niedziela, 20 kwietnia 2025

O wierze w Zmartwychwstanie Jezusa i rekolekcjach u paulinów

 Wielkanoc. Siedzę z obolałymi nogami na biurku i nie mam siły nigdzie iść, choć pogoda jak marzenie (nie moje). Na wigilii paschalnej (i całym Triduum też) byłam u Paulinów. Procesja rezurekcyjna odlotowa, nieoczekiwanie niosłam wstążkę od feretronu i szłam tuż za Najświętszym Sakramentem...

Wszystko to bardzo pięknie, gdyby nie delikatny zgrzyt w kazaniu O. Tomasza. Na początku zaczął się rozwodzić nad tym jak trudno NAM pojąć Zmartwychwstanie... Słuchałam tego z dużym dystansem. Komu trudno pojąć zmartwychwstanie? Na pewno nie NAM, wiernym!

W mojej skromnej ocenie pokonanie śmierci - która jest procesem dość tajemniczym - dla kogoś, kto jest więcej niż człowiekiem, nie jest jakoś szczególnie niemożliwe. Jest to na pewno tysiąckroć bardziej możliwe niż powstanie życia przez walnięcie pioruna w aminokwasy uprzednio wyprodukowane nie wiadomo jak i przez kogo. Przy wierze w powstanie zupełnie nowych gatunków przez przypadkowe mutacje genów zmartwychwstanie wydaje się zaiste drobnostką (jeśli chodzi o stopień prawdopodobieństwa).

To jest własnie problem z księżmi, absolwentami seminariów, w których straszą teorie niemieckojęzycznych niewierzących teologów. Ci nieszczęśni ludzie uczą sie wstydzić swojej wiary jako obciachowej i przyjmować snobistyczny, pseudonaukowy bełkot (nie oparty na niczym) za prawdę objawioną...

Drodzy księża, my wierni nie mamy problemu z wiarą w Zmartwychwstanie Jezusa i nie zamierzamy jej porzucać, aby być bardziej trendy, więc kiedy do nas mówicie nie imputujcie nam swoich własnych trudności. Nie wpierajcie nam, że w Wielkim Tygodniu marzymy, żeby było juz po świętach - to wasz problem (pewnie z uwagi na obciążenie obowiązkami w tym czasie)

Drodzy rekolekcjoniści, nie opowiadajcie nam, że jest nas mało w kościele, bo "straszyliśmy piekłem". Oszczędźcie nam opowieści jak łamaliście post w Wielki Piątek, aby zaprosić przygnębionego współbrata do najlepszej kawiarni w mieście na tort bezowy. My (w większości) nie mamy takich możliwości finansowych, ani kosztownych przyzwyczajeń. Co najwyżej pogadalibyśmy z kimś potrzebującym nad herbatą i ciasteczkiem albo przy poczciwym śledziu po wiejsku.

Nie, to nie do nas należy zbawianie świata. Jezus to już zrobił raz, a dobrze. Wezwanie Jezusa "bierzcie i jedzcie" oraz "bierzcie i pijcie z tego wszyscy" znaczy dokładnie tyle, a nie, że to nasze ciała mają być wydane na okup za wielu. Jesteśmy odpowiedzialni za własne życie, a nie za to ile ludzi jest w kościele/na rekolekcjach.

Ludzie szukają Boga, bo to on ich do tego inspiruje i robi to w określonym czasie. Nasze wysiłki nic tu nie wnoszą, choć czasem możemy być narzędziem w jego rękach nawet nie zdając sobie sprawy.

A nade wszystko przestańcie przeciwstawiać porywy serca (dobre) doktrynie (złej). To tak jakby, ktoś uznał, że nie potrzebuje kręgosłupa, bo tkanki miękkie są lepsze i mięczaki radzą sobie nieźle w przyrodzie. My, ludzie jesteśmy jednak kręgowcami i układ kostny jest nam niezbędny. Nie przychodzimy na pokazy infantylizmu w wykonaniu panów w średnim wieku, ani wątpliwe teorie ich autorstwa. 

Na ostatnich rekolekcjach u paulinów dowiedziałam się że żona nie może być zbawiona, jeśli mąż będzie potępiony i - przez analogię - my obecni w kościele nie będziemy zbawieni jeśli nie przyciągniemy tych nieobecnych. Przyznam, że to nowa dla mnie teoria i nie rozumiem jak się ma, do koncepcji, że wszyscy ludzie będą zbawieni, chcą tego czy nie.

A może jednak zdrowa nauka jest potrzebna, żeby uniknąć takich wygibasów? A może jednak krytycy papieża Franciszka mają racjonalne argumenty? Może nie wszyscy są złymi ludźmi (jak pisząca te słowa) i "katotalibami" jak się uroczo wyraził ojciec rekolekcjonista?!!!

czwartek, 17 kwietnia 2025

Niewesołe refleksje w Wielki Czwartek

 Rok temu w Wielki Czwartek aresztowano ks. Olszewskiego, upokarzano go na wszystkie możliwe sposoby, lącznie z rozpowszechnieniem falszywej informacji, że to pedofil, aby musiał się obawiać w areszcie o życie. Zniszczono jego dobre imię, zniszczono dzieło w które wiele zainwestował on sam (pomysł, energia, praca) i jego zgromadzenie (duży wkład własny, co - zdaje się przesądziło o wygraniu konkursu). Zniszczono go psychicznie...

W tym roku mamy sprawę księdza Glasa sądzonego w Anglii za nieobyczajne zachowanie wobec nieletniego (nastolatka)... Oczywiście nie wiem, czy zarzut jest prawdziwy. Po sprawie kardynała Pella mam tendencje nie wierzyć... Tam też był jeden "poszkodowany", który sobie "przypomniał" po latach akurat w momencie, gdy australijski hierarcha wziął się za porządkowanie finansów Watykanu.

Poza tym nieobyczajne zachowanie wobec całej populacji: dzieci, młodzieży, dorosłych i starców jest obecnie promowane na tzw paradach równości (gay pride). Czy publiczne obnażanie się i obsceniczne zachowanie uczestników nie jest kwintesencją nieobyczajności? Dlaczego ich się nie ściga. A drag hour dla dziatwy szkolnej? Pięciolatki zachęcane do macania genitaliów dorosłych mężczyzn? Czy moze być coś bardziej nieobyczajnego?

W Rowach, na plaży w Słowińskim Parku Narodowym obnażają się ekhibicjoniści pod szyldem nudystów. Sami faceci z fiutami na widoku podchodzący do ludzi - także dzieci - o wiele za blisko. Niektórzy jawnie walą konia. Nikt nie reaguje, mimo że oficjalnie nie ma tam żadnej plaży nudystów! 

Zapewne większość chrześcijan, a zwłaszcza powołani do kapłaństwa, biorą pod uwagę możliwość męczeństwa, ale nie zdają sobie sprawy jak ono będzie wyglądać. Nie przypuszczają, że czeka ich przyczepienie łatki "pedofili" jako całej grupie, a oprócz tego oskarżenia indywidualne, kiedy się komuś szczególnie narażą...



środa, 16 kwietnia 2025

Na marginesie sprawy księdza Glasa

Odkąd usłyszałam Terlikowskiego komentującego tę sprawę w podkaście firmowanym przez Więź szukałam jakichś szczegółów. Tyle udało mi się znaleźć na Deonie:

 Pokrzywdzona osoba opisała w sądzie przekraczanie przez duchownego kolejnych granic, które zaczęło się od prośby o "chodzenie po plecach", co miało pomóc księdzu w bólu pleców. Portal itv.com podał, że duchowny miał także uznać nastoletnią pokrzywdzoną osobę za opętaną i wykonać nad nią serię egzorcyzmów, ponieważ broniła się, gdy w mających być zabawą "zapasach" ksiądz przycisnął twarz pokrzywdzonej osoby do swojego krocza. (...)

Ks. Glas zaprzeczał stawianym mu zarzutom, utrzymując, że do wykorzystania nie doszło. Przyznał jednak, że ma "problem ze stopami" i że dopuścił się kradzieży torby z dziecięcymi skarpetkami właśnie ze względu na "fetysz stóp". Został jednak oskarżony o wielokrotne masturbowanie się, gdy równocześnie przyciskał twarz do stóp dziecka. 

Chodziło o zdarzenia mające miejsce w latach 2004-2007. Pokrzywdzony miał zadzwonić do ks. Glasa i nagrać z nim rozmowę - w której duchowny go przeprasza i próbuje odwieść od kroków prawnych - po czym wykorzystać owo nagranie jako dowód w sprawie. 

Muszę stwierdzić, że począwszy od komentarza Terlikowskiego, poprzez artykul na Deonie i wszystkie zebrane tu i ówdzie informacje, cała ta sprawa wydaje mi się dęta, naciągana, chwilami niepoważna...

Dlaczego? Popatrzmy na szerszy obraz! W Wielkiej Brytanii cały aparat państwa ignorował latami gwałty zbiorowe i zmuszanie do prostytucji dziewcząt w wieku szkolnym, z robotniczych rodzin (lub z dołów społecznych). Często towarzyszyło temu bicie, tortury, były też przypadki morderstw. O tym jednak rozmawiać niedobra jest, bo sprawcami są Pakistańczycy. Proceder trwa od dekad, a ofiar jest wiele tysięcy....

W tym samym kraju, na wyspie Jersey natomiast sądzi się księdza, że prawie 20 lat temu miał "fetysz stóp" i nieprzyzwoite zachowania wobec nieletniego... Z 10 zarzutów ostały się 2. Żadne nie było gwałtem...

Wymiar sprawiedliwości, który ignoruje gwałty zbiorowe na 11-latkach i zmuszanie ich do prostytucji, a pochyla sie z troską na "fetyszem stóp" jest chory!!! 

Przypomina mi to wywiad z Bodnarem, którego pytano o uwolnienie Cyby skazanego na dożywocie za zamordowanie Marka Rosiaka i usiłowanie morderstwa wobec jeszcze jednej osoby. Wypuszczono go po 14 latach, pod pretekstem demencji i przekazano do DOS, gdzie kierowniczka musiała natychmiast wezwać policję z powodu jego agresji wobec innego pensjonariusza. Policja nie miała ochoty przyjeżdżać, dopoki nie usłyszała nazwiska sprawcy. Tak rzecz się wysypała.

Bodnar robił wrażenie jakby sprawa dotyczyła drobnego uchybienia proceduralnego, a nie wypuszczenia na wolność mordercy i umieszczenia go wśród ludzi najsłabszych i najbardziej bezbronnych...

Natomiast kiedy mowa była o zdjęciu immunitetu Kamińskiemu i Wąsikowi natychmiast zapłonął świętym gniewem na tych odrażających przestępców, bo w końcu czym jest mordowanie pisowców wobec niepojętej zbrodni walki z korupcją?!!!

Kajdanki zespolone wobec gwałciciela i mordercy 10 letniej dziewczynki to okrucieństwo, wobec urzędniczki przetrzymywanej w areszcie na podstawie zeznań wymuszonych szantażem to adekwatny środek zapobiegawczy...

Nie wiem jak dokładnie opisać charakterystyczną dla wszelkiego lewactwa przypadłość : atrofia sumienia, upośledzenie władz poznawczych, niezdolność do ocenienia skali zła, niezdolność do adekwatnego osądu sytuacji? Cokolwiek to jest, w normalnym społeczęństwie byliby przymusowo resocjalizowani lub conajmniej odsunięci od wszelkich urzędów i decydowania o losach innych ludzi.

Jeżeli za "nieobyczajne zachowanie" wsadza się do więzienia, to co z gwałtem zbiorowym na nieletnich i zmuszanie ich do prostytucji? Jak jest adekwatna kara? Rozdzieranie końmi? Wsadzanie na pal? Ćwiartowanie czy patroszenie?


niedziela, 13 kwietnia 2025

Siedem dni Ibrahima

Oglądałam wywiad Mazurka z Agnieszką Holland (na Kanale Zero https://youtu.be/K7olShQhljY), pod którego wrażeniem pozostaje do dziś dnia. Najbardziej zasmuciło mnie, że ani pan redaktor, ani pani reżyserka nie pamiętali imienia Ibrahima-Wodnika i nazywali go Ahmedem!!! Jak tak można wobec bohatera NAGRODZONEGO reportażu TVN?!! 

Doszłam więc do wniosku, że mimo zagęszczenia tematów aktualnych - jak choćby zbrodnia pomalowania płotu Owsikowi, Rumunia we Francji, wypuszczenie Cyby, cofnięcie koncesji Republice i wPolsce 24 oraz najnowsza komisja sejmowa - muszę wrócić do jego  wzruszajacej historii.

Redaktor Mazurek całkiem otwarcie wyrażał powątpiewanie w jej prawdziwość, sławna "reżyserka" półgębkiem. Ja natomiast całkowicie tę kwestię pominę, zdając sobie sprawę, że dla tzw "elit europejskich" i ich medialnych cyngli pojęcie prawdy po prostu nie istnieje.  Tematem przyczyny ich notorycznych, a bezwstydnych kłamstw i manipulacji zajmę się w osobnym wpisie.

Wracając do historii Ibrahima już pierwsze zdanie relacji p. Wappy, że mężczyzna "wyłonił się dla świata" w konkretnym miejscu, wprowadza nas w świat poezji lub co najmniej prozy poetyckiej... Dziwię się, że wybitna twórczyni nie dostrzegła potencjału tej opowieści i nie pokusiła się o przelożenie jej na język obrazów, które same narzucają  się wyobraźni odbiorcy jak - nie przymierzając - kantowski imperatyw kategoryczny.

Początek mógłby - dla niepoznaki - wygladać jak zapowiedź krwistego kryminału:



Oto nasza urocza bohaterka woła pieska, który biegnie ku rzece. Piesek biegnie, a kobieta go woła. W końcu piesek staje na brzegu i przygląda się zaciekawiony siedemdziesięciu pływającym trupom. Kiedy jego pani dociera nad wodę kamera pokazuje zbliżenie jej wrażliwej twarzy wykrzywionej bólem i przerażeniem....

Owa rzeczka i sielski krajobraz, wśród którego się wije będzie nam towarzyszyć przez cały film. Według "materiału źródłowego" powinna być skrzyżowaniem Bugu ze Świsłoczą i płynąć na jakimś odcinku (siedmiodniowym) przez puszczę i bagna... Dla celów filmu wystarczy dowolny ciek wodny, do którego może wejść aktor nie umiejacy pływać...

Nasza zachwycajaca bohaterka mimo straszliwej traumy z pierwszego ujęcia obsesyjnie wraca nad wodę. Czy to przeznaczenie czy przyzwyczajenie ?


Kiedy więc pewnego dnia w pełni lata znów schodzi na brzeg aby zażyć kąpieli widzi ludzkie ciało unoszące sie na wodzie. Znów przerażenie, a potem ulga że jednak żywy, a potem znowu lęk, że sam na sam z Allahu Akbarem niekompletnie ubrana.... 


Siedem razy przychodzi mieszkanka Podlasia na spotkanie z Ibrahimem i za każdym razem bliżej im do siebie. Symbolicznym przelomem jest jej wejście do rzeki, zanurzenie się w jej nurt, któremu daje się ponieść...


Kiedy jednak pewnego dnia Ibrahim przyplywa łodzią i chce ją zabrać ze sobą (prawdopodobnie do Dziermany via Mare Balticum, znaczy Ostsee) kobieta się waha...


Uświadamia sobie, że akurat do Dziermany nie ma ochoty sie wybrać, bo tam Ibrahimów na ulicach jak psów... Co innego jeden po godzinach pracy albo jako wakacyjna przygoda dodająca odrobinkę pikanterii jej nieco monotonnemu życiu wiejskiej nauczycielki. Czy jednak ma ochotę porzucać to nudnawe, ale bezpieczne życie dla...  No właśnie, dla czego? 


Ibrahim odpływa zawiedziony. Nasza bohaterka żegna go z rozdartym sercem i poczuciem ulgi jednocześnie.

Już w drodze do domu przychodzi jej do głowy pomysł opowieści o Ibrahimie wodniku, który przez siedem dni przedziera się przez mroczną dźunglę, znaczy puszczę rządząca sie prawem dżungli, jak wszystko inne w życiu zresztą. Wątek "wepchnięcia do rzeki" przez Białorusinów i krycia się przez tydzień przed SG dodaje na fali promigranckiej fazy ówczesnej opozycji...

Jej opowieść odnosi spory sukces medialny i przynosi autorce prestiżową nagrodę. Usatysfakcjonowana tym zaszczytem, wreszcie czuje sie spełniona, tylko czasem -mniej więcej w połowie cyklu - ma sen, w którym płynie z Ibrahimem jego lodzią nie do Dziermany, tylko do innego świata, w którym oboje będą u siebie...



niedziela, 6 kwietnia 2025

O Willow z 1988r. na marginesie śmierci Vala Kilmera

Trzeciego kwietnia umarł Val Kilmer. Ani on brat, ani swat, ale dobrze mi się kojarzy dzięki głównej roli w filmie Willow z 1988r, na który przez przypadek trafiłam wczoraj na YouTube i obejrzałam po raz nie pamiętam który.  Więcej razy byłam w kinie chyba tylko na Trzech Muszkieterach z Michaelem Yorkiem w latach 70-tych. 

W Polsce Willow musiał być grany w kinach w 1989 albo nawet 1990. Byłam wtedy świeżo po studiach i pracowałam w Ossolineum. Za pierwszym razem siedziała za mną jakaś niunia, która głośno wyrażała swój dysgust ilekroć na ekranie pojawiało się niemowlę - Elora Danan. Dziecko zapewne wybrano do filmu ze względu na wygląd właśnie. Dziewczynka ma  bardzo jasna skórę, kręcone rude włosy ciemne oczy, a także rzęsy i brwi, co nie jest częste wśród ludzi o takim kolorycie - słowem jest śliczna i urocza, dzięki czemu dobrze pasuje do roli małej księzniczki w opowieści fantasy inspirowanej celtyckim folklorem...

Nieszczęsna niunia za mną cierpiała na poważny dysonans poznawczy - dziecko jest rude, więc musi być obrzydliwe, a tu obsadzono je jako małą księżniczkę i wszyscy się zachwycają!!! Ta sama osobopostać nie miała żadnych problemów z Joanne Whalley, której do roli wojowniczej córki złej czarownicy, ufarbowano włosy na ognisto rude, jednak po cerze, kolorze oczu i ich oprawy widać jasno, że to brunetka...

Z całego filmu najbardziej utkwiła mi w pamięci scena kiedy tytułowy Willow usiłuje powierzyć wyżej wspomniane niemowlę ludziom jego rasy. Ustawia się na rozdrożu (Daikinian Crossroads), którędy przeciąga duży oddział zbrojnych. Dopiero trzeci z zaczepionych jeźdźców zatrzymuje się. Najpierw widzimy parę z chrap jego konia, potem kamera prowadzi nas na imponująca postać wojownika w zbroi i hełmie inspirowanym hełmem hoplity greckiego. Moment, kiedy ten hełm ściąga i widzimy twarz Gavana O'Herlihy, jego jasną czuprynę i rudawą brodę,  był dla mnie absolutnym apogeum całego filmu. Dla tej właśnie sceny sześć czy siedem razy wybrałam się do kina...

Gavan O'Herlihy (R.I.P.) jako Airk Thaughbaer w Willow z 1988 r. zrobił na mnie piorunujące wrażenie

Kolumna jeźdźców, imponujacy wódz i jego lud jest wyraźnie inspirowany Rohirrimami z Władcy Pierścieni.  Z kolei jeźdźcy Rohanu z powieści Tolkiena przybywajacy na pomoc oblężonej stolicy Gondoru - Minas Tirith - to w oczywisty sposób nawiązanie do odsieczy wiedeńskiej. Znaczy Rohirrim to my!  Potwierdzają to szydercze słowa Grimy Wormtongue, sączone w uszy Eowyn, na  temat poziomu cywilizacyjnego jej rodaków. Rohańczycy bowiem, w stosunku do Gondoru, są ludem znacznie prymitywniejszym, o bez porównania krótszej historii i niższej pod każdym względem kulturze....

W ekranizacji władcy Pierścieni na Rohirrimów wybrano statystów o jasnym kolorycie i włosach od blond do ciemnorudych, tylko Eomer jest tlenionym brunetem, co wygląda dość perwersyjnie.

W Willow natomiast Airk Thaughbaer jest całkowicie autentyczny i niepodrobiony. Jego odtwórca irlandzko - amerykański aktor charakterystyczny Gavan O'Herlihy specjalizował się raczej w odgrywaniu psychopatów niż herosów, choć moim zdaniem - wizualnie - to czysty archetyp wodza (wysoki wzrost, altletyczna budowa, jasny koloryt i niski głos). Nie wiem nawet czy określenie "przystojny" pasuje do niego. Wiem natomiast, że kiedy ściągnąl helm i odezwał sie głębokim głosem do nieszczęsnego Willowa, a potem roześmiał się na całe gardło rozpoznając Madmartigana (Vala Kilmera) wiszącego w klatce na rozstaju dróg, wbiło mnie z wrażenia w fotel....

Od tego czasu miewałam przyjemne fantazje o "moim plemieniu" - mniej więcej podobnym do Rohirrimów z filmowej wersji Władcy Pierscieni, w którym ktoś taki jak ja reprezentuje najbardziej oczywisty typ fizyczny... W plemieniu owym nikt nie kazałby mi sie zachwycać chudymi, zamorkowatymi osobopostaciami o farbowanych włosiętach i twarzy wielkości pięści i traktować coś takiego jako "ideal urody kobiecej", do którego winnam dążyć. W plemieniu owym mężczyźni podobni byliby do ludzi (znaczy Airka Thaughbaera z Willow), przy tym odważni i jednocześnie obdarzeni dobrym charakterem jak to bywa u dużych stworzeń, które z racji swoich rozmiarów i siły nie muszą się obawiać niczego. Wychowana w takim plemieniu byłabym zapewne innym człowiekiem, a i moje życie potoczyloby sie inaczej...

Oglądając Willow wczoraj w internecie zwróciłam uwagę na jeszcze jeden aspekt tej produkcji - język. Zero wulgarności, zero przekleństw. Najbardziej naładowany seksualnymi podtestami jest dialog głównego bohatera z wojowniczą Sorshą:

- Lost your skirt? (Zgubiłeś spodnicę?) - pyta Sorsha patrząc z wysokości siodła na związanego jeńca.

- Still got what counts (Ciągle mam to, co się liczy) - odpowiada Val Kilmer dość figlarnie, jak na swoją sytuację.

Iskrzy między nimi wyraźnie, nie tylko filmowymi bohaterami, lecz także samymi aktorami (co zaskutkowało rychłym ślubem). 

Gdzie ten świat filmów bez lejacego się z ekranu wulgarnego ścieku, czewonej farby, kopulacji we wszystkich kombinacjach i innych czynności fizjologicznych w charakterze dania głównego! Świat sprzed rewolucji informatycznej i genderowej! Stracony całkiem czy częściowo do odzyskania?



poniedziałek, 31 marca 2025

Judith z Konga, czyli gorzki romans transgraniczny

Wiosna w pełni, więc ciąg dalszy romansów, a raczej pomysłów na świetne scenariusze filmowe: niebanalne, oryginalne i - co ważniejsze - gwarantujące uznanie krytyki oraz międzynarodowy sukces. Sama ich nie wymyślam, raczej twórczo rozwijam poruszające, zwięzłe utwory beletrystyczne rozpowszechniane w minionej, mrocznej epoce rządów ZP przez media (wówczas) opozycyjne. 

Część z nich wykorzystała Agnieszka Holland w filmie Zielona Granica w sposób bardzo pobieżny, pozostawiając widza z niedosytem w serduszku. Byłoby stratą niepowetowaną, gdyby tak wybitna twórczość literacka odeszła w zapomnienie jako wymysł antypolskiej propagandy (czasów wojny hybrydowej z Łukaszenką) sponsorowanej przez GRU/KGB. Jakie znaczenie ma źródło finansowania, jeśli umożliwia rozkwit tak wielu niepospolitych talentów?

Zacznijmy więc od Judith z Konga.  Nie dowiedzieliśmy się ani z okopress ani filmu Holland o jej urodzie tak olśniewającej, że nawet kongijskie słońce, kiedy ją widziało, uśmiechało i mówiło "dzień dobry!"


Ona zaś odwzajemniała się uśmiechem odsłaniając śnieżnobiałe ząbki. W życiu nie przyszłoby jej do głowy opuszczać kraj swoich przodków, gdzie ich duchy kryły się za każdym kamieniem, za każdą palmą. 

Tak się jednak złożyło, że Judith była zamężna, jak na niewiastę zbliżającą się do trzydziestki przystało.

Mąż jej, Mbalo, lubił obserwować swą piękną małżonkę budującą/naprawiającą ich chatę i ogrodzenie, uprawiającą pole i dojącą kozy. Kiedy zarzucała wielki kosz z gliną na plecy i na smukłych ramionach nabrzmiewały z wysiłku wszystkie żyły, odczuwał fizyczne podniecenie. Wtedy ruchem ręki przywoływał ją na małe mbatu-mbatu w cieniu palmy. Niestety żadne dzieciątko się z tego nigdy nie poczęło, a Mbalo z coraz wiekszym niepokojem myślał o przyszłości, zwłaszcza, że Judith nie była już młódką, a na kolejną żonę nie bylo go stać.

Kiedy więc pojawiła sie perspektywa wyjazdu do Dziermany długo sie nie zastanawiał. Po krótkim wahaniu zdecydował, że żonę weźmie ze sobą zamiast oddać w zastaw przemytnikom. W końcu kto będzie się o niego troszczyć w podróży i zaspakajać potrzeby jak nie jego główny zasób, który w razie czego można spieniężyć?


W lesie za granicą, ale jeszcze nie w Dziermany, (to musiała być Bolanda) Judith niosąca plecak z dobytkiem i sprzętem bardzo spowolniała marsz. Poirytowany Mbalo pomyślał, że rzeczywiście się starzeje i niedługo nie będzie z niej żadnego pożytku.


Kiedy więc Bolandowie w zielonych mundurach zastąpili im drogę, zwinny Mbalo zbiegł zostawiając zmęczoną Judith na ich pastwę. Z bezpiecznej odległości obserwował jak zabierają jej plecak i pakują do wojskowej furgonetki.

Przewieziono ją do ośrodka, gdzie trochę odpoczęła po trudach przeprawy i nawiązała kontakty z miejscowymi. Zwłaszcza jeden z nich, młody funkconariusz slużby leśnej, wzbudzil jej zaufanie i sympatię. W dzień zakopywał trupy migrantów i aktywistów w płytkich zbiorowych mogiłach w głębi puszczy, a wieczorem miał trochę wolnego czasu, który spędzał z Judith. Po sposobie w jaki na nią patrzył kobieta mogła zgadnąć, że mbatu-mbatu zbliża się wielkimi krokami. Z pewnym zaskoczeniem łapała się na myśli, że nie miałaby nic przeciwko, zwłaszcza, że byla wypoczęta (nie musiała pracować na roli cały dzień, ani dźwigać ciężarów) i wzmocniona dietą wysokobiałkową.

Nie wiedziała jednak, gdzie jest Mbalo i jaka byłaby jego reakcja. Tenże tymczasem był całkiem blisko i zastanawiał się dokładnie nad tym samym zagadnieniem - tzn jak taki obrót rzeczy pomógłby mu dostać się do Dziermany. Mógłby np zaproponować swą piękną żonę w zamian za przewóz. Tylko, że Bolando miał już do niej nieograniczony dostęp bez płacenia czymkolwiek.

Nieuchronne w takich okolicznościach mbatu-mbatu nastąpiło, co więcej, po pewnym czasie Judith uświadomiła sobie, że jest w ciąży.
- Bejbi - powiedziała uszczęśliwiona kiedy sie znów spotkali.
Młody Bolando rozpromienił się sądząc, że to do niego zwróciła sie tak pieszczotliwie i już chciał zamknąć ją w namiętnym uścisku, ale Judith powstrzymała go ruchem dłoni
. - Bejbi - powtórzyła pokazując na swoj brzuch - Ziziuś - dodała dla wszelkiej pewności w miejscowym języku.

Reakcja Bolanda była przedziwna: zesztywniał, zbladł i Judith miała wrażenie, że widzi myśli przebiegajace przez jego glowę. Wszystkie bardzo brzydkie i do pojęcia trudne.
- Nie chce ziziusia - pomyślała - nie chce zisiusia mieszanej krwi, bo rasist!

Tak było w istocie, z tym jednak zastrzeżeniem, że młody leśnik nie chciał żadnego dzidziusia, nawet z rodaczką w odpowiednim wieku, a co dopiero starszą o kilka lat afrykańską pięknością przebywajacą w kraju nielegalnie. W tym drugim przypadku kłopoty multiplikowały się.

Tak więc Judith nie zobaczyła już wiecej młodego Bolanda, natomiast w ośrodku kazali się jej zdecydować czy składa papiery czy wraca na Białoruś.
- Dziermany - powiedziała wskazując na siebie!
- No Dziermany - pogrożono jej palcem - You back to Łukaszenka!

 - Gdzie jesteś Mbalo - myślała w udręce - co mam zrobić?
Mbalo nieoczekiwanie zmaterializował się
- Przyjdzie po ciebie jeden Bolando w mundurze - powiedział szybko, bez zbędnych wstępów - Zaproponuj mu mbatu-mbatu i... - nie dokończył spłoszony dźwiękiem ciężkich, żołnierskich butów i już go nie było...

- No, chodź mała - powiedział strażnik - trochę cię szkoda, bo ładna jesteś... - zawiesił głos jakby na coś czekając
Judith zrozumiała czego chciał Mbalo - miała teraz zaproponować mbatu-mbatu w zamian za umożliwienie ucieczki. Zawahała się
- Bejbi - powiedziała w końcu wskazując na swój brzuch - nie mogę mbatu-mbatu bo bejbi...
- Jak chcesz - Bolando wzruszył ramionami.


Zaprowadzili ją pod ogrodzenie na granicy

- Wysoko - powiedział ten drugi
- Podsadzimy ją - odmruknął pierwszy i zanim się zorientowała szybowała w powietrzu na drugą stronę odprowadzana wzrokiem ogromnych Bolandów.


Mbalo tymczasem uratowany został przed przymusowym zawróceniem przez mamę Jane, najwybitniejszą działaczkę humanitarną w całej Bolandzie. Mama Jane wzięła go pod swoje skrzydła jako afrykańskiego inżyniera biegłego w wielu językach. 

Mbalo czuł sie nieco niekomfortowo, bo nie wiedział, czego mama Jane chce w zamian. Miał nadzieję, że nie mbatu-mbatu, ale pewności nie miał. Toteż kiedy pewen młody działacz lewicy zaproponował mu mieszkanie, zgodził się pośpiesznie.

 Zbyt pośpiesznie, jak się wkrótce okazało, bo aktywista - sądząc po jego niecodziennym zachowaniu - myślał, że Mbalo jest kobietą. Kiedy więc Afrykanin, celem wyjaśnienia sytuacji, pokazal mu swój organ męski, ten tak się podniecił, że grzmotnięcie w szczękę i poprawienie kopniakiem w podbrzusze okazało się minimum koniecznym, aby go powtrzymać od dalszych umizgów. To z kolei wprawilo napastnika w trudny do pojęcia stan ekstazy...
- Mbalo - wyszeptał osuwając się na ziemię - mój słodki, czarny brutalu...
Dalszych rasistowskich wypowiedzi już nie słyszał, bo siedział w pociągu do Dziermany, konkretnie w toalecie, gdyż nie zdołał kupić biletu z miejscówką w tak krótkim terminie.

Nie minął rok, a może dwa kiedy z Dziermany zaczęto masowo zawracać migrantów do Bolandy, nawet tych, którzy przybyli zupełnie innym szlakiem. Na granicy nikt tego nie sprawdzał, przyjmowano wszystkich jak leci. Na odchodnym zapewniano, że Bolanda będzie wkrótce musiała wypłacać im równie wysokie zasiłki jak Dziermany, bo UE ją zmusi.

Mbalo siedząc więc w ośrodku z podobnymi sobie myślał o Judith, jej gibkim jędrnym ciele i aksamitnej skórze. Po doświadczeniach ostatnich lat przeczuwał, że zapewnienie sobie mbatu-mbatu z odpowiednią partnerką nie będzie wcale takie proste, a bez tego jak żyć?!!!

Tymczasem Judith - spadłą jak z nieba - zainteresowało się bialoruskie KGB. Do burdelu dla VIPów była  o 20 lat za stara, więc oddano do dyspozycji służbom zaprzyjaźnionego imperium. W efekcie  wylądowała w Moskwie na uniwersytecie im Lumumby z perspektywą powrotu do Afryki w nieodległej przyszłości...

Dziecko urodziła i z perspektywy czasu musiała przyznać, że wymiana męża na zachwycajacego synka była w gruncie rzeczy korzystna. Poza tym przekonała się, że jest płodna i wszystko jeszcze przed nią, jeśli się troszeczkę pośpieszy. A chętnych kolegów z uczelni bylo calkim sporo...

niedziela, 30 marca 2025

Justyna, czyli niedole cnoty ( względnie dola niecnoty)

Zacznę od pomysłu na scenariusz romansu zainspirowanego konkretnymi osobami i zdarzeniami z życia wyższych sfer, czyli lewicy. 

Oto pewien lewicowy polityk w randze wiceministra w MSZ zostaje przymusowo urlopowany pod pretekstem choroby alkoholowej. Zarzut, choć poważny, wydaje się dęty, gdyż w tym samym rządzie - też w randze wiceministra (sprawiedliwości) - niepokojony przez nikogo - zasiada Belzebub M. obdarowany przez teścia-mafioza ładnym domkiem pod Warszawą, który to fakt zataił w oświadczeniu majątkowym, aby wraz z małżonką ciągnąć kasę na dopłaty do wynajmu mieszkania w stolicy należne posłom z prowincji.

Nasz bohater - nazwijmy go Andrzejem Sz.-  oddaje się więc niewesołym rozmyślaniom nad flaszką, zastanawiając się gdzie popelnił błąd i jego myśli biegną nieuchronnie ku Justynie, a widz towarzyszy mu oglądając retrospekcję.


Nigdy nie mógłby nawet marzyć o takiej dziewczynie, gdyby nie staż partyjny i stanowisko oraz jej ambicje + gotowość do wykorzystania swoich "zasobów" do ich realizacji.

Od fantazji do flirtu, od flirtu do dotyku i tak dalej, aż rozbudzone zmysły podlane alkoholem eksplodują w pewnym momencie przemocą wobec zachwycającej Justyny, która natychmiast po tak intensywnej sesji biegnie na obdukcję i zamieszcza w internecie zdjęcia obrażeń oraz wynik oględzin lekarskich.

Potem zdjęcia znikają, a Justyna nieoczekiwanie wprowadza się do mieszkania w Warszawie, gdzie zajmuje się powiększaniem rożnych części ciała i wrzucaniem "fotek" na media społecznościowe.

Widz obserwując dziewczynę na ekranie odkrywa jej sekret, ukrytą milość życia, której obiektem jest wlasny tyłek, namiętnie fotografowany nie bez poświęceń (zważywszy niewygody), a zdjęcia publikowane w internecie przy różnych okazjach.




Niestety jak wiele wybitnych i nietuzinkowych kobiet, Justyna pada ofiarą hejtu, który boli nieskończenie bardziej niż ciosy nawalonego Andrzeja Sz. Zresztą tak skutecznie je wyparła, że zaprzecza jakoby kiedykolwiek miały miejsce.

Najgorsi - jak łatwo zgadnąć - są katole, którym ze szczodrości serduszka zadedykowała zdjęcie swej zachwycajacej pupy na Boże Ciało czy też Wielkanoc. Podniósł sie wielki krzyk oburzenia, a przecież ona tylko chciała podzielić się nawet z nimi, tymi nienawistnikami, tym, co najdroższe jej sercu.

Fakt - myśli Justyna - nie wiedzą o tym, że towarzysze zabronili mi publikowania zdjęć gołego tyłka wśród żonkili na rocznice powstania w gettcie. Nie chcieli słyszeć o wytatuowaniu na pośladkach gwiazdy Dawida ani nawet sierpa i młota na rocznicę rewolucji październikowej...

Widz - głęboko zasmucony - odkrywa, że nawet na lewicy panuje ciemnogród i zaścianek, po czym z oczami pelnymi łez opuszcza kino.

Niestety obawiam się, że nie jest to materiał na hit. Raczej kameralne, studyjne klimaty.

środa, 26 marca 2025

Jak nakręcić film, który odniesie sukces międzynarodowy

Najważniejsze to wybrać taki region i okres historyczny, żeby w roli ofiar wszelkiego zła móc obsadzić ludy bliskiego wschodu, a w roli oprawców Europejczyków, najlepiej z północy, z wyłączeniem jednak wikingów/Skandynawów, Anglosasów i Niemców. Najbezpieczniejszy będzie północny wschód Europy znaczy Polacy, Białorusini, ewentualnie Bałtowie (Rosjanie absolutnie nie, Ukraińcy chwilowo też).

Jeśli chodzi o ofiary optymalna jest rodzina i to tradycyjna:  patriarchalny mężczyzna bliskowschodni, który troszczy się o dzieci i - uwaga - szanuje żonę (to ważny szczegół), delikatna i skromna kobieta o oczach gazeli i dwa słodkie dzieciąteczka - śliczna mała dziewczynka i jej rezolutny, nieco starszy braciszek.

Trzeba koniecznie pamiętać o drobnej korekcie bliskowschocnich zwyczajów tzn mąż niesie plecak, dzieli się jedzeniem i kocami z rodziną, synek nie kopie ani nie bije po twarzy mamusi, ani siostrzyczki itd


Rodzina jest w drodze, wymuszonej, rzecz jasna. Nie trzeba zanadto się wgłębiać w przyczynę jej tułaczki, bo można zaliczyć wtopę. Nieuchronnie trafia do kraju nieokrzesanych tubylców.

Tubylcy MUSZĄ być przede wszystkim nieestetyczni i biedni (to ich główna wina). Należy tak ich ucharakteryzować by kojarzyli sie ze świniami na kartoflisku: jasna skóra zaczerwieniona od słońca małe oczka i konopne rzęsy, a włosy jak len, co w błoto wpadł, do tego tłuste, podobnie jak cera. Obowiązkowo: nadwaga, wielkie czerwone łapy, fatalny stan uzębienia, obciachowe, przepocone ciuchy i gumofilce. Ich jedzenie nieodmiennie niezdrowe i paskudne, wnętrza brudne, a obejście pełne krowich placków.

W orientalnej rodzinie (i widzu) mają budzić przede wszystkim obrzydzenie niezależnie czy gonią  z widłami, czy oferują ohydne żarcie, smrodliwe okrycia albo nocleg w swojej paskudnej norze.



Z tymi podludźmi, chciałoby sie rzec "bydlętami o ludzkich twarzach" (goyim) kontrastują fascynujące uosobienia zła absolutnego. Ci mają szykowne mundury, atletyczne sylwetki i dobrą broń. Lepiej być przez nich zabitym niż poczęsowanym kartoflanką przez obmierzłych tubylców.

Dobrze jest przynajmniej niektórych uczynić atrakcyjnymi seksualnie, aby uwiarygodnić pociąg ofiar do swoich katów.

Bohaterka nie powinna należeć do żadnej z tych grup, ale jakoś je łączyć. Może być młoda wyksztalcona z dużego miasta,  a jej korzenie też bliskowschodnie. Stąd ma owe czarne oczy rannej gazeli, które przez cały film będą nam wskazywały gdzie jest prawdziwe czlowieczeństwo. 

Alternatywnym rozwiązaniem jest aspirująca blond tubylczyni o niebieskich oczętach, niewinna jak aniołek, która jednocześnie wstydzi sie swego narodu i chce go nieco dźwignąć, gdyż liznęła nieco ogłady via GW, TVN i Onet

Przy wyborze należałoby zwrócić uwagę, który typ bohaterki będzie lepiej się komponował w nieuniknionych scenach erotycznych z szykownymi sexy siepaczami.

Być może anielska niewinność blond aniołeczka jest zbyt rażącym kontrastem w kontekście sado-macho? Może nie zawadziłaby odrobina doświadczenia, pikanterii albo nawet pewna doza perwersji?

Rodzinę bliskowschodnią umieszczamy na tle swojskiego krajobrazu, aby pokazać jej wyobcowanie i zagubienie.

Absolutnie konieczna jest co najmniej jedna niemiła/niebezpieczna interakcja z tubylcami. Mogą zaatakować widłami, kamieniami lub - co gorsza - oferując kanapki z szynką, grochówkę z boczkiem lub tanie ciuchy...

Po takiej traumie rodzina bliskowschdnia kryje się w lesie

Tam znajdują ich siepacze.

Dzieciom udaje się uciec, ale spotykają wilki... 

Do zjedzenia dzieci przez drapieżniki nie można za żadną cenę dopuścić, gdyż widz miałby konflikt lojalności. Nie wiedziałby za kogo trzymać kciuki - bliskowschodnie dzieci czy głodne zwierzęta.

Musi nadejść odsiecz w postaci skomplikowanego bohatera w samochodzie. On to ocali niewinną bohaterkę z rąk sexy siepaczy, a dzieciątka od zjedzenia przez watahę.

Pod żadnym pozorem nie nalezy zostawiać widza z obrazem zwierząt, które obeszły się smakiem. Nie zniósłby tego. Znacznie lepiej zasugerować, że znalazły żer, jednak nie pokazując sceny konsumpcji.

 Zbliżenie na trupy w lesie będzie wystarczająco mocnym końcowym akcentem, a stojące nad nimi zamyślone zwierzęta wydadzą sie bardziej ludzkie niż większość ludzi pokazanych w tym filmie

Wracając do bohatera obowiązkowo musi być postacią niejednoznaczną, nie zapowiadającą się na wybawcę uciśnionych, którym zostaje niejako przez przypadek. Może zaczynać jako przemytnik ludzi o mętnych powiązaniach ze wschodnimi reżimami:

lub agent GRU chędożący opozycyjne dziennikarki (lub/i dziennikarzy - zróżnicowanie bardzo pożądane!) aby ściągnąć im dane z telefonów, a rejestrując seksualne ekscesy uzyskać kompromaty:


Jednak pod wpływem widoku zagubionej bliskowschodniej rodziny okrutnie częstowanej przez tubylców chlebem ze swojskim smalcem (ze skwarkami) i małosolnymi ogórkami przeżywa głębokie nawrócenie...

Wierz mi czytelniku, jeśli w twoim filmie zawrzesz wszystkie wyżej wspomniane elementy i dobrze obsadzisz główne role, masz nominację do Oskara w kieszeni!

P.S.
Po namyśle do tej nominacji to konieczny jest jeszcze jeden element - właściwe pochodzenie. Jeśli go nie masz, możesz próbować ze zmianą nazwiska. Jest kilka sposobów:
    • od miejscowości, najlepiej dużych miast np Warszawski, Wrocławiak, Kijowski, Trocki (może być wersja niemiecka:Krakauer, Breslauer)
    • niemieckie złożone jak Zuckerberg, Rotermund, Rosenzweig, Apfelbaum, Rubinstein (należy unikać nazwisk zbyt znanych i charakterystycznych jak Katzenellenbogen i mających końcówki typu schwanz - znaczy ogon)
    • charakterystyczne dla przechrztów nazwiska od dni tygodnia lub miesięcy (w których zostali ochrzczeni) Poniedziałek, Piątek, Środa, Styczeń, Marzec, Kwiecień, Maj Grudzień (mogą być po Niemiecku)
    • od funcji w synagodze jak Kantor, Singer czy Śpiewak/Spivak
    • od dziedzicznej godności kapłana (kohanim) Cohen, Kohn, Kun, Kon
Obawiam się jednak, że jeśli nie masz odpowiedniego pochodzenia, prawie na pewno brakuje ci właściwych kontaktów, więc zmiana nazwiska na wiele się nie zda. Nie zniechęcaj się jednak - Cannes, Wenecja i Berlin przed tobą.





wtorek, 25 marca 2025

Wspomnień czar w limerykach o tuskowych wybrykach...

Premier Donald Tusk z Wybrzeża

patriotą zostać zamierza

w tym celu w opozycję

co mu podważa pozycję

zarzutem zdrady uderza


Tymczasem to cyngle jego 

Rubcowa niejakiego

serdecznie pokochali 

i dupy nadstawiali

jeden przez drugiego



Gacie były ściągane

i z telefonów dane

a nagrania z tych sesji

zwyczajem jego profesji

do Moskwy wysyłane



Teraz na cyngla każdego

Putin ma coś fajnego

może to światu objawić

i wszystkich zaciekawić

gdyby słuchac nie chcieli jego

Pomniejsze zaś przydupasy

ruskiej nabrały kasy

za "j*bać PIS" skandowanie

i gwiazdek smarowanie

i inne wygibasy


A za pierwszego Tuska 

tak uwielbiano Ruska

że pobór zlikwidowano

aby się nas nie bano

Centrala zleciła pruska?


Za owo dokonanie

Klich Bogdan niespodziewanie

miał zostać ambasadorem,

ale się spotkał z oporem

- prezydent miał inne zdanie


W zemście Tusk męczy Błaszczaka,

którego zbrodnia jest taka,

że stan armii podwoił

i porządnie dozbroił

kara musi spotkać biedaka


Gdy szpiegów wymieniali

Rubcowa ruskim oddali

A Poczobut wciąż siedzi

dalej w łagrze sie biedzi

tuskowe go olali!


Radek Sikorski niejaki

parcia na szklo ma ataki

lubi skoczyć do baru 

i pieniądze z Kataru

Kto płaci w sposób taki?


Tak więc Tusku, łachudro

patriotą nazwać cię trudno

z obcych potęg nadania

dorwałeś się do panowania

kampanię prowadząc brudną.


W zamian za Niemcow zasługi

splacasz im swoje długi

 rozwój sabotujesz

stare wiatraki kupujesz

czemu nie końskie pługi?


Za  zjednoczonej prawicy 

na bialoruskiej granicy

szlag migracyjny nowy

jako atak hybrydowy

otwarli bolszewicy


 Wtedy tuskowa zgraja

robiła sobie jaja

żółnierzy opluwając

migrantów przemycajac

  od sierpnia czy nawet maja!


Płot na granicy wzniesiony

"łajdactwem" był określony

przez Tuska tego samego,

co lansując się na tle jego

opowiada androny!


poniedziałek, 24 marca 2025

Gdzie dziś są dzieci z Michałowa?!!!

Na fali patriotycznego wzmożenia premier Tusk oskarża obecną opozycję o prorosyjskość, a naleśnik Zembaczyński rozstawia na mieście plakaty z napisem: PIS + Konfederacja = Rosja Cieszę się, że znalazł treść, którą potrafi zapisać bez błędu. Widać, że przerobił za młodu przynajmniej tę lekcję pisząc kredą na śmietniku Witek + Dżesika = WM

A mi tymczasem łza się w oku kręci, kiedy pomyślę o nieodległym przecież czasie, kiedy to bestialscy polscy funkcjonariusze stawali na drodze biednym ludziom szukającym swego miejsca na ziemi, a rząd zjednoczonej prawicy dopuścił się łajdactwa tysiąclecia budując na granicy polsko-białoruskiej płot.

"Ci biedni ludzie szukający swego miejsca na ziemi" po pokonaniu granicy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamieniali się w dzieci z Michałowa.


A tam już czekały na nich wyżyny czlowieczeństwa w postaci komitetu powitalnego złożonego z wybitnych parlamentarzystów Szczerby i Jońskiego z pizzą w dloniach!

Niebawem i hurysy z Lechistanu o miękkich serduszkach wspięły się na wyżej wpomniane wyżyny.

Kurwaaa Szatan dokonała wpisu w mediach społecznościowych antagonizując wiele środowisk, a nieco przywiędła pierwsza krasawica polskiego ekranu, Ostaszewska Maja, pozowała do zdjęcia tuląc but do płaskiej piersi.

Generalnie robiono wtedy dużo zdjęć na granicy i wrzucano na media spolecznościowe. Po ostatnim wzmożeniu pana premiera zaniepokoilam się, czy wciąż można je tam zobaczyć. Na wszelki wypadek wrzucam więc swoje. Zapamiętajmy tych humanitarnych mocarzy i ich akcje. Jesteśmy to winni potomnym.

Do dziś dnia nie mogę wybaczyć Agnieszce Holland, że nie wykorzystała w swym wybitnym filmie Zielona Granica wzruszającej historii Ibrahima, który dniem i nocą przez tydzień płynąl rzeką Bug, wychodząc tylko na godzinę celem naładowania smartphona. Na szczęście mam dokumentację fotograficzną

Mam także zdjęcia rzeczki Świsłocz, w której pływa 70 trupów, dokładnie tak jak to opisał bohaterski urzędnik samorządowy z Podlasia.

Premierze Tusk pamiętamy o twoim bohaterstwie, przemówieniu Łukaszenki transmitowanym w TVN i rewelacji eurodeputowanej Ochojskiej w GW. Chodzi mi rzecz jasna o trupy uchodźców zakopywanych przez służbę leśną w dołach z wapnem!!!

Czy w końcu zapewniono im należyty pochówek? A co z aktywistami zabitymi przez polską SG jak zeznał Emil Czeczko, kolejny bohater walki z kaczyzmem? Jakoś nie słyszę propozycji jego pośmiertnego awansu! A jak tam pozew do międzynarodowego trybunału w Hadze?
Mecenasie Giertych, ty milczysz? Zamiast procesu o zbrodnie wojenne przesłuchanie sekretarki Kaczyńskiego w mocno dętej aferze twojego własnego pomysłu?

Zdrada, wszędzie zdrada. Nawet bezstronny i nieupolityczniony mecenas Dubois w rozmowie z prokurator Wrzosek sprzed dwóch lat stwierdził półgębkiem, że nie znalazł żadnego materiału dowodowego na temat przerzucania przez płot ciężarnej Judith z Konga, którym to incydentem p. Wrzosek była bardzo poruszona w swym wrażliwym serduszku....


A wystarczyło zwrócić się do mnie. Ja wszystko dokumentuję bardzo skrupulatnie. Jest Judith szybująca  nad ogrodzeniem jak krowa na miedzy i - co ważniejsze - jej oprawcy na pierwszym planie!

P.S.
Kinga Dunin napisała wtedy w Krytyce Politycznej sławny tekst o "Książętach Orientu", ktory tak pobudził medialne i NGO-sowe krasawice, że poleciały sprawdzać. I faktycznie kilku książąt wśród tłumu nieszczęśliwych ludzi i dzieci z Michalowa udało się uchwycić aparatem Zorka 5 (na pierwszym planie w diademach).