środa, 18 lipca 2018

Jeszcze o dominikanach przy okazji wymuszonej bezsenności

Godzina 3.40 w nocy. Nie śpię, bo wzywałam policję do imprezy w "mieszkaniu studenckim". Zanim przyjechali impreza się uspokoiła - typowe. Druga noc do tyłu, bo poprzedniej nie spałam z nerwów przed "rozmową rekrutacyjną" (biorę udział w konkursie na stanowisko w pewnej instytucji kultury). Nie wypadłam dzisiaj zbyt dobrze, a kandydatów jak psów.

Międzyczasie tzn w ostatnią niedzielę nowa porcja herezji u dominikanów by o. Kuśmierski, który odprawiał mszę o 12. Ten człowiek nie może się powstrzymać od manifestowania swoich sympatii politycznych w czasie eucharystii. 3 maja nawoływał wiernych do przestrzegania konstytucji, która jest "aktem założycielskim" naszego narodu, o ile dobrze pamiętam użyte sformułowanie. Trudno powiedzieć co przez to rozumiał - czy to, że przed konstytucją Kwaśniewskiego nasz naród nie istniał? A może - podobnie jak Petru (kto go jeszcze pamięta!) - myślał, że konstytucja 3 maja ciągle obowiązuje? Pominę ten wątek miłosiernym milczeniem. Zakonnikowi (nawet dominikańskiemu) można wybaczyć nieznajomość historii, ale on sam nie powinien się popisywać podczas eucharystii brakami w wykształceniu ogólnym.

Ostatnio - komentując ewangelię o posłaniu uczniów dwójkami i ich zadziwieniu cudami, które Bóg przez nich zdziałał - pozwolił sobie na śmiałą interpretację "egzorcyzmów" opisanych na kartach Pisma Świętego . Otóż dowiadujemy się, że Jezus i jego uczniowie nie koniecznie wypędzali "tego z rogami" ( tzn inteligentne byty duchowe wrogie człowiekowi), lecz zatwardziałość serca, która nie pozwala nam przyjąć uchodźców. Owa niechęć  - jak rozumiem - czasem była tak potężna, że wcielała się w stado świń i rzucała do morza.

Zawsze czuję się dziwnie słysząc duchownego, który wstydzi się nauki, którą powinien głosić, więc zamiast tego mizdrzy się do swego targetu dając do zrozumienia, że mimo habitu jest cool guy. Nie wiem jaką grupę docelową o.Kuśmierski ma przed oczami duszy wypowiadając podobne kawałki, ale raczej słabo obecną w Kościele. Rozumiem, że teraz taki "trynd" -  ignorować obecnych, ewentualnie ich strofować, a kokietować tych, których nie ma. Ta strategia nie wydaje mi prowadzić do skutecznej ewangelizacji, raczej do zniechęcenia wiernych i utraty autorytetu duchownych, którzy w swej gorliwości w schlebianiu wszelkim nieuporządkowanym postawom wyglądają śmiesznie i żałośnie.

Przeciętny wierny nie musiał osobiście zetknąć się z opętaniem, ale zwykle ma doświadczenie destruktywnych myśli, które bierze za swoje własne. Świadomość, że mogą być suflowane przez "tego z rogami" z czystej nienawiści, bardzo pomogłaby niejednemu pogrążonemu w depresji i myślach samobójczych. Wyzwoliłaby zdrowy odruch oporu przeciw oczywistemu wrogowi i nie pozwoliłaby na uwewnętrznianie sugestii i oskarżeń agresora. Duchowni protekcjonalnie wyrażający się o wierze w "tego z rogami" wyświadczają takim wiernym niedźwiedzią przysługę. Świadomość realności walki duchowej bardzo by nam wszystkim pomogła. Umielibyśmy rozpoznać atak wiadomej centrali i ćwiczylibyśmy się w obronie. Każdy przeżyty dzień uszczęśliwiałby nas - wszak na wojnie to nie jest rzecz oczywista. Nie przywiązywalibyśmy wagi do upokorzeń, sińców i zadrapań jakie serwuje nam życie - napełniałaby nas wdzięczność, że uszliśmy z życiem z kolejnej zasadzki.

A propos "uchodźców" Jezus bardzo brutalnie wypowiedział się w kwestii ordo caritatis - "niedobrze jest zabrać chleb dzieciom i dać go psom". Mówił to do kobiety obcego plemienia, która prosiła o uwolnienie córki od złego ducha. Nie wybierała się do Izraela po socjal, nie zamierzała nikogo zgwałcić, ani wysadzić w powietrze.