąd wziął mój telefon stacjonarny imię, nazwisko i nazwę ulicy? Nie znał tylko numeru bramy i mieszkania. Ten typ oszustwa próbuje się wobec seniorów. Seniorką jestem od miesiąca i już figuruję na liście potencjalnych jeleni! Kto sprzedaje dane? ZUS? Centrum Seniora? Nadzór Budowlany? Spółdzielnia Mieszkaniowa, policja czy bank? A może Poczta Polska?

Dość przerażające, że sępy specjalizujące się w okradaniu starszych ludzi mają tak łatwy dostep do informacji!

poniedziałek, 8 grudnia 2025

Będąc młodą emerytką...

Święto Maryjne, wieczór, po ponownej lekturze decyzji o przyznaniu mi emerytury. Wygląda, że wszystko się zgadza, o ile jestem w stanie to ocenić. Mam już legitymację, a nawet kartę seniora! Teraz rozpocznę hulaszczy tryb życia w ramach moich skromnych środków!

Myślałam, że doświadczę wielkiej ulgi i radości, tymczasem uczucia miałam bardzo mieszane, co gorsza nieuchronnie dopadły mnie podsumowania mojej "drogi zawodowej", a przy okazji całego życia w tonie niekorzystnym. Jednak  na jakimś głębszym poziomie ulga jest znaczna, co widać po dziwnych zakupach, których już trochę zrobiłam...

Obejrzałam niedawno taki oto film na YouTube https://youtu.be/VnsZAFmtoJY ("Ewangelia a psychoterapia – co naprawdę pomaga?") Słuchało się przyjemnie, człowiek (znaczy terapeuta) robił dobre wrażenie, ale potem pojawiły się liczne wątpliwości...

Pan terapeuta ( z pierwszego wykształcenia astrofizyk) zapewniał raz po raz, że Bóg pragnie naszego szczęścia sam z siebie, nie musimy go o to usilnie prosić, bo kiedy modlimy się o coś, czego nam brak, on już tam jest (znaczy w przyszłości?) i coś robi w tej sprawie. Jest bowiem panem czasu, który go w żaden sposób nie ogranicza, jak to się dzieje w przypadku człowieka.

Zacytował słowa pewnego jezuity usłyszane w młodości, które brzmiały mniej więcej tak (cytuję z pamięci): Gdybyś wiedział, że swoją miłość spotkasz w wieku 53 lat, czy zająłbyś się oczekiwaniem i liczeniem dni? Przecież to byłby absurd. Bóg chce byś byl szczęśliwy w swoim życiu teraz, czy jakoś tak...

Wszystko to bardzo pięknie, ale skąd założenie, że "spotka swoją miłość" lub "Bóg mu da miłość/ukochaną kobietę" (nie pamiętam jakich użył słów)? Jest naturalne, że młody człowiek tęskni za miłością, ale oczekiwanie, że ta tęsknota jest gwarancją spełnienia pragnienia, jest nieco na wyrost, mówiąc bardzo oględnie.

Nie wiem co wspomniany jezuita rzeczywiscie miał na myśli, więc nie będę z tym dyskutować. Zgadzam się, że powinniśmy cieszyć się swoim życiem takim, jakie mamy i nie uzalezniać owej radości czy szczęścia od spelnienia pragnień. Ono może nigdy nie nastąpić, albo w tak zmienionej formie, że nawet go nie rozpoznamy lub z takim opóźnieniem, że nie będzie mialo żadnego znaczenia dla jakości naszego życia...

Też kiedyś uważałam, że nasze pragnienia są znakiem "woli bożej". Życie zweryfikowało ten pogląd negatywnie i  teraz raczej podejrzewam, że wszystkie one kierują nas bezpośrednio na Boga znaczy każde pragnienie jest w istocie pragnieniem Boga i mamy je w sercu nie po to, aby sie spełniło w tym życiu, tylko jako kierunkowskaz, za którym podążamy w wieczność...

Wielką przyjemnośc sprawiła mi lektura Jerychonki Rodziewiczówny. Chyba pierwszy raz w życiu zetknęłam się z tak sensownym opisem powołania artysty czy twórcy w ogóle i jak ma się ono do malżeństwa/milości. Bardzo prawdziwy wydał mi sie opis krótkiego "szczęśliwego" okresu w życiu małżeńskim bohaterki, której mąż nie mógł znieść, że "ciągle"(tzn kilka godzin dziennie) zajmuje się malowaniem, a nie nim, po czym poszedł w długą, czego czytelnik zresztą spodziewał się od chwili nieszczęsnej decyzji o ślubie...

Natomiast ojciec rekolekcjonista u paulinów adresował swoje nauki wyłącznie do małżeństw (choć nikt nie ostrzegl o tym "ogółu wiernych" narażając ich na stratę czasu i  przykre doświadczenie "wykluczenia rekolekcyjnego" na mszy niedzielnej). Zwrócił obecnym w kościele żonom i mężom uwagę, że przysięgę małżeńską składali dobrowolnie, podobnie jak on - w wolności - zdecydował się pojść za powołaniem zakonnym i do kaplaństwa. Z owej wolnej woli coś mialo wynikać, ale nie pamiętam co, bo w ktorymś momencie przestałam słuchać...

No cóż ojcze rekolekcjonisto, w życiu bardzo niewiele sobie wybieramy. Najbardziej typowy wybór, jaki mamy, to między buntem a akceptacją sytuacji od nas calkowicie niezależnej. Czy to czyni z nas niewolników? Nie wiem, ale nawet gdyby tak bylo, to co? I tak musimy żyć. Obudzić się rano, wstać z łóżka, ogarnąc się i spędzić kolejny dzień najlepiej jak umiemy i czerpać z niego tyle radości, ile się da...

Ciekawe, że w całym tym (zbytecznym) gadaniu o powołaniach nikt nie bierze pod uwagę sytuacji odrzucenia. Jakie niby "powołanie" ma ktoś odrzucony, dla którego "świat" ani Kościół nie znajduje zastosowania i nie chce mieć z nim nic do czynienia? Przecież taka sytuacja jest udziałem wielu i to nie tylko stoczonych alkoholików czy innych ćpunów...

Jakoś tak jest, że na naprawdę ważne pytania nikt nie zna odpowiedzi, więc słyszymy wyłącznie nauki o rzeczach dla nas całkowicie nieprzydatnych lub zgoła niezgodnych z rzeczywistością i naszym doswiadczeniem...