poniedziałek, 29 grudnia 2025

O powołaniach z przygnębieniem

Poniedziałek, piąty dzień w oktawie Bożego Narodzenia. Tej nocy spałam, ale na przygnębienie nie pomogło. Wielki smutek z kategorii tych, co odbierają sily fizyczne.

Wczoraj w kościele byl czytany list biskupów o rodzinie. Duża część skierowana do osób żyjących w związkach nieregularnych w tonie ciepłym i zapraszającym. Wszystko to bardzo pięknie, tylko tacy ludzie do kościoła nie chodzą, a listy biskupów mieliby w glębokim poważaniu, gdyby wiedzieli o ich istnieniu.

"Osobom, które nie weszły w związki malżeńskie" nie poświęcono nawet pełnego zdania. Zostały tylko wymienione wraz ze staruszkami i niemowlętami jako ci którzy "TEŻ mają swoje miejsce w rodzinie". Jakiej rodzinie niby, skoro żadnej nie założyli?

Nawet się tym nie zdenerwowałam, bo byłam zbyt przygnębiona i niewyspana, ale w mojej głowie znów uruchomil się proces myślowy nieodmiennie prowadzący do wniosku, że nauka Kościoła o tzw "powołaniach", a przynajmniej jej wersja dla parafian, ma słaby związek z rzeczywistością.

Kiedyś - pod wpływem rekolekcji ignacjańskich - pisałam na tym blogu o rozeznawaniu powołania. Proces - w uproszczeniu - miał składać się z badania własnego serca, a następnie droga, którą się wybrało, musiała być poddana weryfikacji przez Kościół lub świat. Np mlodzieniec czuje powołanie zakonne (spowiednik też tak uważa) - znajduje więc klasztor, który go przyjmie, a potem przygląda mu sie przez ileś lat i jeśli zaakceptuje, znaczy trafił na swoje miejsce. Inny chłopak uważa, że ma powołanie małżeńskie i konkretną dziewczynę na myśli. Podejmuje decyzje, kupuje kwiaty, Pan Jezus się do niego uśmiecha z obrazu, a wybranka daje mu tzw "odkosza" i sprawa się rypła. Jeśli z drugą lub kolejną się uda, znaczy, że dobrze rozeznał.

Pytanie co się dzieje kiedy on czuje powołanie malżeńskie, a żadna go nie zechce? To samo odnosi się do kobiety. Kościół nie ma na to żadnej, ale to żadnej odpowiedzi i nie jest w najmniejszym stopniu zainteresowany jej szukaniem. Teksty, że "każdy jest powołany do miłaści" są na takim poziomie ogólności, że po prostu nic nie znaczą. Tak samo slowo milość nic nie znaczy, skoro używamy go na określenie zjawisk tak różnych jak siła, która stwarza świat z niczego i podtrzymuje w istnieniu, instynkt macierzyński lub rozrodczy czy milosierdzie, w ludzkiej wersji najczęściej przypominające litość.

Na własny użytek już dawno wyrzuciłam takie rozumienie powołania do śmieci, jako całkowicie nieprzydatne, a wręcz szkodliwe dla zrozumienia  mojej sytuacji życiowej. Bliższe mi jest podejście bardziej szczególowe jak np "lekarz z powołania" lub "nauczyciel z powołania". Niestety również one podlegają weryfikacji przez świat, który musi je potwierdzić. Musisz znaleźć takie miejsce i okoliczności, by móc je realizować. A jeżeli nie znajdziesz? Znaczy, że się mylileś? Tylko ci się wydawało? Jeśli nie znajdziesz, a trafisz na coś zupelnie innego, w czym się z czasem odnajdziesz, a z perspektywy czasu uznasz za lepsze rozwiązanie, to możesz uznać, że Opatrzność skorygowała twoje plany z korzyścią dla ciebie.

Co jednak się dzieje, kiedy świat cię odrzuca, a Opatrzność patrzy w inną stronę? Nie znalazłeś (-aś) czego szukałeś (-aś), ani niczego innego. Nie masz żadnego powołania czy Bog ci nie pobłogoslawił?

Weźmy na przykład Adama Humera. Mimo, że syn małorolnych chłopów miał możliwość studiowania prawa w sanacyjnej Polsce przez trzy lata na KULu aż do wybuchu wojny, a następnie, jako komunista, mógł kontynuować studia we Lwowie. Po wojnie szybki awans w UB, a kiedy jego metody wyszły z mody, chwilowy azyl w ministerstwie rolnictwa i powrót tylnymi drzwiami do SB w charakterze doradcy.

Dlaczego wybralam zbrodniarza komunistycznego? Właśnie dlatego! Jeśli otwieranie się kolejnych drzwi jest oznaką blogosławieństwa lub właściwego rozeznania swojej życiowej drogi, to Humer był katem z powołania. Na tej samej zasadzie Kiniula Gajewska jest parlamentarzystką z powołania i z blogosławieństwem bożym, podobnie jak Belzebub Myrcha (wice)ministrem, a jego teściu mafiozem!

Co z tego wynika? Dokładnie nic, niestety! Albo, że pojęcia, ktorymi się poslugujemy są wzięte z dupy i powinny do niej wrocić, bo się do niczego innego nie nadają!

P.S.

Widziałam w Internecie sporą ilość filmików wrzucanych przez amerykańskich nauczycieli rezygnujących z pracy w szkolnictwie z powodu "evil" albo "mean students", rodziców, dyrektorów i chorego systemu zamienionego z edukacji na jeden wielki "babysitting service". 

Te nieszczęsne młode kobiety, które od dziecka marzyły o pracy nauczycielki, ze szlochem opowiadają z czym się zetknęły ze strony bachorów i ich rodziców. Jak boleśnie prawdziwe są te historie i emocje mogę zaswiadczyć mając bardzo podobne doświadczenia z rodzimą kanalią. Słuchanie tego jest dla mnie jak katharsis, mogę uwolnić emocje bez konieczności wspominania własnej traumy. Płakałabym z nimi, gdybym była do tego zdolna.

Więc co z nimi? Nie miały jednak powołania? Nikt nie ma takiego powołania? Powszechna edukacja jest contra naturam, więc z definicji nie może być tylu powołań nauczycielskich?

Magda Umer opowiada, że jako juz jako 12-letnia dziewczynka marzyła o pracy nauczycielki i dlatego po maturze poszla na polonistykę. "By przeczytać jak najwięcej mądrych książek o literaturze" i uczyć dzieci. Cytuję z pamięci, ale raczej sie nie mylę, gdyż te słowa mnie uderzyły. Magda Umer -licealistka- wyobraża sobie studia filologiczne jako czytanie książek O LITERATURZE, a nie samej literatury. To potwierdza moje podejrzenia, że w humanistycznej klasie liceum dla komunistycznych elit młodzież nigdy nie obcowała bezpośrednio z literaturą, tylko zawsze w formie zapośredniczonej - z opracowań pozbawionych ideologicznie wątpliwych wątków i odniesień. Stąd kiedy znalazla się na studiach, jakiekolwiek aluzje do Pisma Świętego w tekstach literackich były dla niej zupełnie nieczytelne, jak sama wyznała.

Jednak nauczycielką nie została, bo wkroczyła Opatrzność w postaci starszych kolegów z wiadomego liceum, którzy zaproponowali jej współpracę w tworzonym przez nich kabarecie, bo ładnie śpiewała i deklamowala wiersze. Dalej "naturalną koleją rzeczy" zabawa w kabaret zamieniła się w pracę i okazało się, że powołaniem Magdy jest scena!

W ogóle Opatrzność bardzo troskliwie opiekowala się rodziną Umerów/Humerów i innymi podobnymi, których potomkowie straszą z mediów, scen teatrów i ekranów kinowych. Niektórych powołaniem okazały się kariery bardziej dyskretne, ale zdecydowanie bardziej lukratywne...

Co robi z tą wiedzą katolik w swoim udręczonym serduszku. Ano to samo co zawsze, czyli po raz kolejny utwierdza się w przekonaniu, że myśli Boga nie są naszymi myślami, a drogi jego naszymi drogami, a ludzie Kościoła nie powinni wymyślać pojęć, ktore nie maja związku z rzeczywistością i straszyć nimi wiernych, amen.




niedziela, 28 grudnia 2025

Z przygnębieniem o świętach

Niedziela po Bożym Narodzeniu, 6 nocy do tyłu (znaczy minimalna ilość snu albo zaburzony), ból w klatce piersiowej i chce mi się płakać, ale nie mogę. Nie wiem czy to z powodu starości, stwardniałego serca czy wyschłych od komputera oczu. Tak czy siak nie moge posłużyć się tym prostym mechanizmem, aby uwolnić się od skrajnego przygnębienia.

Piekłam, gotowałam, sprzątałam, chodziłam na roraty, przygotowałam prezent, wysłałam życzenia, a Świąt Bożego narodzenia  w tym roku (dla mnie) nie było. Tak jakby nie było. Żadnej radości w sercu, żadnego pokoju. Czy to już tak będzie? Będą człowiekowi zabierane wszystkie punkty oparcia, wszystkie pociechy, chwile wytchnienia i to, co Stinissen nazywa radością Boga, a czego zdarzało mi się doświadczać mimo bardzo trudnej i niepewnej sytuacji?

Nie opuszczając swojego domu  zamieszkałam w ukraińskiej melinie z chałupniczą produkcją 24/7 i towarzyszącym jej joggingiem całodobowym, o nieustannym zgrzycie przesuwanych po gołej podłodze mebli nie wpominając. W nocy z 25na 26.12 wzywałam policję. Pomogło na 10 minut tzn tak długo jak funkcjonariusze przebywali u sąsiadów z góry...

Chwilowo jest cicho, ale nie mogę się odprężyć bo podświadomie czekam, kiedy znowu zaczną się moje tortury...

Nie jestem szczególną optymistką, ale takiej sytuacji się nie spodziewałam.

Jedynym pocieszeniem w takiej sytuacji i każdej innej zresztą jest świadomość, że i tak muszę żyć. Dotrwać do śmierci, bo nikt mnie wcześniej nie zwolni do domu z powodu złego samopoczucia.


czwartek, 25 grudnia 2025

Wigilia z demonami

Boże Narodzenie z demonami ukraińskimi z góry. Podczas wigilii uruchomiły swoja produkcję nie wiem czego. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby to były urządzenia do wysadzania polskich pociągów. Nie mam pewności, nie mam dowodów, nie umiem przenikać przez ściany, żeby je zdobyć. 

Bydlaki latały po całym mieszkaniu za nami i bynajmniej nie mówiły ludzkim głosem. Gdziekolwiek chcieliśmy tę wieczerzę celebrować, nad sufitem ukraiński "diabeł walił w beczkę". Poinstruował też swego obleśnego bachora, żeby jeszcze uprawiał jogging po wszystkich pomieszczeniach. Cały arsenał lącznie z maszyną do obróbki metali na chodzie o godzinie 21! Ten bachor zresztą chyba jest wynajęty dla odwracania uwagi swoimi harcami i "lekcjami gry na gitarze", po prostu ma zagłuszać produkcję.

Wczoraj produkcja całą parą, a dzisiaj o 7 rano już płonął kościół w Lublinie na Kunickiego. Przypadek? Nie sądzę! Nie, jeszcze nie zwariowałam. Po prostu mam dwie noce do tyłu z czyjego powodu już powiedziałam. Dodam jeszcze, że jakbym dorwała w swoje ręce, to byłby koniec po minucie.

Wracając do pożaru kościoła, to wcale nie byłoby dziwne, że ktoś, kto mialby za zadanie taką akcję przeprowadzić, nawet we wschodniej Polsce, działałby w oparciu o bazę we Wroclawiu, czy raczej Ukrocławiu. Wszyscy ludzie związani ze służbami zgodnie twierdzą, że "rosyjskojęzyczna społeczność" w Polsce to najlepszy prezent dla Putina, jaki mógłby sobie wyobrazić. A gdzie owa sieć powiązań jest największa i najgęstsza?

Policja natomiast przyznaje, że na każde 10 oszustw, 9 jest autorstwa "ludzi ze wschodu" (znaczy z krajów postsowieckich). 

Teraz widać jasno, że to Braun i Konfederacja mieli od początku rację w sprawie Ukrainy i polskiej polityki wobec niej. Rząd ZP nie zdążył sie opamiętać zanim stracił władzę, a o obecnym szkoda gadać. 

Przypomnę tylko dla jasności, że rządzą nami ludzie ukształtowani w komuszo-SBeckich szkołach dla "elity". Taka to była elita, że dla jej pomiotów w dobrym warszawskim liceum o profilu matematyczno-fizyczno-chemicznym trzeba było utworzyć "klasę humanistyczną", w której nigdy nie zetknęli się z literaturą ani historią Polski. Tacy z nich "humaniści" jak z Zembaczyńskiego Naleśnika, Sroki-spod-Ogona czy Jońskiego-i-Scerby, ale wymaganie od nich zrozumienia czegokolwiek z matematyki byłoby gwałtem ze szczególnym okrucieństwem na tej jedynej komórce mózgowej w którą są wyposażeni. Poprzednie pokolenia żyjące w PRLu dawno odkryły, że trzeba studiować kierunki ścisłe jako stosunkowo wolne od komucha, który jest na nie za głupi.

"Pierwszorzędne pochodzenie" + trening jak wyżej i mamy "elity", które tak nienawidzą Polski, że zrobią wszystko, cokolwiek jest sprzeczne z jej racją stanu i dobrem obywateli. Będą lizać dupę nie tylko Szwabom, Żydowinom czy Ruskim, ale nawet Ukrom. I właśnie to robią. To im zawdzięczam zakłócanie świąt przez dzicz stepową, jakiego nie doświadczyłam nigdy, nawet za komuny!

 

wtorek, 23 grudnia 2025

Nostalgicznie o Lublinie

Wysłałam właśnie życzenia świąteczne do ludzi z roku i jakoś mi się tak lubelsko zrobiło na sercu. Zamieszczam więc kilka zdjęć zrobionych podczas ostatniej bytności (w zeszłym roku) w owym mieście, którego w czasie studiów szczerze nie cierpiałam, a obecnie nastraja mnie nostalgicznie.

Obiektywnie, miasto - jako położone na wzgórzach - jest bardzo malownicze i świetnie by się nadawało na plener dla studentów architektury, zwłaszcza starówka...

Zacznę więc od zamku, a konkretnie wieży mieszkalnej (donżonu) z XIII wieku. W czasie okupacji było tam więzienie, a zaraz po niej UBecka katownia.

XIII-wieczny donżon na zamku w Lublinie, w tle kaplica z freskami

Koniec II wojny światowej w Lublinie nie oznaczał końca tragedii. Już we wrześniu 1944 roku na zamku lubelskim siły komunistyczne utworzyły więzienie służb bezpieczeństwa (najpierw sowieckich – podległych NKWD i Smierszowi, a następnie polskiemu Ministerstwu Bezpieczeństwa Publicznego); zamek stał się po wkroczeniu wojsk sowieckich głównym więzieniem w Polsce.

Warunki były porównywalne do tych, jakie panowały podczas okupacji niemieckiej. Wyposażenie było to samo co w latach 1939–1944 (na przykład sienniki, ale też narzędzia tortur). Według relacji pierwszych osadzonych, kiedy ich aresztowano, cele były jeszcze mokre od krwi ofiar mordu z 22 lipca. W kwietniu 1945 roku na zamku miało się znajdować około 8000 osób, co znacznie przekraczało najwyższe stany liczbowe z lat wojny.

Koleżanka, rodowita Lublinianka, mówiła mi, że - o ile dobrze pamiętam - po przekazaniu obiektu na cele kulturalne trzeba było usunąć półtora metrową(?) warstwę zaschniętej krwi. Nie wiem ile w tym prawdy...

Neogotycki zamek wygląda obecnie tak:

Neogotycki zamek w Lublinie
Poprzednią wersję  (przed przebudową w duchu neogotyckim)można zobaczyć w muzeum (mieszczącym się na zamku):


W widocznej w tle kaplicy zamkowej, istniejącej do dziś, Wladysław Jagiełło ufundował freski w stylu rusko-bizantyńskim.

Ten łysy, klęczący to Władysław Jagiełło

Lubelskie stare miasto jest unikalne. W latach osiemdziesiątych nie poszłabym nigdy tam po zmroku, a i przed zmrokiem bardzo niechętnie, a obecnie - odpicowane - tętni życiem jako atrakcja turystyczna:


W Lublinie nigdy nie chodziłam do Dominikanów, może dlatego, że ich kościół i klasztor mieszczą się na Starym Mieście cieszącym się wówczas bardzo złą sławą. Najczęściej wpadałam do Kapucynów przy Krakowskim Przedmieściu w drodzę na KUL lub spowrotem, a na mszę niedzielną do kaplicy KUL-owskiej albo do Jezuitów

Kościół Dominikanów w Lublinie
Kościół Kapucynów przy Krakowskim Przedmieściu

Swoją drogą do niedawna nie miałam pojęcia, że na KULu (w latach 1936-39) studiował prawo Adam Humer, a jego siostra, Wanda Umer, filologię klasyczną... Humer ewidentnie zachował katolicką młodość we wdzięcznym serduszku, (podobnie jak reszta tej zasłużonej rodziny):
"Adam Humer osobiście torturował również więźniów-księży, w tym ordynariusza kieleckiego, biskupa Czesława Kaczmarka, któremu podczas pokazowego procesu komuniści zarzucili szpiegostwo."
Lublin z wieży zamkowej

Toteż, kiedy Magda Umer postanowiła się ochrzcić w latach 80-tych (razem z synkiem) nie poinformowała rodziców, gdyż sądziła, że uznają to za zdradę! 

Jej ojciec, Edward, przed śmiercią widział we śnie koleżankę, ze szkoły podstawowej, która umarła w dzieciństwie.
- Co ty tu robisz? - zapytał - Przecież tak dawno umarłaś...
- No właśnie - odpowiedziała rezolutnie - więc co TY tu robisz? (https://youtu.be/dmLfgiZGLZ4)

poniedziałek, 22 grudnia 2025

"Dziewczyny płaczą, bo skończyło się już lato..."

Oczywiście te wrażliwe, subtelne i eteryczne. Ale są też dziewczyny, które starają się nie płakać nawet kiedy  leżą na podłodze UBeckiej katowni, nagie i kopane przez wielu funkcjonariuszy na raz, nawet bite drutem kolczastym w piersi i krocze, nawet sadzane na nodze stołka, tak aby weszła głęboko w odbyt...

Chłopaki natomiast nie płaczą, chyba raczej krzyczą, kiedy miażdzy się im jądra szufladą... Płacze starszy człowiek próbując opowiedzieć po 40 latach, co który z oskarżonych funkcjonariuszy z nim robił podczas przesłuchań, a wysoki sąd patrzy na na niego surowo i podejrzliwie, bez tej zachwycajacej empatii, z którą zwraca się do emerytowanych UB-ków...

Wolne sądy! Wolne sądy! Wolne sądy!

Niezawisły sąd (bo jeszcze nie zawisł, jak to tłumaczy Stanisław Michalkiewicz) skazuje jednak "parszywą dwunastkę" (copyright by Tadeusz Płużański) tzn Adama Humera i towarzyszy za stosowanie niedozwolonych metod podczas przesłuchań. Humer dostaje w pierwszej instancji 9 lat więzienia, w drugiej wyrok zmiejsza się do 7 i pół. 

Trafia do tzw "pawilonu cudów", gdzie mieścił się jego dawny gabinet. Służba więzienna zwraca sie do niego "panie dyrektorze czego pan jeszcze potrzebuje". Lekarz orzeka zły stan zdrowia. Umiera w "przerwie wykonywania wyroku". Stan zdrowia pozostałych UB-eków także nie najlepszy, a lekarz uczynny, być może też resortowy? Czy którykolwiek odsiedział chociaż rok, chociaż pół? Niektórzy ani dnia.

Edward Umer - pracujący w informacji wojskowej - uniknął kary, choć ta formacja była jeszcze brutalniejsza i bardziej zbrodnicza niż cywilny UB. Nie znamy więc szczegółów jego dokonań na niwie zawodowej, jak w przypadku starszego brata.

Wiemy natomiast od córki, że miał piękny głos i po godzinach siadał do pianina i śpiewał przedwojenne przeboje...

Koncert, koncert, koncert na dwa świerszcze i wiatr w kominie...

Śpiewał np balladę o niewdzięcznym (wobec ojca) Srulu. Dlaczego własnie o Srulu? To musiał być raczej niszowy utwór. Pochodzenie? Tylko w jednym źródle znalazłam wzmiankę, że rodzina Umerów była polsko-żydowska i widziałam jedno zdjęcie Wincentego Umera, które mogłoby ewentualnie to potwierdzać, gdyż wygląd miał raczej "bliskowschodni" w przeciwieństwie do Adama Humera, Magdy Umer i jej braci...

Z drugiej strony dowiadujemy się, że oboje rodzice pochodzili z rodzin małorolnych chłopówi i dlatego wyemigrowali do USA, a tam - jako praktykujący katolicy - ochrzcili najstarszego syna w parafii rzymsko-katolickiej św. Józefa Robotnika  w Camden. Wiadomo też, że Adam Humer - po powrocie rodziny do kraju - przed wojną studiowal 3 lata prawo na KULu, co nie przeszkodziło mu należeć do Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i Białorusi... Na tejże uczelni studiowała filologię klasyczną jego młodsza siostra Wanda. Edward Umer natomiast - według córki - za młodu był ministrantem... Kamuflaż czy apostazja? 

Wiem, wiem, to bardzo niewrażliwie z mojej strony wyciągać takie informacje po śmierci artystki, która przecież nie ponosi winy za czyny swoich przodków czy krewnych. Owszem, ale korzyści z ich pozycji i dokonań czerpała. Być może na jakimś etapie była nawet zupelnie tego nieświadoma.

W filmie Magda z 1993 r. Andrzej Woyciechowski opowiada, że pierwszy raz zobaczyl Magdę Umer w sali gimnastycznej Liceum Klementa Gottwalda jak pięknie recytowała wiersze i równie pięknie śpiewała stare, ruskie romanse na akademii szkolnej. Wydała mu się bardzo miła, nieśmiała i okrąglutka (na zdjęciu jest szczupła, może chodziło o twarz?). Był to rok 1963, czyli musiała być w pierwszej klasie. Parę lat później, gdy zaczynał z kolegami tworzyć kabaret, przypomniał sobię owa młodszą koleżankę i zaproponował współpracę. Magda postawiła warunek, że będzie występować tylko dla znajomych. Woyciechowski wyjaśnił, że to nie byla jednak nieśmiałość tylko "wewnętrzna delikatność". "None of us performs for strangers" - jak to ujął Mr Darcy mając na myśli siebie i Lizzie Bennet.

Tak więc, droga potencjalna czytelniczko, jeśli jesteś delikatna, miła i okrąglutka, a przy tym pięknie śpiewasz, grasz, recytujesz, malujesz, piszesz czy tańczysz i liczysz na to, że w związku z tym ktoś Ci zaproponuje pracę i jeszcze będziesz mogła stawiać warunki, to raczej się przeliczysz...

Mogę sobie jednak wyobrazić jak młoda Magda rzeczywiście wierzyła, że tą czy ową propozycję pracy/współpracy zawdzięcza wyłącznie swojemu talentowi, urodzie i urokowi osobistemu. "Tak się ułożyło", że zabawa w kabaret stała się codzienną pracą... Samo się ułożyło czy może  drogę do sukcesu wygrzmocił jej stryjaszek nahajką z metalową kulką tłukąc wstrętne, zupelnie nie delikatne dziewuszyska w miejsca intymne, a pomógł i tatuś w informacji wojskowej...

Uwielbiam tę delikatność i empatyczność UB-ckich/komuszych pomiotów. Tatusiowie wybijali zęby i wyrywali paznokcie najlepszym z nas, a ich dzieci i wnuki są tak wrażliwe, ze zawsze mowią "w Ukrainie", bo "na Ukrainie" nie przeszlo by im przez subtelne gardziołka. Zawsze używają odpowiednich zaimków i nigdy, przenigdy nikogo nie "misgenderują". Mniejszości seksualnych bronili by własną, wątłą piersią do ostatniej kropli krwi. Tak samo wolności religijnej, jeśli chodzi o chanukę w sejmie oczywiście... 

Co innego katole i faszyści. Ci są prymitywni i z grubsza ciosani. Ciągle przynudzają, że ktoś im kogoś zamordował podczas przesłuchania, a potem zakopal w dole z wapnem i postawił tam toaletę dla niepoznaki. Kogo to dzisiaj obchodzi? Takie były czasy! Albo ciągle o sadzaniu na nodze od krzesła. Sami to wymyślili w swoich perwersyjnych możdżkach, żeby zniesławić zasłużonych towarzyszy. A że jakieś stare próchno płacze zeznając w sądzie na wspomnienie  rzekomych tortur, których doświadczyło podczas przesłuchania... To bylo 40 lat temu, więc się nie liczy. Poza tym widok jest nieestetyczny dla wrażliwych oczu i subtelnych gustów, a to co mówi jeszcze bardziej... Że nagi, że skuty i bity do nieprzytomności, a potem wrzucony do odchodów karceru... Widocznie zasłużył, więc to nie jest żadne okrucieństwo. Okrucieństwo to jest, kiedy ktoś spojrzy krzywo na geja, albo ciemnoskórego, bo przecież nie murzyna. Tak mówić niedobra jest!

Czarzasty z łańcuchem na szyi w sejmie, bo prezydent zawetował idotyczną ustawę nakazującym ludziom zapewnić lepsze warunki mieszkaniowe psom, niż sami mają. Ewidentne pole do nadużyć i trzepania kasy przez szemrane organizacje żerujące na ludzkiej naiwności. Ale nie, on ma wrażliwe serduszko podobnie jak wszyscy towarzysze z PZPR zawsze mieli.

Mieli też subtelne gusta artystyczne, dzięki czemu zapewnili nam tę zachwycającą "elitę kulturalną", którą w dużej części sami spłodzili, a z jej pozostałą częscią spali. A że ci roszczeniowi nieudacznicy zazdroszczą? Niech sobie zazdroszczą. Wylewają hejt? Młodsi towarzysze wprowadzą cenzurę w internecie i się skończy! Będą siedzieć za wpisy w internecie jak ich nieestetyczni (zwłaszcza po przesłuchaniu) poprzednicy, którym nie podobała sie władza ludowa! Know how jak ich traktować dawno wypracowane. Izraelskie służby do dziś dnia wyrywają paznokcie, a francuskie podobno piorą w pralce (jak twierdzi red. Parafianowicz)...

P.S.

Informacje zawarte w tym tekście czerpię głównie z filmu Magda https://youtu.be/dmLfgiZGLZ4, Humer i inni https://youtu.be/eMXh4JJP8KI, Bestie - Edward Umer https://youtu.be/QR8uN8_o68c, artykułu Adam Humer - stalinowski zbrodniarz skazany w III RP https://wiadomosci.wp.pl/adam-humer-stalinowski-zbrodniarz-skazany-w-iii-rp-6126020387444353a oraz artykułu Wojciecha Hanusa Rodzina Umerów i jej działalność w powiecie tomaszowskim w latach 1936–1946.




niedziela, 21 grudnia 2025

Jeszcze o Magdzie Umer i produkcji komunistycznych elit

Dooglądałam film Magda z 1993 https://youtu.be/dmLfgiZGLZ4 do końca, a tam gdzieś przy końcu najciekawszy wątek - produkcja komunistycznych elit! 

Magda Umer opowiada, że chodziła do komunistycznego żlobka, komunistycznego przedszkola i komunistycznej szkoły (podstawowej i średniej w jednym?) i w związku z tym po raz pierwszy zetknęła się z jakimikolwiek odniesieniami do chrześcijaństwa dopiero na studiach polonistycznych!!! Nie miała na przyklad pojęcia o jaki krzak gorejący może chodzić!!!

Co to w praktyce oznacza?

  1. Musiały istnieć (i pewnie nadal istnieją) specjalne żłobki, przedszkola i szkoły (podstawowe i średnie) dla dzieci nomenklatury i SB-ków.
  2. Z programu tych szkół wycięto większość historii i literatury polskiej, a nauczano np historii komunizmu? Żydów? ZSSR?
  3. Komuniści ewidentnie zainspirowali się angielskimi szkołami publicznymi (tzn prywatnymi w naszym rozumieniu), których głównym zadaniem jest produkcja elit. Te elity miały być kulturowymi cudzoziemcami w kraju, poddanym ich władzy!

Najciekawsze, że Magda chodziła do klasy humanistycznej z łaciną. Jak w klasie humanistycznej można ominąć 90% literatury polskiej pozostaje dla mnie tajemnicą. Jakiej historii tam uczono?

Każdy uczeń liceum już w pierwszej klasie styka się z tekstem Bogurodzicy, Rozmowy Mistrza Polikarpa ze śmiercią, Legendy o św. Aleksym, Pieśni o Rolandzie itp. O poezji Kochanowskiego już nie wspominam. A co z Sienkiewiczem? Jak można czytać np Potop i się nie zauważyć odniesień do chrześcijaństwa? A wielcy romantycy? A Norwid? 

Nawet jeśli nie uczyli się o literaturze polskiej, to w każdej innej europejskiej - z rosyjską włącznie - jest dokładnie to samo! Czy przygotowano dla nich ocenzurowane wersje lektur? (Nowacka chce to teraz wprowadzić we wszystkich szkołach !)

Stanisław Krajski opowiada w jakimś filmie o swojej polonistce-komunistce z liceum, która nie rozumiała, co oznacza zdanie "niech się mury Jerycha porozwalają jak kłody" z wiersza Norwida i miała dziwne pomysły interpretacyjne (niestety, nie przytacza jakie). 

Sama pracowałam w Liceum Sióstr Urszulanek z polonistką, która nie miała żadnej wiedzy (albo śladową) na temat Pisma Świętego Nowego i Starego testamentu i nie rozumiała żadnych odniesień do postaci biblijnych (typu Tobiasz i Sara z Księgi Tobiasza). Nie czytała też Tolkiena, bo - jak wyjaśniła - jest "tradycjonalistką". Do jakiej "tradycji" się odwoływała?

Antoni Macierewicz przy jakiejś okazji opowiadał, że podczas weryfikacji WSI (chyba) zetknął się z bardzo inteligentnymi i wykształconymi ludźmi, których wiadomości z historii Polski ograniczały się do losów pojedynczych komunistów. Mieli zupełnie inaczej umeblowane mózgownice niż większość obywateli naszego kraju, gdyż zapewne byli produktami takich właśnie szkół, o jakich mówiła Magda Umer.

Ciekawe, że PRLowska literatura i filmy dla młodzieży pełne są postaci, których realia życiowe drastycznie odbiegają od sytuacji potencjalnego czytelnika czy widza. Mam na myśli różne Jeziora osobliwości, Szaleństwa Majki Skowron czy inne Jowity. Ten ostatni film nakręcony został na podstawie powieści Dygata (scenariusz Konwickiego), reżyserowany przez Morgensterna, główne role zagrali Daniel Olbrychski, Barbara Kwiatkowska i Kalina Jędrusik. Kultura PRLu w pigułce - sami swoi. Od dyżurnych literatów systemu poprzez reżysera właściwego pochodzenia (etnicznego) do piękności "poziomych" robiących karierę przez łóżko...

Tak mi się skojarzyło przy okazji opowieści Magdy Umer o jej paczce z liceum. Wspomniała na przykład, że kiedy pokłóciła się z chłopakiem i na studniówce tańczyła z kimś innym, wszyscy nauczyciele byli bardzo zmartwieni i usiłowali młodych pogodzić. 

Czy ktoś widział coś takiego w realnym życiu? To brzmi jak żywcem wyjęte z jakigoś PRLowskiego filmu dla mlodzieży typu Beata, albo ten, gdzie niunia zgubiła zegarek, czy też serial z Pacułą - pracującą w szpitalu - w roli głównej. Niestety, nie pamiętam tytułów tych wybitnych dzieł...

Morał z tej historii jest taki, że - przypuszczalnie - te szkoły nadal istnieją pod zmienionym szyldem i nadal hoduje się tam elity kompradorskie, potrzebne do zarządzania kolonią z nadania brukselskiej/berlińskiej metropolii. To jest odpowiedź, skąd się bierze owo wykazywane w sondażach ok. 16 % społeczeństwa, które nienawidzi polskości albo - co najmniej - się z nią nie identyfikuje. 

To jest odpowiedź, skąd się biorą politycy, którzy nie wiedzą ilu jest królów albo jednemu z nich nadają imię Belzebub. To wyjaśnia skąd się biorą posłanki tak słabo znające język polski, że potrafią krzyczeć hasło "dość dyktatury kobiet" mając na myśli coś wręcz przeciwnego... 

P.S.

Sprawdziłam liceum Magdy Umer, to XIV LO im. Staszica w Warszawie, które w latach 1953-1990 nosiło imię Klementa Gottwalda. W rankingu Perpektyw z 2024 pierwsza szkoła w Polsce i pierwsza w Warszawie! Wśród znanych absolwentów Jerzy Urban, Helena Łuczywo, tatuś Nowackiej (Jerzy), Jan Lityński, Wanda Rapaczyńska, Marek Borowski i Magda Umer. 

Jest oczywiście wielu zacnych absolwentów przedwojennych, gdyż szkoła powstała w 1906, a w czasie okupacji prowadziła tajne komplety. I tak szacowną instytucję z tradycjami komuchy zamieniły na wylęgarnie swoich elit, które kończąc klasę humanistyczną nie miały nigdy kontaktu z literaturą polską!!! Bo jak to inaczej rozumieć? Kiedyś byl inny program? Bez Kochanowskiego i Mickiewicza? Nie wierzę!!!

sobota, 20 grudnia 2025

Na marginesie śmierci Magdy Umer

Kilka dni temu umarła Magda Umer. Kiedyś nawet ją lubiłam, byłam w jakimś stopniu pod urokiem poetyckiego nastroju jej piosenek słyszanych w dzieciństwie i wczesnej młodości. Nie pamiętam czy najpierw dowiedziałam się, że jest córką Adama Humera - komunistycznego oprawcy, diabła z Rakowieckiej - czy posłuchalam jej piosenek jako osoba dojrzała. (Tak, wiem, że nie córką tylko bratanicą, ale cała reszta rodziny - ojciec Edward Umer, jego dwie siostry i dziadek Wincenty to komunistyczni działacze okresu stalinowskiego).

Uderzyło mnie, że ona zupełnie, ale to zupełnie nie ma głosu. Nie, że ma przeciętny, po prostu go nie ma. Przeciętny głos brzmi przy wydawanych przez nią dźwiękach jak dzwon ze spiżu. To co uprawia można przy dużej dozie dobrej woli określić jako melorecytację często przechodząca w szept. Słuchanie tego jest dla mnie niewymownie męczące. Sama artystka przyznała, że krytycy nazywali jej śpiew miałczeniem lub piszczeniem, moim zdaniem trafnie...

Nie będę się czepiać jej wyglądu, powiem tylko, że identyczna dziewczyna bez resortowego pochodzenia nie zostałaby nigdy zauważona. Nikt nie zachwycałby sie jej eterycznością, nie porównywal do elfa czy rusałki i nie twierdził, że "śpiewa duszą"...

Trafiłam w internecie na film i z 1993 pt Magda https://youtu.be/dmLfgiZGLZ4, w którym m.in. opowiada o swoim ojcu, który - jak się wyraziła - był pierwszą miłością jej życia. Bardzo przystojny i obdarzony pięknym, mocnym głosem, po pracy (w informacji wojskowej) grał na pianinie i śpiewał przedwojennne przeboje, w tym ckliwą balladę o małym Srulku i jego tatusiu. Finał byl taki, ze Srulek - kochany syneczek - kiedy się w końcu dorobił nie zaprosił nawet tatula na swój ślub. W tym miejscu mała Magda zawsze płakała, takie miała wrażliwe serduszko...

Gdybym nic nie wiedziala o tej kobiecie, jej rodzinie i mechanizmach "promocji talentów" w PRLu, uwierzyłabym jej i szczerze polubiła, ale nie mogę, gdyż przed laty obejrzałam inny film pt Humer i inni https://youtu.be/eMXh4JJP8KI z roku 1994. Kontrast między Magdą Umer opowiadającą o ukochanym ojcu i chorych młodszych braciszkach - z których jeden umarł w dzieciństwie, a drugi wymagał operacji serca - a zeznaniami ofiar Adama Humera jest bolesny.

Oczywiście nikt nie jest odpowiedzialny za czyny swoich rodziców i krewnych, ale jeśli właśnie im zawdzięcza karierę, to jednak powinien wiedzieć kiedy wypadałoby zamilknąć z szacunku dla ofiar. No chyba, że takiego szacunku nie ma i pani Magda nie uważa ich za ludzi, a porównywanie nieszczęścia chorych braciszków do osób torturowanych przez stryja wydaje sie jej absurdalne.

Swoją drogą podobieństwo rodzinne między artystką a diabłem z Rakowieckiej uderzające. Ten sam koloryt - jasna cera, gęste włosy w kolorze rudoblond (na starość przechodzącym w żółtawą siwiznę) jasne oczy - szare lub szaro-niebieskie - spoglądające melancholijnie zza szkieł okularów. Na zdjęciach z młodości twarz Humera też wydaje sie wrażliwa i inteligentna. Być może to zasługa okularów. Na starość usta zamieniły się w wąską podkowę, co nadaje twarzy karykaturalny wygląd. Głos wydaje się cichy i łagodny jak w niezapomnianych interpretacjach poezji w wykonaniu jego bratanicy...

Czy wrażliwy inteligentny człowiek może w perwersyjny sposób znęcać się nad kobietami doznając przy tym podniecenia seksualnego? A może to po prostu psychopata?

A firmowa "wrażliwość" Magdy Umer to jej cecha wrodzona czy wybór podyktowany absolutnym brakiem głosu? Nadużywanie szeptu jest jakimś sposobem na zatuszowanie tak istotnego dla piosenkarki deficytu. Jakoś historia wrażliwej mimozy robiącej karierę sceniczną w PRLu dzięki swojej zachwycającej subtelności nie wydaje mi się wiarygodna.

Janusz Wiśniewski (nie wiem kto to jest) stwierdza w wyżej wspomnianym filmie, że Magda Umer miala bardzo silną osobowość narzucającą innym swoją wolę ("królowała między dziewczętami") i nie pamięta, aby kiedykolwiek była zatrudniona np do robienia herbaty na jakiś spotkaniu. Raczej domagała się podania pierniczków, które miala w zasięgu ręki, a jednocześnie w swoich piosenkach zachwycała dziewczęcością i subtelnością...

Agnieszka Osiecka natomiast słysząc jej piosenki myślała o niej jako "pannie ćmie" lub rodzaju świerszcza, ale kiedyś na wakacjach nad morzem usłyszała, jak chlopaki się zwołują "chodźcie zobaczyć jak Umer opala sie nago na dzikiej plaży" i już nie wiedziała czy to zdrowy, opalony golas czy eteryczna istota spowita w szary tiul. Kiedy ją poznala osobiście, uznała, że pół na pół, "dorosły elf" jak to określiła. Miałam wręcz wrażenie, że chodziło raczej o elfa dla dorosłych...

Nie pamiętam gdzie (chyba tu http://magdaumer.pl/home/zyciorys/) sama Umer opowiada o czasach licealnych i swojej 6-osobowej paczce zlożonej z 3 par (w tym ona ze swoim chłopakiem). Zakończyła na "bardzo przyjemnej porażce" w beznadziejnej walce z hormonami. Dlaczego owa porażka byla bardzo przyjemna? Ano bo ani ona, ani jej luby "nie znali pojęcia grzechu", choć zachwycający tatulo mówił, że wprawdzie wydaje  mu się, że Boga nie ma, ale należy tak żyć, jakby był...

Cały ten wątek wygląda jak wzięty z  powieści dla młodzieży Krystyny Siesickiej lub jakiegoś PRLowskiego serialu. Nie twierdzę, że autorka zmyśla, tylko że po prostu nie widziałam czegoś takiego w naturze ani w swoich czasach licealnych, ani pracując w szkole średniej jako nauczycielka.

W filmie Magda pojawia się też Hanuszkiewicz, który usłyszał jak śpiewała "swoje śliczne piosenki" i uznał ją za rusalkę jakiej szuka (do Balladyny?). Oczywiscie nie wiedział, kto to jest, po prostu go zachwyciła... 

Nic na to nie poradzę, ale nie mam łaski wiary w takie cuda, zwłaszcza, że ostatnio widziałam jakieś nagranie (z komputerowym głosem) o nomenklaturowych lub resortowych dzieciach na scenie i ekranie za komuny (https://youtu.be/0njc6e9Qdok). Wymienione były tam następujace osoby: Hanuszkiewicz, Seweryn, Fronczewski, Janda, Zawadzka, Seniuk, Stuhr i Englert (Jan i Maciej).  Trzy z nich - Hanuszkiewicz, Fronczewski i Janda - występują w filmie Magda i wypowiadaja się w tonie pozytywnym o głównej bohaterce...


środa, 10 grudnia 2025

Oszustwo na Pocztę Polską i funkcjonariusza CBŚ

Zadzwonił do mnie klasyczny oszust na "pocztę polską" i jego wspólnik "inspektor CBŚ Marek Boroń". Za pierwszym razem dałam sie podejść odruchowo poprawiając błędny numer bramy, za drugim facet się spłoszył, spróbował jeszcze raz, ale znowu się rozłączył.

Dzwonił z numeru alarmowego 112. Pytanie na śniadanie: skąd wziął mój telefon stacjonarny imię, nazwisko i nazwę ulicy? Nie znał tylko numeru bramy i mieszkania. Ten typ oszustwa próbuje się wobec seniorów. Seniorką jestem od miesiąca i już figuruję na liście potencjalnych jeleni! Kto sprzedaje dane? ZUS? Centrum Seniora? Nadzór Budowlany? Spółdzielnia Mieszkaniowa, policja czy bank? A może Poczta Polska?

Dość przerażające, że sępy specjalizujące się w okradaniu starszych ludzi mają tak łatwy dostep do informacji!

poniedziałek, 8 grudnia 2025

Będąc młodą emerytką...

Święto Maryjne, wieczór, po ponownej lekturze decyzji o przyznaniu mi emerytury. Wygląda, że wszystko się zgadza, o ile jestem w stanie to ocenić. Mam już legitymację, a nawet kartę seniora! Teraz rozpocznę hulaszczy tryb życia w ramach moich skromnych środków!

Myślałam, że doświadczę wielkiej ulgi i radości, tymczasem uczucia miałam bardzo mieszane, co gorsza nieuchronnie dopadły mnie podsumowania mojej "drogi zawodowej", a przy okazji całego życia w tonie niekorzystnym. Jednak  na jakimś głębszym poziomie ulga jest znaczna, co widać po dziwnych zakupach, których już trochę zrobiłam...

Obejrzałam niedawno taki oto film na YouTube https://youtu.be/VnsZAFmtoJY ("Ewangelia a psychoterapia – co naprawdę pomaga?") Słuchało się przyjemnie, człowiek (znaczy terapeuta) robił dobre wrażenie, ale potem pojawiły się liczne wątpliwości...

Pan terapeuta ( z pierwszego wykształcenia astrofizyk) zapewniał raz po raz, że Bóg pragnie naszego szczęścia sam z siebie, nie musimy go o to usilnie prosić, bo kiedy modlimy się o coś, czego nam brak, on już tam jest (znaczy w przyszłości?) i coś robi w tej sprawie. Jest bowiem panem czasu, który go w żaden sposób nie ogranicza, jak to się dzieje w przypadku człowieka.

Zacytował słowa pewnego jezuity usłyszane w młodości, które brzmiały mniej więcej tak (cytuję z pamięci): Gdybyś wiedział, że swoją miłość spotkasz w wieku 53 lat, czy zająłbyś się oczekiwaniem i liczeniem dni? Przecież to byłby absurd. Bóg chce byś byl szczęśliwy w swoim życiu teraz, czy jakoś tak...

Wszystko to bardzo pięknie, ale skąd założenie, że "spotka swoją miłość" lub "Bóg mu da miłość/ukochaną kobietę" (nie pamiętam jakich użył słów)? Jest naturalne, że młody człowiek tęskni za miłością, ale oczekiwanie, że ta tęsknota jest gwarancją spełnienia pragnienia, jest nieco na wyrost, mówiąc bardzo oględnie.

Nie wiem co wspomniany jezuita rzeczywiscie miał na myśli, więc nie będę z tym dyskutować. Zgadzam się, że powinniśmy cieszyć się swoim życiem takim, jakie mamy i nie uzalezniać owej radości czy szczęścia od spelnienia pragnień. Ono może nigdy nie nastąpić, albo w tak zmienionej formie, że nawet go nie rozpoznamy lub z takim opóźnieniem, że nie będzie mialo żadnego znaczenia dla jakości naszego życia...

Też kiedyś uważałam, że nasze pragnienia są znakiem "woli bożej". Życie zweryfikowało ten pogląd negatywnie i  teraz raczej podejrzewam, że wszystkie one kierują nas bezpośrednio na Boga znaczy każde pragnienie jest w istocie pragnieniem Boga i mamy je w sercu nie po to, aby sie spełniło w tym życiu, tylko jako kierunkowskaz, za którym podążamy w wieczność...

Wielką przyjemnośc sprawiła mi lektura Jerychonki Rodziewiczówny. Chyba pierwszy raz w życiu zetknęłam się z tak sensownym opisem powołania artysty czy twórcy w ogóle i jak ma się ono do malżeństwa/milości. Bardzo prawdziwy wydał mi sie opis krótkiego "szczęśliwego" okresu w życiu małżeńskim bohaterki, której mąż nie mógł znieść, że "ciągle"(tzn kilka godzin dziennie) zajmuje się malowaniem, a nie nim, po czym poszedł w długą, czego czytelnik zresztą spodziewał się od chwili nieszczęsnej decyzji o ślubie...

Natomiast ojciec rekolekcjonista u paulinów adresował swoje nauki wyłącznie do małżeństw (choć nikt nie ostrzegl o tym "ogółu wiernych" narażając ich na stratę czasu i  przykre doświadczenie "wykluczenia rekolekcyjnego" na mszy niedzielnej). Zwrócił obecnym w kościele żonom i mężom uwagę, że przysięgę małżeńską składali dobrowolnie, podobnie jak on - w wolności - zdecydował się pojść za powołaniem zakonnym i do kaplaństwa. Z owej wolnej woli coś mialo wynikać, ale nie pamiętam co, bo w ktorymś momencie przestałam słuchać...

No cóż ojcze rekolekcjonisto, w życiu bardzo niewiele sobie wybieramy. Najbardziej typowy wybór, jaki mamy, to między buntem a akceptacją sytuacji od nas calkowicie niezależnej. Czy to czyni z nas niewolników? Nie wiem, ale nawet gdyby tak bylo, to co? I tak musimy żyć. Obudzić się rano, wstać z łóżka, ogarnąc się i spędzić kolejny dzień najlepiej jak umiemy i czerpać z niego tyle radości, ile się da...

Ciekawe, że w całym tym (zbytecznym) gadaniu o powołaniach nikt nie bierze pod uwagę sytuacji odrzucenia. Jakie niby "powołanie" ma ktoś odrzucony, dla którego "świat" ani Kościół nie znajduje zastosowania i nie chce mieć z nim nic do czynienia? Przecież taka sytuacja jest udziałem wielu i to nie tylko stoczonych alkoholików czy innych ćpunów...

Jakoś tak jest, że na naprawdę ważne pytania nikt nie zna odpowiedzi, więc słyszymy wyłącznie nauki o rzeczach dla nas całkowicie nieprzydatnych lub zgoła niezgodnych z rzeczywistością i naszym doswiadczeniem...


środa, 26 listopada 2025

Jeszcze o sztucznej inteligencji, czyli portfolio pana laureata konkursu biedronki

Obejrzałam jeszcze raz wcześniej wspomniany film https://youtu.be/RA6eoTM91E8, tym razem zwróciłam uwagę na portfolio pana laureata. Byly tam prace na co najmniej 3 poprzednie edycje konkursu biedronki - ilustracje do książek:

  1. O Malwinie i tajemnicy dziadka w piwnicy
  2. O królewiczu, który się odważył
  3. Moje czarne szczęście
Nie pamiętam która z nich wyszła najwcześniej. Nie mniej, interesujący wydał mi się rozwój stylu artysty. Na jego podstawie ilustracje do bajki o królewiczu wydają się najwcześniejsze. Są najbardziej realistyczne i przestrzenne. Postaci i przedmioty robią wrażenie trójwymiarowych, tło ma głębię, gama kolorystyczna raczej ograniczona. Nie miały najmniejszej szansy na sukces znając gusta jurorów konkursu. 

Realistycznie

W kolejnej edycji autor zdał sobie z tego sprawę i spróbował stylu bardziej graficznego - radykalnej stylizacji i spłaszczenia postaci, umowności otoczenia i dekoracyjnie potraktowanych elementów krajobrazu w tle, w których czają się resztki głębi, co powoduje lekki zgrzyt w zestawieniu z płaskimi sylwetkami na pierwszym planie. Kolorystyka i kompozycja znacznie bardziej wyrafinowana. Pojawiają się postaci ustawione głową w dól lub zakomponowane po skosie. Różnica jest spora, więc zmiana stylu nie robi wrażenia organicznego rozwoju.

Stylizacja i ekspresja

Ilustracje do "Mojego czarnego szczęścia" to radykalny skok poziomu, rozmachu i kompozycyjnej swobody. To jest ten sam styl który widzimy w zwycięskich ilustracjach tegorocznej edycji konkursu, tylko nieco inna kolorystyka i bohaterka. Autorka filmu analizując ten zestaw dochodzi do wniosku, że też byl wygenerowany przez sztuczną ineligencję. Jury przyznało wyróżnienie, wiec pan ilustrator utwierdził się w swoim wyborze... Postaci i elementy otoczenia wytworzone przez AI i poobracane przez "czynnik ludzki" do góry nogami lub po skosie. Zadziałało i jest 100 tys. PLN.

Ukłon w stronę gustu szanownego jury

Taka interpretacja "drogi do sukcesu" zakłada jakąś dobrą wolę jurorów. Nie wiem na ile takie założenie jest realistyczne. Pamiętam jedną z rad udzielonych uczestnikom konkursu: Nie próbuj zgadnąć jakie prace spodobają się jurorom, tylko zachwyć nas swoją oryginalnością! (czy jakoś tak). Pan laureat przytomnie nie wziąl sobie jej do serca i wygrał kasiorę. Czy musiał się nią podzielić nie wiem, ale mam swoje podejrzenia.

Reasumując: portfolio nie robi wrażenia organicznego rozwoju stylu. Między pracami autora a przypuszczalnie wygenerowanymi przez AI różnica poziomu jest zbyt duża, abyśmy uwierzyli w jego nagły, a niespodziewany postęp.

P.S.
Ilustracje oczywiście moje, a nie pana laureata, wytworzone z programie Paint 3D

wtorek, 25 listopada 2025

Czyżby sztuczna inteligencja?

Wczoraj natknęłam sie przez przypadek na taki oto film https://youtu.be/RA6eoTM91E8 (Rysujesz? Chyba już nie masz szans z AI w konkursach), a tam o zwycięskich ilustracjach w konkursie Biedronki Piórko 2025, o których pisałam na tym blogu https://singletonreview.blogspot.com/2025/09/kilka-uwag-o-zwycieskich-pracach-w.html

Młoda ilustratorka analizuje owe obrazki i dochodzi do wniosku, że z bardzo dużym prawdopodobieństwem (99 %) zostały wygenerowane przez sztuczną inteligencję i nieznacznie obrobione przez człowieka. Swoje wnioski zgłosiła w formie pisemnej jury i organizatorom, którzy ją olali. 

Dlaczego tak? Powody moga być zasadniczo trzy:

  1. Autor ilustracji jest znajomym członków jury, z którymi się umówił na podział nagrody (100 tys. PLN)
  2. Cały konkurs jest po prostu praniem brudnych pieniędzy, a zwycięzca słupem
  3. Członkowie jury, doświadczeni graficy z dorobkiem, mają tego rodzaju gusta, że preferują wytwory AI - czyli uśrednione pod względem stylu i kolorystyki ilustracje dostępne w internecie, natomiast oryginalne dzieła człowieka ich nie interesują. Coby to mówiło o szkolnictwie artystycznym?
Hipotezę 1 i 2 zdaje sie potwierdzać fakt, że laureat złamał regulamin jeszcze w jednym punkcie - jego ilustracje (być może także wygenerowane przez AI) już były publikowane, co powinno było skutkować automatycznym odrzuceniem zgłoszonych prac. Tak się jednak w przypadku tej konkretnej osoby nie stało i to jest dziwne...

Bardzo mnie ten filmik ucieszył, bo w końcu sytuacja się wyjaśniła. Konkursy artystyczne są picami, a zwycięzcy znani przed ich ogloszeniem. Jeśli taki "laureat" jest w stanie coś narysować - OK. Na wszelki wypadek nie pokazuje sie jego dzieł w zestawieniu z konkurencyjnymi. Jeśli natomiast nie jest - niech posłuży się AI. Regulamin i porady są dla naiwnych jeleni, którzy wyobrażają sobie, że ktoś obejrzy ich wypociny.Czuję wielką ulgę i w końcu rozumiem o co chodzi. 

Co za ironia, że w mrocznym PRLu każdy zestaw ilustracji książkowych był osobnym uniwersum -  wykreowanym przez technikę, kolorystykę a także styl, wrażliwość i temperament artysty. Niemożliwe byloby mechaniczne uśrednienie tych nigdzie ze sobą nie graniczących światów. (Tu podaje link do bloga, na którym można je wszystkie obejrzeć według autorów książek lub ilustracji https://jarmila09.wordpress.com/ )

W dzisiejszych czasach dzieła grafików są tak do siebie podobne, że nie sposób odróżnić indywidualnych wytworów od ich uśrednionej wersji serwowanej przez sztuczną inteligencję. Nie jest w stanie zrobić tego nawet jury zlożone z profesjonalistów!

Wygląda na to, że spokojnie mogłam wysłać obrazki robione w Paint 3D, gdzie zestawia się gotowe komponenty, stworzone przez kogoś innego, nieznacznie je modyfikując.


 

wtorek, 18 listopada 2025

Gdzie trafia pomoc dla Ukrainy?

Tu komentarz Pawła Lisickiego o upadku Pokrowska i ucieczce Mindicza do Izraela z walizką pieniędzy po aferze korupcyjnej w Kijowie https://youtu.be/KuNSg_2LNLg 

Redaktor naczelny Do Rzeczy stawia bardzo istotne pytanie, mianowicie czy to nie jest jednak dziwne, że większość ludzi rządzących Ukrainą ma izraelski paszport i w razie czego ma gdzie uciekać z pokaźnym finansowym wsparciem wygospodarowanym z pomocy płynacej z zachodu.

Ciekawa rola Chabad Lubawicz. Mindicz przyjechał do Warszawy, aby sie spotkać z jednym z rabinów tej sekty i dopiero potem ruszyl na bliski wschód. Dlaczego nie został zatrzymany przez polskie służby? "Starsi bracia" nie pozwolili?

Im dłużej ta wojna trwa tym mniej wierzę w to, co o niej słyszymy. Do poprzedniego rządu i  jego działań miałam ograniczone zaufanie, do obecnego żadnego, albo nawet ujemne.

Tory na trasie Lublin-Warszawa wysadzili dwaj Ukraińcy. To mnie akurat nie dziwi, ale trudno pojąć, dlaczego państwo polskie nie przeciwdziała werbowaniu tych ludzi przez Rosjan, skoro wie jaką drogą się ono odbywa. Zbyt zajęte polowaniem na Zbigniewa Ziobro i zbrodnie PiSu?

Najbardziej przeraża widmo wojny z ludźmi typu Tusek, Kierwiński, Siemoniak i reszta tych pajaców przy sterach. Nawet Albania by nas podbiła!

poniedziałek, 17 listopada 2025

Tajemnica znikających odsłon

Zastanawia mnie jedna rzecz: Dlaczego, kiedy napiszę nowego posta liczba odsłon gwałtownie spada. Kiedyś było dokładnie odwrotnie - nowy post powodował zwiększenie zainteresowania, co wydawało się naturalne. Czy ktoś przy tym majstruje? Bardzo mnie to zniechęca... 

czwartek, 13 listopada 2025

Każdy dobry uczynek zostanie pomszczony...

Śnił mi się pies - bardzo dobry symbol senny oznaczajacy życzliwych ludzi - i przyszedł dzielnicowy w sprawie ukraińskich sąsiadów zakłócających spokój. Raczej mnie zniechęcał do rozprawy przed sądem, ale i tak jestem zachwycona, że sama nie muszę jutro iść na policję.

W lokalu, który teraz wynajmują mieszkał pan M. alkoholik, który regularnie zalewał nam mieszkanie i puszczał przez trzy doby z rzędu Denisa Russosa "My friend the wind" na cały regulator w czasie swoich (częstych) pijackich ciągów. Moi rodzice nigdy nie reagowali, postanowili zło dobrem zwyciężyć. Nie udalo się, niestety. 

Pan M. umarłby leżąc na podlodze łazienki, a jego zwłoki zdążyłyby się rozlożyć zanim by ktoś je znalazl, gdyby nie moja rodzina, która sprowadzila pomoc.W odwecie spadkobierczyni urządziła taki remont generalny, że mama dostala zawału i umarła po tygodniu. Jej reanimacja odbywała się wśród dźwięków pracującej wiertary, nie wyłączonej nawet na tę okoliczność.

Remont mimo swej długości i intensywności byl dość niekompletny. "Zapomniano" na przyklad położyć jakąkolwiek izolację pod panele podłogowe. Dywanów, wykładzin czy mat nie przewidziano, co bylo prostym sposobem na wykreowanie sztucznego konfliktu między każdym kolejnym setem najemców a nami. Jeśli ktoś wie jak brzmią krzesła przesuwane po panelach bez izolacji - zwłaszcza w nocy - zrozumie bez trudu o czym mówię. Sytuacja byla trudna do zniesienia nawet w przypadku ludzi skadinąd kulturalnych, a  co dopiero w przypadku dziczy stepowej, "która ma prawo"!

Z sąsiadem z mieszkania obok, panem J., byliśmy zawsze w dobrych relacjach, mimo bardzo cienkiej ściany oddzielajacej nasze "pokoje dzienne". Było oczywiste, że przychodzi do nas po drabinę lub inne narzędzia, albo kiedy popsuje mu się telefon. Telewizor wstawił do kuchni, bo oglądał w nocy mecze dość głośno, jako człowiek przygłuchy. Przed śmiercią wpadł w sidła rodziny swojej żony i zapisal mieszkanie wyjątkowo paskudnej postaci, która - jak to ujęła - "robi w nieruchomościach". 

Zrobiła więc nam kuchnię przy sypialni, aby zyskać dodatkowe pomieszczenie i móc żądać czynszu za mieszkanie dwupokojowe, a nie kawalerkę. Kto wie jak brzmi pompa tłocząca ścieki pod sufit tuż przy 14-centymetrowej ścianie działowej, rozumie o czym mówię. O tłuczonych o świcie kotletach i ukraińskim życiu towarzyskim, niekompatybilnym z naszym kalendarzem, nie wspominam.

Z sąsiadami z dołu mieliśmy stosunki raczej chłodne, acz poprawne. Pani K. czesto przychodziła nas upominać, że hałasujemy, kiedy np był wbijany gwóźdź w ścianę pod obrazek. Czuła się w tym calkowicie bezpiecznie, bo zawsze przepraszaliśmy i staraliśmy się jej nie drażnić. Mieszkanie po niej wykupili byli najemcy i od tego momentu zaczęło się dziać. 

Remont zaczęty w niedziele po 21 trwal ponad 3 miesiące. Rozwalane byly ściany działowe i rozwiercane konstrukcyjne. Nowe meble i wyposażenie kuchni wnoszono po nocach i takie tam inne drobnostki, które wymagały interwencji policji. Po czy urodziło się dzieciątko. 

Dzieciątko jak to dzieciątko - płacze. Płacz niemowlęcia jest dźwiękiem naturalnym i przez podłogę nie specjalnie uciążliwym. Ale co kiedy byłe niemowle ma rok, a potem dwa i wciąż drze ryja non stop, a jego płuca nabrały mocy? Podejrzewam, że to przypadek autyzmu, sądząc po odglosach, a ściany działowe tymczasem rozwalone i nie uciekniesz z pokoju do kuchni przed tym wrzaskiem.

Po co wracam do historii, które już na tym blogu opisywałam? Zauważyłam bowiem pewną niepokojącą zależność - im więcej dobra doświadczy od ciebie sąsiad, tym wiecej zła wyrzadzą ci jego spadkobiercy. Oprócz bezpośrednich konsekwencji ich działań, doskwiera poczucie niesprawiedliwości. Dobro, bowiem, nie wraca. Zapłatą za nie jest zło. Każdy dobry uczynek zostaje pomszczony (co najmniej) w dwójnasób!

wtorek, 11 listopada 2025

O zmianie stosunku do Ukraińców

Święto Niepodległości. Siedzę i czekam czy i kiedy ukraiński bachor zacznie mi zakłócać spokój swoją ohydną muzyką puszczaną na full.

Wyobrażacie sobie sytuację, kiedy do dziecka w wieku szkoły podstawowej (chyba piąta klasa) wezwana jest policja, łomocze w drzwi, otwiera tatulo, kłamie funkcjonariuszom w twarz, a po trzech godzinach synalek znowu puszcza tę sama ohydną muzykę na full? Ze strony rodziny pełna akceptacja i wsparcie! "Mój syn ma prawo!" Ciekawe kto mu je przyznał?

Dlatego w moim czarnym serduszku zaszła drastyczna zmiana stosunku do Ukraińców. Od pelnej życzliwości do obrzydzenia i wściekłości na sam widok, o dźwiękach ich mowy nie wspominając.

Idę sobie alejką w Parku Wschodnim, uszczęśliwiona brakiem ludzi w zasięgu wzroku aż dochodzę do Oławy. A tam co? Tak, zgadliście - młodzież ukraińska robi sobie grilla przy dźwiękach jakiegoś ohydztwa puszczanego ze wzmacniaczy. Ciekawe, że polska młodzież nigdy nie zabawia się w ten sposób..., a w każdym razie nie w tym miejscu.

Nie można umieszczać takiej ilości cudzoziemców w jednym miejscu! Po jednym na gminę i niech się uczą naszych zwyczajów, a nie narzucają nam swoje!

U mnie w bramie na 15 mieszkań 3 zajęte calkowicie przez Ukraińców, co do czwartego nie wiem czy stanowią tam wiekszość. Z dwoma z tych "ukraińskich" mieszkań sąsiaduję bezpośrednio, trzecie naprzeciwko. Mam serdecznie dość. Nawet pocieszanie sie, że to nie brązowi z nożami przestało działać.

niedziela, 2 listopada 2025

Zaduszki 2025

Sześćdziesiątka!!! Cudny ponury dzionex - zaduszkowe klimaty. Leje cały dzień. Nic piękniejszego bym sobie nie wymyśliła na tę okazję. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak cieszyłam się z  kolejnych urodzin. W końcu jestem seniorką pełną gębą i mogę jeździć komunikacją miejską za pół biletu!

To poczucie ulgi! Na nic już nie czekam (poza śmiercią, oczywiście). Chcę dobrze przeżyć ten czas, ale ani ja sama, ani nikt inny, nic już ode mnie nie oczekuje. Generalnie usiadę nad rzeką i poczekam na trupy moich wrogów płynące z prądem. Będę je kontemplować oczami starej kobiety (otoczonymi siatką zmarszczek) lekko się uśmiechając do siebie, a wiatr będzie rozwiewał moje siwiejące loki...

Wszyscy zgodnie twierdzą, że wyglądam jak zawsze. Nie wiem czy powinno mnie to cieszyć czy martwić. Na ostanim spotkaniu klasowym jeden z kolegów posunął się nawet do twierdzenia, że nic nie zmieniłam się od przedszkola! Faktem jest, że poznał mnie od razu, a nie widziałam go ponad 50 lat, przy czym nie byliśmy jakoś szczególnie zaprzyjaźnieni.

Pamiętam, jak baba w sekretariacie szkoły podstawowej nr 94 nawrzeszczała na mnie, że dałam zdjęcie z przedszkola do legitymacj szkolnej. Innego nie miałam, więc mi nie wyrobiła tej legitymacji, a tu się okazuje, że 23.10. 2025, znaczy 53 lata później, spokojnie można mnie na podstawie tego zdjęcia rozpoznać!!! Widzisz babo, skompromitowałaś się doszczętnie! Ale czego można oczekiwać od osób, które wrzeszczą na patologicznie nieśmiałe, wrażliwe dzieci!

Posunęłam sie nawet do pójścia na mszę do parafii. Proboszcz podczas kolekty zawsze zagaduje starszą parafiankę z wnukami. Dziś zagadnął ją dwukrotnie, w tym raz podczas podniesienia i to półgłosem! Natomiast w pieśniach śpiewanych przez pośpiesznego organistę nie da się rozróżnić ani słów, ani melodii...

To uczucie, kiedy myślisz, że nic cię już nie zaskoczy, a znowu zbierasz szczękę z bruku, jak ja wczoraj na widok faceta grajacego na skrzypcach na Cmentarzu Grabiszyńskim w celach żebraczych! Podłączony był przy tym do kilku wzmacniaczy, co zapewne doceniły osoby odwiedzające groby swoich zmarłych w bezpośredniej bliskości!

Czy wspominałam o kradzieży (podpisanych) zniczy i postawieniu na wypasionym, sąsiednim grobie? W tym roku też się powtórzyła, podobnie jak pańcie z pieskami obsikującymi groby spacerujące po cmentarzu...

Nie bylo tylko wycieczek rodzinnych na rowerach przebijających sie przez tłumy na cmentarzu i to trzeba docenić! Nie zawiodły jednak liczne rodziny zajmujące cały chodnik i nie zamierzajace zrobić miejsca dla osób - badź co bądź starszych - idących z naprzeciwka! Kult świętego bachora na pełnej kurtyzanie (jak mowi Otoka-Frąckiewicz). Babcia stoi i gęgą do wnucząt w wieku szkoły podstawowej usadzonych na siedzeniu w zatłoczonym tramwaju. Skutków takiego wychowania wszyscy doświadczamy!

Tak więc wiele sobie obiecuje po tym ostatnim odcinku drogi - starości. W końcu urodziłam się w listopadzie, więc te klimat "jesieni życia" jest mi bliski. Coraz bliższy jest też cel podróży czy też jej kres i to nastraja mnie optymistycznie do życia...



niedziela, 19 października 2025

Crimen laesae maiestatis Sancti Ovsici, czyli groźna emerytka z Torunia

 


Z wikipedii:
W prawie rzymskim jako crimen laesae maiestatis rozpatrywane były nie tylko zamachy czy próby obalenia cesarza, lecz także pogróżki, obraźliwe wypowiedzi o osobie lub imieniu władcy lub żarty pod jego adresem

Pani Izabela 66-letnia emerytka z Torunia napisała na FB taki oto komentarz pod wpisem Owsika :

"Giń człeku i to jak najszybciej dość okradania dość twojego dorabiania się z naiwności Polaków twoje wille za granicą, twoja willa w Polsce twoje dzieci uczą się za granicą i pensje twoje i twojej żony dość rozlicz się i zmień okulary, bo takie noszą LGBT"

Nastepnego dnia rano już zabrała ją policja. Musiała zapłacić 300 PLN, żeby odpowiadać przed sądem z wolnej stopy za obrazę majestatu Świętego Owsika. Ponieważ majestat Świętego Owsika nie jest chroniony prawem oficjalnie, wymyślono, że to "groźba karalna".

Sanctus Ovsicus, ludzki pan, dał jej szansę, żeby sie pokajała, a sprawa się zakończy. P. Izabela przeprosiła i przyznała, że komentarz napisała pod wpływem emocji (stresu), ale zaproponowała, żeby Owsik - dla równowagi - przeprosil za bilbordy z sepsą. Majestat Owsika tego nie zniósł i zagrzmiał. Sąd jak wicher niewstrzymanym dechem poniósl w puszczę muzykę i podwoił echem. 

Wyroku jeszcze nie znamy. Grozi jej do 3 lat pozbawienia wolności. Obecnie objęta jest nadzorem policyjnym, w ramach ktorego nalożono na nią:

  • zakaz wyjazdu za granicę
  • zakaz zbliżania się do majestatu Owsika na 100m
  • obowiązek meldowania się na policji 3 RAZY W TYGODNIU
  • zakaz wypowiedzi publicznych na temat swojego wpisu
Tym samym nasze marzenia z końca lat 80-tych, żeby było u nas tak jak na zachodzie, spełnily się co do joty. Sytuacja dosłownie jak z Wielkiej Brytanii: jeśli jesteś Pakistańczykiem możesz gwałcić nieletnie ile wlezie, jeśli jesteś miejscowy i to skomentujesz w tonie niechętnym, masz następnego dnia rano wjazd na kwadrat, a potem do pierdla (bez zawiasow). W tamtejszym prawie nazywa się to crimen laesae maiestatis Sanctorum Muslimorum czy jakoś tak.

Pani Izabelo, kto Pani doradza? W przekazie mniej znaczy więcej, a dla bezpieczeństwa najlepiej posłużyć sie z cytatem np "wypierdalaj" albo "j*bać Owsika". Tym bardziej, że jego środowisko zna tylko dwa czasowniki w języku polskim ("wypierdalać" i "j*bać"), każdy inny odbiera jako groźbę, bo go po prostu nie rozumie. To są kulturowi cudzoziemcy, dla których polska gramatyka jest tajemnicą. Nie rozróżniają między trybem rozkazujacym (giń!) a czasem przyszłym dokonanym użytym w zdaniu warunkowym, w którym można wyrazić groźbę (zginiesz, jeśli...) Natomiast dwa wspomniane czasowniki dominujące w ich "dyskursie" dla niezawisłych sądów brzmią swojsko i dobrodusznie, więc ich należy sie trzymać! Przekaz powinien być dostosowany do poziomu odbiorcy!



P.S.
Święty Owsik czyni cuda już za życia np wzmaga szybkość i skuteczność działania policji. Redaktor Warzecha proponuje wszystkim, którzy nie mogą się doprosić przyjęcia zgłoszenia w sprawie kradzieży, aby zawsze podreślali, że złodziej intensywnie lżył majestat Owsika.

piątek, 17 października 2025

2 miliony za Grunwald, czyli jak (nie) pisać o historii Polski

Przeczytałam właśnie książkę 2 miliony za Grunwald Joanny Jodełki. Super temat - polowanie na dzielo Matejki przez Niemców podczas okupacji. Podstawowe fakty (gdzie było przechowywane) i nazwiska ludzi odpowiedzialnych za jego ocalenie są znane - reszta to fantazja autorki.

Te nazwiska nawet przytoczę, bo zdecydowanie zasługują na pamięć:

  • Stanisław Ejsmond
  • Bolesław Surałło-Gajduczeni
  • Stanisław Mikulicz-Radecki
  • Władysław Wojda
  • Stanisław Bryła
  • Roman Pieczyrak i jego syn
  • Henryk Krzesiński
  • Franciszek Podleśny
  • Józef Serafin
  • Stanisław Kalinowski
  • Franciszek Galera
  • Ignacy Drewnowski
  • Władysław Drewnowski
  • Michał Grzesiak
Drogi czylelniku zastanów się chwilę kogo wybrałbyś na bohatera takiej opowieści. 

To teraz zgadnij, jak rozwiązała to pani autorka.

Tak, zgadłeś głównym bohaterem zbiorowym są Żydzi - bogaci mecenasi i kolekcjonerzy, żydowskie prostytutki Lublina, żydowskie dzieci biedoty i zasymilowanej inteligencji, jest nawet lubelski zamożny zboczeniec - Baruch - zaglądający na strychu, co żydowskie dziewczynki mają pod sukienkami...

Głównym bohaterem indywidualnym jest drobny przestępca, Dziurawiec, nie zainteresowany niczym poza zdobyciem kasy. W którymś momencie zakochuje sie w dziewczynie, której matką jest Niemka, a ojcem Polak. Jak Polak, to co robił? Tak, oczywiście - tłukł! Kogo tłukł? Matkę, córkę czy obie? Nie jest to do końca jasne, ale córka z całą pewnością zasłużyła!

Jakiego wątku nie wymieniłam? Homoseksualnego, oczywiście! Homoseksualne epizody miewał Hans Frank za młodu, ale ważniejszy dla rozwoju akcji jest fryzjer Goeringa Władysław Nowak siedzący na początku w obozie z powodu swojej orientacji. Potem zastaje wyciągnięty i użyty, a raczej zużyty, czyli zabity przez naszego cynicznego bohatera w obronie kogo? Żydowskiego dziecka oczywiście!

Po kim przejeżdża kolumna niemieckich pojazdów wkraczających do Lublina? Po trupie mamusi tegoż dzieciaka, oczywiście!

Kto opowiada głównemu bohaterowi o Bitwie pod Grunwaldem? Tenże żydowski dzieciak! Jakiej narodowości tak naprawdę był Jan Matejko - wielki polski malarz? Synem Niemki i Czecha!

Mam tylko nadzieję, że autorka nie weźmie na warsztat polowania na Hołd Pruski. Jeśli to zrobi, od razu mogę zgadnąć kim będzie główny bohater! Stawiam dolary przeciw orzechom, że albo żydowski komunista wypuszczony z Berezy Kartuskiej, albo niepiśmienny chasyd posługujący się wyłącznie językiem jidisz...

czwartek, 16 października 2025

Jeszcze o Jędrzejewskim (znowu złośliwie)

Z otchłani niepamięci wychynęły chyba jedyne rekolekcje byłego o.Jędrzejewskiego czy raczej jedyny ich fragment, którego dawno temu wysłuchałam w internecie. Współprowadzącą była pani psycholog, terapeutka czy ktoś podobny.

Na początek przykładowy problem: kiedy pada deszcz, jest mi smutno - zaproponowała pani psycholog, a o. Jędrzejewski ochoczo zapewnił, że jemu też (więc przykład dobry). Dalej nie pamiętam, bo spadłam z krzesła.

Z całego wywodu dominikanina zapamiętałam tylko dziadka - Żyda, z którego jest dumny.

I to jest własnie to! Kwintesencja zjawiska!

Jesteśmy tacy cool, że jedyny problem jaki mamy, to że deszczyk nas melancholijnie nastraja! Nie to, co pokręcone nastolatki, których nie chcemy w naszych młodzieżowych duszpasterstwach. Jak szpetne dziewuchy klepiące różańce przyciągną do nas atrakcyjnych mlodzieńców? No - rzecz jasna - nijak!

No i dziadek Żyd noszony dumnie jak - nie przymierzając - ścierane komplety dżinsowe, przywożone z zachodu w latach 70-tych i 80-tych. Szyk paryski, przepustka na salony, do TVNu i GW!

Nie wiem z kim o. Jędrzejewski łamał ślub czystości, czy z ową panią terapeutką czy może innym boyfriendem. Zdecydował się zakończyć owo rozdwojenie jaźni - bardzo dobrze! Good riddance to bad rubbish! Tyle mam do powiedzenia w tej kwestii.

A w kwestii "przyciągania młodych ( i starych) do Kościoła", to robi to sam Pan Bóg, najczęściej przez cierpienie, brak, nierozwiązywalny problem! I nie jest to wpływ opadów atmosferycznych na samopoczucie.

Popularność tej czy innej gwiazdy kaznodziejskiej może wydawać się pozytywnym zjawiskiem, ale na dłuższą metę zawsze robi wiecej złego niż dobrego. Jak sie wyraziła pewna ofiara Pawła Malińskiego, byłego dominikanina, "On był moim bogiem". To jest istota sprawy!

wtorek, 7 października 2025

Złośliwie o odejściu o.Jędrzejewskiego z zakonu kaznodziejskiego

Następna gwiazda dominikańska - Wojciech Jędrzejewski - opuściła zakon i kapłaństwo. Prawie się uśmiecham pisząc te słowa. Owszem, żal tych wszystkich ludzi, którzy mu ufali i wierzyli jego naukom, ale jakoś nie wydaje mi się, żeby to była duża strata dla Kościoła. Stawiam dolary przeciw orzechom, że jeszcze pożegnamy nie jedną primadonnę kaznodziejską przed końcem dekady albo nawet roku...

Patologia systemu, niestety. Gwiazdorstwo i świętość - czy też rozwój duchowy - rzadko idą w parze. No cóż, jeśli priorytetem jest "przyciąganie młodych do Kościoła"... 

Tu sobie nie odmówię drobnej złośliwości:

Kiedy w marcu 2020 wrocławscy dominikanie zamykali swój kościół z lęku przed śmiercionośnym wirusem - zanim ktokolwiek tego od nich zażądał - mieli zapewne nadzieję, że zgubią tych wszystkich nieestetycznych wiernych zapelniajacych nawy nie zostawiając miejsca dla targetu właściwego, czyli przystojnych młodzieńców. Tymczasem na miejsce dawnych stałych bywalców pojawiły się eleganckie emerytki w kapeluszach, a średnia wieku wzrosła do 92 lat...

Cokolwiek jednak myśli pewna złośliwa blogerka o "synach św. Dominika", to msze sprawowane w kościele św. Wojciecha są ważne! "Mądrość stół zastawiła obficie i na święto zaprasza swój lud" czy to się podoba formalnym gospodarzom miejsca czy nie. Ostatnio dwa razy takie zaproszenie przyjęłam wracając od lekarza i wyszłam podniesiona na duchu chyba raczej pomimo słów celebransa, niż dzięki nim...

wtorek, 30 września 2025

Ziobro doprowadzony na komisję!!!

Ziobro pochwycony i doprowadzony na komisję do spraw Pegasusa!. W końcu zmuszony do mówienia! W końcu jest czym nakarmić opinię publiczną - są afery i to smakowite, aż dwie! 
Pierwsza to umorzenie polskiego wątku śledztwa w międzynarodowej aferze korupcyjnej ze Sławomirem Nowakiem - zwanym przez znajomych z Platformy Lolo Pindolo - w roli głównej. Okazało sie, że wprawdzie miał troche drobnych, ale nie było na nich jego odcisków palców. Wszyscy się mylili nawet RMF przed 5 laty, kiedy donosił 15 września 2020 co nastepuje:
Według CBA odnalezione pieniądze to m.in. 470 tysięcy dolarów, 536 tysięcy euro i 30 tysięcy złotych. Odkryto je w skrytkach w meblach, które znajdowały się w mieszkaniach, które nie należały do byłego polityka - informuje reporter RMF FM. 
Były minister transportu i były szef ukraińskiej agencji drogowej Ukrawtodor Sławomir Nowak został zatrzymany w lipcu w związku z podejrzeniem korupcji, kierowania zorganizowaną grupą przestępczą i praniem brudnych pieniędzy. Wraz z nim zatrzymano Dariusza Z. i Jacka P.

Po złożeniu wyjaśnień w prokuraturze Sławomir Nowak usłyszał zarzut kierowania w okresie od października 2016 r. do września 2019 r. zorganizowaną grupą przestępczą czerpiącą korzyści z korupcji. Były polityk jest podejrzany o żądanie i przyjmowanie korzyści majątkowych i osobistych w zamian za przyznawanie prywatnym podmiotom kontraktów na budowę i remont dróg na Ukrainie, a także o pranie pieniędzy. W efekcie tych przestępstw miał uzyskać 1,3 mln zł.

Druga to umorzenie afery Polnordu, w której głównym podejrzanym był mecenas Giertych i Ryszard Krauze. Otóż już wiadomo, że w rzeczywistości to ochroniarz Giertycha zwany Foka i jego żona wyprowadzili z tej spółki 92 miliony PLN. Źli ludzie - w redakcjach takich, jak Business Insider - 16.10.2020 tak dezinformowali opinię publiczną:

Zarzuty dot. przywłaszczenia i wyprowadzenia ze spółki deweloperskiej Polnord kwoty ok. 92 mln zł usłyszeli w piątek biznesmen Ryszard K. i adwokat Roman Giertych. Zarzuty postawiła poznańska prokuratura. Sprawa dotyczy działalności w latach 2010-2014. Obrońca Romana Giertycha mec. Jakub Wende poinformował w piątek, że jego klient został przesłuchany w charakterze podejrzanego na oddziale Mazowieckiego Szpitala Bródnowskiego. Według obrony Giertych był nieprzytomny i nie miał świadomości co się dzieje.

Nareszcie mamy praworządność i obaj politycy Giertych i Nowak zostali oczyszczeni przez nieupolitycznione, niezawisłe sądy.

Ziobro chciał swoimi desperackimi szarżami odwrócić uwagę od własnych przerażających przestępstw jak np kupienie Pegasusa nie z tego funduszu, co trzeba (sprawiedliwośći, a nie operacyjnego)!!!

niedziela, 28 września 2025

O dziwnych objawach na starość

Zastanawiałam się dzisiaj we śnie w jakim procencie jestem Irlandką (było mi to do czegoś potrzebne). Raz sprawa wydawała mi się dęta, a za chwilę całkiem realna. Ba, prawie byłam pewna, że to mój dziad (ze strony matki) lub pradziad był Irlandczykiem. Było to związane z jakąś tajemnicą lub wręcz zagadką kryminalną... 

Obudziłam się zadziwiona. Wszyscy moi przodkowie - o ile wiem - pochodzą z bardzo konkretnego miejsca na ziemi, mianowicie parafii w Mosarzu, ewentualnie okolicznych,  w postawskim powiecie dawnego województwa wileńskiego. O żadnych Irlanczykach nie ma mowy! No cóż, sny są dziwne, ale życie jeszcze bardziej...

W listopadzie skończę 60 lat. Z wieloma rzeczami pogodziłam się, a nawet zaczęłam wyobrażać sobie wieczność. Pewien znajomy zakonnik wyznał kiedyś, że bardzo go pocieszają go słowa Jezusa, że "W domu mego Ojca jest mieszkań wiele" i chętnie sobie takie lokum wyobraża. Zainspirowana, też próbowałam zwizualizować sobie swoje życie po śmierci. Nieodmiennie widziałam siebie jak idę drogą wśród pięknego krajobrazu, mam na nogach wygodne, płaskie, kremowe sandały Ryłko za 380 PLN (których nie zdecydowałam sie kupić ze względu na cenę) i luźny kombinezon z brązowego lnu. Jestem około 30-tki, w optymalnej formie fizycznej. Innych ludzi nie zauważyłam, choć dopuszczałam ich istnienie...

Sandały (przecenione pod koniec sezonu na 299,99 PLN) dostałam awansem na imieniny, urodziny i Boże Narodzenie zarazem, a brązowy, haftowany len sama kupiłam po okazyjnej cenie i coś sobie pewnie z niego uszyję, niewykluczone, że luźny kombinezon właśnie. Pozostaje jeszcze owa cudowna bezludna okolica...

Najbardziej humorystyczne wydaje mi sie jednak, że kiedy zbliża się wiek emerytalny i w końcu rozstrzygnie się sprawa, która spędzała mi sen z powiek przez ostatnie 20 lat, nagle przestałam się katować lękiem przed przyszłością i powróciłam do marzeń z dzieciństwa. 

Zaczęlo się od odkrycia darmowych kajaków. Ściślej mówiąc darmowa była tylko pierwsza godzina. Nigdy wcześniej nie pływałam (kajakiem) po Odrze, z porównywalnych akwenów, to tylko raz po Zalewie Kamienieckim, w niezbyt sprzyjających okolicznościach zresztą. Tego lata, co najmniej raz w tygodniu wiosłowalam dziarsko po nurtach tej imponujacej rzeki, a czasem jeszcze eksplorowałam Oławę (co wymagało przenoski koło jazu Małgorzata).

Postanowiłam zaopatrzyć się w odpowiednie buty i wodoszczelny worek. Wtedy właśnie zobaczyłam maski do snorkellingu w promocyjnej cenie i wpadłam! Z mroków niepamięci wychynął Jaques Cousteau, jak z butlą tlenową na plecach, skacze tyłem do wody z łódki unoszącej się na morzu, najprawdopodobnie śródziemnym... Boże, jak bardzo pragnęłam być kimś takim! Nieskończone przestrzenie oceanu, tajemniczy podwodny świat pełen dziwnych stworzeń! Cisza i wielki błękit...

Pamiętam, jak pewnego niedzielnego poranka wybrałam sie z Polijką nad fosę i postanowiłam przyjrzeć się ptactwu wodnemu z bliska. W tym celu chciałam wejść na obiekt, który okazał się karmnikiem dla kaczek unoszącym na wodzie. Na skutek mojego błędu poznawczego obie wylądowałyśmy w chłodnych wodach fosy miejskiej. Był to najprawdopodobniej marzec, więc nawet moja cocker spanielka nie była zachwycona tą nieoczekiwaną kąpielą. Robiąc dobrą minę do złej gry wracałyśmy, ociekając wodą, do domu sennymi ulicami miasta, ignorując zaciekawione spojrzenia nielicznych przechodniów....

"W pogoni za Mwe" mogłam sie udać wyłącznie do ZOO. Dzięki Bogu bilety były w przystępnej cenie. Moi rodzice nie mieli zrozumienia dla idei wyjazdów do lasu w celach obserwacji przyrody ożywionej, no chyba, że na grzyby... W miejskich parkach roiło się od obnażajacych się zboczeńców, ale te akurat okazy napelnialy mnie szczerym obrzydzeniem.

W którymś momencie pogodziłam się z faktem, że będąc dziewczynką w wieku szkolnym nie można być Jaques'em Cousteau, ani nawet podróżnikiem lądowym...

A tu nagle maska do snorkellingu za 29 PLN, calkiem porządna zresztą! Testowałam gdzie mogłam, ale nawet w pięknym Jeziorze Bobowickim, a tym bardziej w gliniance na Oporowie czy stawie na Królewieckiej, nie ma za bardzo co ogladać pod wodą... Nic to, kupię jeszcze płetwy na jakiejś wyprzedaży z nadzieją na Morze Bałtyckie w przyszłym roku lub jakieś inne, jeśli Pan Bóg da!

Tak więc u progu wieku senioralnego, zamiast myśleć o zbawieniu duszy, przeglądam chińskie strony internetowe w poszukiwaniu wetsuitów, spodni i bluz z pianki neoprenowej o odpowiedniej grubości i w przystepnej cenie, które nadadzą się zarówno na kajak jak i do pływania/nurkowania w zimnych wodach. Na początek zamówiłam szorty z neoprenu grubości 3 mm. 

Zamiast trząść się nad każdym groszem z moich topniejących zasobów mam dziwne myśli o dobrobycie - dużym mieszkaniu, jesiennych wyjazdach nad jakieś południowe morza lub do ciepłych źródeł i dobrych butach  dla moich starszo-paniowych stóp bez względu na cenę...

Na pytanie: "Od kiedy ma Pani te objawy?" odpowiem, że pojawiły się gdzieś na przełomie czerwca i lipca 2025 i nie mijają. Jeśli na starość zostanę Jaquesem Cousteau lub zamożną osobą, będzie to najlepszy dowcip mojego życia!




środa, 24 września 2025

O niszczeniu kodu kulturowego

 Oglądam zachowania niejakiego Johny'ego Somali w Japonii i Korei Pd. Czarny patostreamer popisuje się niewyobrażalnym wprost chamstwem w metrze, restauracji, sklepie i na ulicy. Japończycy ani Koreańczycy nie mają pojęcia, jak na to reagować, choć są wstrząśnięci. Jakaś grupa miejscowych influencerów się skrzyknęła i usiłuje bydlakowi wytłumaczyć, żeby szanował ich kulturę, ze skutkiem łatwym do przewidzenia. Czasem jakiś biały turysta z zachodu da mu po ryju, czasem miejscowi go trochę poganiają. Policja depcze mu po piętach i zbiera dowody. Trudność polega na tym, że głośne monologi w metrze nie popadają pod żaden paragraf, rzucanie w ludzi nieświeżymi rybami już bardziej W końcu udaje się zebrać przygarść zarzutów. W Korei Pd groziło mu razem w zależności od źródła 29, 31 lub 36 lat. Nie wierzę, żeby dostał taki wyrok, a już zwłaszcza, żeby tyle odsiedział, ale nawet jeśli miał by być to rok w tamtejszym pierdlu, to też byłoby coś.

Nie jest to jeden tego rodzaju bydlak, niestety. "Media spolecznościowe" wykreowały podobnych imbecyli tysiące. Dla "klikalności" zgwałciliby własną babcię i wrzucili nagranie na TikToka. Mam wrażenie, że wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy jaki będzie skutek mody na chamstwo, przekraczanie norm społecznych i niszczenie kodu kulturowego.

Nie dotyczy to bynajmniej tylko czarnych Amerykanów na wystepach gościnnych na dalekim wschodzie. Każdy nauczyciel ogląda to zjawisko codziennie w swojej pracy, każdy pasażer komunikacji miejskiej i każdy pieszy na chodniku w mieście Wrocławiu.

Przed wojną na Ukrainie rzadko spotykało się ludzi słuchających muzyki ze smartfonów bez słuchawek, choć czasem było ją słychać mimo to. Ukraińcy "ubogacili" nas zwyczajem puszczania swoich miazmatów na full w komunikacji miejskiej, na ławce pod blokiem, w parku, nad wodą wszędzie, o każdej porze dnia i nocy.

Zły zwyczaj wyparł dobry, zupełnie jak pieniądz. Dziś w tramwaju zwróciłam uwagę takiej osobie, rodzimej zresztą. Co usłyszałam? Że nie ma słuchawek, słucha cicho, tylko mi to przeszkadza i nie będzie ze mną rozmawiać, bo nie ma ochoty.

Widać, że była wyćwiczona w obracaniu kota ogonem i zadowolona z własnego chamstwa. Miala szczęście, że spotkała mnie, ale za 20 lat, ktoś przekraczajacy te resztki norm, które sie jeszcze do tego czasu ostaną, po prostu nakładzie jej po ryju i zachwycony sobą opublikuje nagranie zbierając liczne "polubienia".

Żyjemy w cywilizowanym społeczeństwie tylko dzięki wysiłkowi przeszłych pokoleń. Jesteśmy karłami siedzącymi na ramionach olbrzymów. Dzięki ich pracy nad oporną materią ludzkiej natury (czesto przy pomocy rózeczki lub kija stosowanego w dzieciństwie) wypracowaliśmy kod kulturowy, który zapewnia nam względne bezpieczeństwo. Jeśli to zostanie zniszczone znajdziemy się nagle w dżungli albo czarnej dzielnicy Chicago. Nie wiadomo co gorsze! Nie dopuśćmy do tego, póki jeszcze czas! Sprzeciwiajmy się chamstwu we wszelkich jego przejawach i gdzie się da! Odbierzmy toksycznym jednostkom ich idiotyczny argument "tylko pani to przeszkadza"!!!

poniedziałek, 22 września 2025

O naturze smoków i innych potworów

Jaki jest smok każdy wie. W bajkach jest uosobieniem zła. Każdy wie, że smoka należy się bać, a z powodu jego siły zwalczyć można tylko podstępem. Kto nie jest dość przebiegły, aby go zwycięzyc najlepiej zrobi unikając kontaktu z nim za wszelką cenę...

W zwycięskiej bajce konkursu Biedronki Piórko 2025 "Co zrobić z tym smokiem" autor chce przekonać dzieci, że smok jest co prawda nieco inny, ale w gruncie rzeczy milutki. Ludzie i smoki, a już szczególnie dzieci i smoki, mogą się bez trudu porozumiewać. Rycerze natomiast walczą z tymi sympatycznymi gadami wyłącznie dlatego, że inaczej nie mieli by co robić ze swoim czasem...

Bardzo ciekawy przekaz czyż nie? Ze smokiem można sie miziać! Zwłaszcza dziewczynki  mogą miziać się ze smokiem...


... tylko niestety mizianie ze smokiem kończy się tak:


Wszyscy to wiemy, ale ktoś chce przekonać młode pokolenie, że jest inaczej. Ten ktoś sponsoruje konkursy literackie na bajki dla dzieci, żeby wsączać im do głowy przekaz radykalnie sprzeczny z tym czego doświadczyły wszyskie poprzednie pokolenia.

Furda tam pokolenia, dzieci wiedzą lepiej!!! Wiedzą lepiej z książeczek sponsorowanych przez kogo trzeba! Wiedzą z pop kultury sączącej się 24 godziny na dobę z ich smartfonów...

Odmienność może być pociagająca, zwłaszcza w młodym wieku. Tak sądziły angielskie dziewczęta z dołów spolecznych. Sądziły, że i one mogą doświadczyć czegoś ekscytującego w swoich zapyziałych, postindustrialnych miasteczkach.

Egzotyczny boyfriend czekający pod szkołą. Koleżanki zazdroszczą, zwlaszcza na początku tej obiecującej znajomości... Potem boyfriend zaczyna mieć dziwne propozycje, np żeby się spotkać z wujkiem lat 45 i jego kumplami w liczbie 12, będzie fajnie. Zależy dla kogo. Fajnie nie bylo. Było bardzo niefajnie. Tak niefajnie, że potrzebne jest pogotowie i to zaraz, no i policja oczywiście. Policja nie może uwierzyć, że 12 - latka kopuluje z grupą pakistańskich mężczyzn inaczej niż dobrowolnie i z ochotą. Inaczej bylaby rasistką. Rasiści się wprawdzie zdarzają jak np ojciec jednej z dziewczynek, który usiłował wtargnąć do domu, gdzie właśnie odbywal się gwałt zbiorowy na jego córce. Zbereźnik został natychmiast aresztowany...

Małe rasistki skarżące sie policji zostały zignorowane. Któżby im uwierzyl. Wystarczy popatrzeć jak są ubrane i wysmarowane na obliczach. Jak małe kurwy, niestety. Zainspirowaly się jakąś wyjącą gwiazdą merdajacą dupą na swoich występach muzyczno-tanecznych. Mamuńcie nie widzą i nie słyszą. Cieszą się, że córunie mają powodzenie. Że bardzo specyficzne - i tylko wśród egzotycznych kawalerów - dochodzi do świadomości nieco później. Zwykle za późno...


Czy chcemy przez to przechodzić?

Rodzice, nie spisujcie młodego pokolenia na straty. Zacznijcie wreszcie wychowywać swoje potomstwo! Skromny ubiór i sposób bycia to nie opresja tylko jeden ze środkow bezpieczeństwa! Nie hodujcie nam wszystkim rozwydrzonych potworów. Rozwydrzonych, a zarazem bezbronnych wobec świata i pozbawionych pomocy dorosłych, których autorytet odrzucili w swojej bezbrzeżnej głupocie i arogancji!


Dlaczego jakieś katolickie albo konserwatywne wydawnictwo nie ogłosi konkursu na książkę dla dzieci albo młodzieży. Z góry zakładamy, że to sie nie uda? Że nie ma wśród nas  talentów literackich? Dlaczego ktoś nie zasponsoruje atrakcyjnego wizualnie filmu ze zdroworozsądkowym, pozytywnym przekazem? Móglby być animowany...

Tak, wiem są katolickie konkursy promujące pobożne wypracowania, sama brałam udział w jednym z nich. Tylko do kogo z tym można dotrzeć? Wyłacznie do dumnych rodziców młodego autora.

Odpuszczenie sobie kultury to największy grzech konserwatywnej/katolickiej części społeczęństwa. To jedno z tych zaniechań, które będzie miało nieskończone konsekwencje...