poniedziałek, 30 grudnia 2019

O nawróceniu Gavina Ashendena (z kazaniem ojca przeora dominikanów w tle)

Święta upłynęły mi pod znakiem dochodzenia do siebie po długiej chorobie, adaptacji Wiedźmina i nawrócenia byłego kapelana królowej angielskiej, Gavina Ashendena. Dziś znowu słuchałam wywiadu z nim na YouTube i znowu byłam pod głębokim wrażeniem tego, co ten człowiek opowiada.

Najciekawszy dla mnie fragment dotyczył ataku złego ducha. Pierwszy przydarzył mu się we Francji na mszy w kaplicy św Michała (nie pamiętam miejscowości). Zobaczył wysoko w górze chmarę krążących demonów przypominających nietoperze, wrzeszczących przeraźliwie. Był zdziwiony, że nikt, oprócz niego, tego nie widzi i nie słyszy. Zastanawiał się, kiedy znikną. Te jednak dokazywały aż do momentu, kiedy konsekrowana hostia dotknęla jego języka.

Innym razem przez 3 noce pod rząd, między pierwszą a piąta rano, otwierał mu się tunel w ścianie, przez który wlewały sie złe duchy bombardujące go rozpaczą i oskarżeniami w niezwykle charakterystyczny sposób - "jesteś w koszmarnej, beznadziejnej sytuacji i sam sobie to zawdzięczasz, zasłużyłeś na to". Ilu z nas poddanych było/jest takiej próbie nie zdając sobie sprawy, że to atak nieprzyjaciela? Gavin Ashenden miał więcej szczęscia - po pierwsze wiedział co to jest, po drugie ktoś mu doradził różaniec. Mimo pewnych oporów środek zastosował ze skutkiem pozytywnym. Rano zaniepokojona żona obsztorcowała go, że otwiera nocą okna. Widząc jego szczere zdziwienie wskazała na intensywny zapach róż w sypialni.

Co ciekawe przed tymi incydentami Ashenden nie wierzył w osobowe zło, był jungistą i wykładał na jakimś świeckim uniwersytecie psychologię religii. Wtedy też zainteresował się objawieniami maryjnymi z Garabandal (o ile dobrze pamiętam). Kiedy ogladał nagranie koleżanka zajmująca się psychologią dziecięcą skomentowała, że ekstaza tych dzieci jest autentyczna, bo w tym wieku nie umiałyby jej tak przekonywująco udawać.

Ashenden zaintrygowany był też faktem, że cuda eucharystyczne - przy obecnym stanie nauki możliwe do zweryfikowania - zdarzają sie tylko w Kościele Katolickim, nigdy natomiast w Anglikańskim.

Kiedy po długiej duchowej podrózy oficjalnie nawrócil sie na katolicyzm, od dłuższego czasu nie był już kapelanem królowej. Zkrytykował zaproszenie do anglikańskiej katedry muzułmanina, który w dzień Objawienia Pańskiego ,w miejsce fragmentu listu św. Pawła, odczytał sutrę koranu mówiacą o tym, że Jezus nie jest Synem Bożym. Poniewaz owe krytyczne stanowisko, wyrażone przez kapelana królowej, mogłoby być łączone z jej osobą, Ashenden zrezygnował z tego zaszczytu.

Przez ponad 10 lat entuzjastycznie popierał ruch LGBT, zanim zrozumiał, że to zaledwie etap w dłuższym planie, manewr wojnie przeciw Chrześcijaństwu. Na YouTube można znaleźć kilka jego wypowiedzi na temat marksizmu kulturowego, całkiem rozsądnych zresztą.

Nie wiem jak Gavin Ashenden odnajdzie się w obecnym Kościele Katolickim pchanym przez hierarchów w kierunku, który okazał się zgubny dla anglikanów, ale jego wiara w rzeczy nadprzyrodzone jest dla mnie bardzo inspirująca. Ten własnie nadprzyrodzony aspekt katolicyzmu,  którego wstydzi się dzisiejszy Kosciół jest magnesem dla ludzi udręczonych, spragnionych Boga i szukajacych prawdy.

W niedziele na mszy u dominikanów wysłuchalam kazania o podróżach ojca przeora po Ukrainie i  Ameryce Poludniowej. Na Ukrainie rodziny romskie - bardzo porządne, wolne od alkoholizmu - zmuszone sa mieszkać na wysypisku smieci, bo nikt nie chce ich zatrudnić. W slumsach Bogoty natomiast jest nędza, ale nie ma smutku, bo nie brakuje tam dzieci, ani psów. O ile dobrze zrozumiałam wniosek z tych podróży - ktoś powinien poświecić swoje życie dla tych rodzin, Jeżeli ojciec przeor miał na mysli siebie, zakon kaznodziejski lub jakiś inny to O.K. W każdym innym przypadku to po prostu piramidalna bzdura w rodzaju porad dla ludzi samotnych, żeby adoptowali dzieci autystyczne. Czysty społeczny aktywizm nie mający nic wspólnego z przekazywaniem owoców kontemplacjii. (Jaka kontemplacja, takie owoce - chciałoby się powiedzieć).

W autobiograficznej książce "Nieplanowane" Abby Johnson (i jej filmowej adaptacji) wzięty adwokat reprezentuje bohaterkę za darmo w sprawie wytoczonej jej przez Planned Parenthood. Gdyby ten człowiek najpierw nie skończył studiów prawniczych, aplikacji adwokackiej i nie wyrobil sobie marki broniąc z sukcesem wielu klientów, nie mógl by pomóc bezpłatnie bohaterce, ani nikomu innemu.

Żeby móc pomóc komukolwiek, trzeba najpierw coś mieć - doświadczenie, zasoby, możliwości, kontakty. Pracę rodzinom romskim na wysypisku mogłby dać zamożny przędsiębiorca gotowy zaryzykować ze wzgledu na milosierdzie. Gdyby się przeliczyl i zbankrutował jego możliwość pomagania komukolwiek - z własną rodziną włącznie - szybko by się skończyła.

Dlaczego musimy wysłuchiwać w Kosciele tych infantylnych, czysto ludzkich wymysłów, zamiast zapoznawać się dogłebnie z depozytem wiary. Wiemy z lekcji religii o isnieniu złego ducha, ale nie łączymy go bezsennymi godzinami w okolicach 3 nad ranem, kiedy sytuacja nasza jawi się jako calkowicie beznadziejna i - co gorsza - całkowicie przez nas zawiniona. Gdybyśmy wiedzieli, że to typowy atak nieprzyjaciela, pogonilibyśmy go, gdzie pieprz rośnie, w 3 minuty. Zastanawiam się ilu samobójstw możnaby uniknąć, uświadamiajac to ludziom w trudnej sytuacji.

Żeby pomóc komukolwiek trzeba najpierw pomóc sobie. Żeby się czymś dzielić trzeba coś mieć. Czy to nie Chrystus obecny w sakramentach powinien byc lekarstwem na całą ludzka biedę? Nie podważam sensowności dzieł milosierdzia, ale bez duchowego kompasu w postaci modlitwy, nie jesteśmy w stanie rozeznać, co w danej sytuacji powinno byc zrobione i co należy do nas, a co do zainteresowanej osoby.







czwartek, 26 grudnia 2019

Wiedźmin netflixa, czyli wiecej pięniędzy niż rozumu

Mój kontakt z prozą Sapkowskiego byl bardzo ograniczony. Po jednym opowiadaniu o wiedźminie zorientowałam się, że to stanowczo nie dla mnie. Męski punkt widzenia, męskie fantazje seksualne, burdele, bijatki i zupełnie współczesne przekleństwa kontrastujące z fragmentami bardziej archaizowanych tekstów (o krasnoludzkiej rzyci na przykład).

Polski serial obejrzałam z ciekawości. Super muzyka, kilku dobrych aktorów i atmosfera nie były w stanie przykryć braku pieniędzy na odpowiednie lokalizacje. Co gorsza dialogi były kiepsko napisane, a ich odtworzenie raziło sztucznością. O potworach i efektach specjalnych sie nie wypowiadam, bo mnie nie obchodzą.  Film wymagał od widza pracy wyobraźni - wysiłku wiary, że te ruiny to naprawdę zamek, swojski krajobraz to fantastyczna kraina itp.

Twórcy gier o Wiedźminie wykreowali zapierającą dech w piersiach scenerię, przylożyli się do strojów, uzbrojenia itp. Fragmenty, które widziałam w internecie są rewelacyjne. Muzyka - zwłaszcza piosenka Priscilli - porusza do łez. Świat, w który wchodzi odbiorca, jest spójny i przekonywujący, stąd  - jak sądzę - światowy sukces.

Serial Netflixa przypomina mi natomiast jedno z tych świetnie zrobionych amatorskich przedstawień teatralnych w szkołach jednopłciowych. Ani profesjonalna reżyseria, ani stroje wypożyczone z teatru, ani całkiem przyzwoita gra młodych aktorów nie może przykryć faktu, że wszystkie postacie odgrywane są przez nastoletnie dziewczęta lub chłopców. Widz musi nieustannie brać w nawias ten fakt, jeśli chce się dobrze bawić. Bez dobrej woli widza efekt jest raczej komiczny. Nikt nie weźmie 16-latki z przyczepioną brodą za starca, ani młodzieńca w peruce z warkoczami za dziewczynkę.

Szokujące dla mnie jest, że przy takim budżecie zaryzykowano ów komiczny efekt - murzyn w zbroji, negroidalny bardzo czarny elf z przyczepionymi uszami, Hinduska z garbem w europejsko wygladajacej wsi, ta sama Hinduska (już bez garbu) w płaszczu o współczesnym kroju i równie współczesnym makijażu bierze udział w polowaniu na smoka wśród karłów i rycerzy, minstel we współczesnych spodniach z rozporkiem na zamek uprawia muzykę pop posługując się lutnią i tak dalej.

W znanych wielkich produkcjach fantasy jak Willow, Władca Pierscieni czy Gra o Tron było dla twórców oczywiste, że określone krainy zamieszkują charakterystyczne dla nich ludy. Zadano sobie trud, żeby wybrać np ludzi o jasnej pigmentacji na Rohirrimów, a ciemnowłosych na Gondorczyków. Elfy musiały być wysokie i smukłe z charakterystyczną fryzurą itp. Wszystko to miało służyć wykreowaniu spójnego, sugestywnego  uniwersum wciągajacego odbiorcę. 

Twórcy Wiedźmina postanowili natomiast zgwałcić widza przez oczy (i uszy). Nic tam się nie trzyma kupy. Stroje to jakiś niewiarygodny wprost koszmar - główny bohater przez cały film gania w krótkiej kurtce i obcisłych spodniach zapinanych z przodu na wyraźnie wyeksponowane guziki. Pomysl skrajnie perwersyjny i wybitnie niepraktyczny. Suknie Yennefer, jej płaszcze, buty, fryzura i makijaż sa wybitnie współczesne i rażą w każdej scenie. Nie wspomnę miłosiernie o zbrojach i uzbrojeniu. Współczesna muzyka pop ma się nijak do dziwacznej scenerii. Patos i zadęcie licznych przemów o przeznaczeniu, losach świata itp wyglaszanych przez kolejnych bohaterów jest równie irytujące jak współczesne przekleństwa często gęsto sypiące się z ekranu. Serial jest głupi, męczący i nieatrakcyjny wizualnie. Szkoda tych pieniędzy i zmarnowanej okazji. 

Gdyby jedną dziesiątą budżetu podarowano twórcom polskiego Wiedźmina powstałoby dzielo - przez porównanie - wybitne. Wystarczyłoby zadbać o bardziej przekonywujace lokalizacje, poprawić dialogi i lepiej wybrać odtwórczynie ról kobiecych. W serialu z 2001 jedynie Karolina Gruszka jest podobna do ludzi i nie musimy sobie jej urody wyobrażać, po prostu ją widzimy na ekranie. Pozostałe aktorki, poza nieszczególnym wygladem (wielkie nosy, plaskie potylice, trwała na rzadkich włosiętach), mają bardzo irytującą, manierę wygłaszania swoich kwestii ni to teatralną ni to już nie wiem jaką. Może łatwiej byłoby się im odnaleźć, gdyby wszystkie dialogi napisane bylyby w jednej konwencji np bajkowo-archaizowanej.

W sieci dostępny jest film, inspirowany światem Wiedźmina, zrobiony przez fanów dla fanów pod wdzięcznym tytułem "Pół wieku poezji później". Nie jestem szczególnie zachwycona rezultatem, ale podziwiam zapał twórców. Brak środków jest wyraźnie mniej niebezpieczny dla efektu całości niż nadmiar.


niedziela, 8 grudnia 2019

Kij do zadu, czyli o wyższości starej szkoły wychowania nad nową!

Obejrzałam niedawno wywiad Jaruzelskiej z Ziemkiewiczem na YouTube. Państwo się znają z liceum i studiów na polonistyce UW. Bardzo sympatyczna i ciepła rozmowa.

Przy okazji wspomnień szkolnych Ziemkiewicz wyznał, że jako nastolatek pełen był kompleksów. Zdziwionej interlokutorce wyjaśnił, że był produktem pewnej szkoły wychowywania dzieci reprezentowanej przez matkę. Według niej dziecka się nie chwali, by nie wbiło się w pychę, trzeba je nieustannie zawstydzać itp.

Bardzo dobrze znam tę metodę wychowawczą, gdyż sama byłam jej poddawana. Niestety nie posłużyła mi tak dobrze jak Ziemkiewiczowi. Widząc jednak skutki wychowania bezstresowego zaczynam być bardziej skłonna do zrozumienia czego chciano uniknąć i co osiągnąć w ten sposób.

Jeszcze bardziej skłonna jestem uznać zasadność nawoływań biblijnych do częstego (nawet profilaktycznego) używania kija wobec synów. Młodzi mężczyźni po prostu potrzebują zewnętrznej dyscypliny w stylu militarnym, jasno określonych reguł i sprawiedliwych kar.

Z perspektywy widać wyraźnie, że nadmiar dyscypliny jest mimo wszystko lepszy niż jej brak. Idealne byłoby wyważenie i dostosowanie do wrażliwości jednostki, ale ze względu na nieliczne wrażliwe jednostki nie można rezygnować ze stosowania adekwatnych środków wychowawczych wobec całej populacji.



sobota, 7 grudnia 2019

O "trafianiu do młodzieży" i o. Pelanowskim

Słuchałam na YouTube jakiegoś panelu o młodych w Kościele,  trafianiu do młodzieży czy czymś równie mądrym (Czy KOŚCIÓŁ w Polsce jest NA KRAWĘDZI? | DEBATA).Trudno powiedzieć, który z uczestników wydał z siebie najbardziej irytującą wypowiedź. Po namyśle, to chyba siostrze Małgorzacie Chmielewskiej przypada palma pierwszeństwa, choć walka była wyrównana.

Siostra Chmielewska opowiedziała jak to jej córka (przybrana), wraz z gromadą młodzieży podczas bierzmowania, wysłuchać musiała 45-minutowego kazania starszego biskupa o korzyściach słuchania radia Maryja. Ta niewiarygodna trauma oznaczała dla całej grupy bierzmowanych "pożegnanie z Kościołem". Tu siostra Chmielewska zawiesiła głos, aby słuchacze mogli sami ocenić grozę sytuacji.

Muszę być złym człowiekiem, bo poczułam wyłącznie irytację, co gorsza głos siostry Chmielewskiej, a zwłaszcza jej maniera mówienia wydały mi się po prostu nieznośne. Zadałam sobie w swoim serduszku pytanie: na czym polegała zbrodnia biskupa i nie mogłam za cholerę znaleźć odpowiedzi. W oczach siostry Chmielewskiej najwyraźniej był to wiek hierarchy, chęć podzielenia się tym. co sam uważa za wartościowe, a przede wszystkim brak fascynującej osobowości, bogatej - najlepiej kryminalnej - przeszłości (w rodzaju o. Dona Callowaya MIC) i nieznajomość języka młodzieżowego (którym biegle włada np o. Szustak OP).

Droga siostro Małgorzato, brak fascynującej (dla młodzieży) osobości. kryminalnej przeszlości albo bajeru nie jest jeszcze - o ile mi wiadomo - grzechem ciężkim, ani nie dyskwalifikuje duszpasterza. Do młodzieży najlepiej przemówić dechą po dupie w mlodym wieku i wskazaniem miejsca w szeregu. Część z niej - ta uciemiężona przez życie - sama Boga poszukuje namiętnie, ale tą grupą Kościół, z jakichś powodów, nie jest zainteresowany. Reszta zacznie, kiedy dostanie od życia solidnego kopa w zad.

Młodzież jest - ze swej natury - głupia i arogancka. Mądrość przychodzi z wiekiem, choć - ewidentnie - nie do wszystkich. Gwiazdy duszpasterskie brylujące w internecie i "przyciągające tłumy" cierpią zwykle na przerost ego, a ile ich duszpasterskie sukcesy są warte pokazuje historia ks. Misiaka, który do młodzieży trafiał nadzwyczajnie, choć nie do końca wiedział w co właściwie sam wierzy.

Przestańmy - na litość boską - fetyszyzować niedojrzałość!  To stan (na szczęście) przemijający. Zacznijmy może wychowywać tych gnojków, jak to robiły pokolenia przed nami - dyscyplina, skromność i szacunek do starszych.

Kiedy słucham tych wszystkich starych dziadów mówiących o wsłuchiwaniu się  w głos młodzieży albo uczeniu od niej, nóż mi sie w kieszeni otwiera. To są po prostu wyrośnięte - a czesto już zepsute - bachory. Coś do powiedzenia będą miały dopiero za  - minimum - 30 lat, a niektóre nigdy. Uczyć należy się od mądrych, a wśród młodych takich nie ma.

Zaczynam mieć brzydkie podejrzenia skąd ta chęć "przyciągania młodych" - czy to nie o jędrne ciała raczej chodzi niż nieśmiertelne dusze?

Wracając do gwiazd duszpasterskich to jedna z nich - o. Augustyn Pelanowski OSPPE - został ostatnio obsztorcowany publicznie za swoją krytykę obecnego pontyfikatu. Władze zakonu paulinów uznały za stosowne publicznie się od niego odciąć i ostrzec wiernych przed jego zgubnym wpływem.

Nie słuchałam konferencji o. Pelanowskiego od lat, ale kiedyś jego rekolekcje uratowały mi życie. Interpretacja historii Daniela w jaskii lwów i proroka Habakuka zanoszącego mu polewkę rzuciła nowe światło na wiele sytuacji mojego własnego życia, a słowa "to że nie widzisz wyjścia, wcale  nie musi znaczyć, że go nie ma" powtarzam sobie do dziś dnia we wszystkich momentach zwątpienia.

Nie wiem dlaczego władze kościelne z taką anielską cierpliwością znoszące pedalstwo w swoich szeregach i jego propagandę (np.w wykonaniu ojców jezuitów), bez mrugnięcia powieką przełykajace każdą herezję i nadużycie finansowe, nagle doznają wzmożenia kiedy jakiemuś narwanemu zakonnikowi nie podoba się Pachamama i głosno o tym mówi.

P.S.
O. Pelanowski uważa, że czlonkowie mafii Sankt Gallen, przez fakt knucia i lobbowania za swoim kandydatem przestali być kardynałami, a wybór papieża przy użyciu tych niedozwolonych metod jest nieważny. Teza jest mocna, ale argumenty są. Nawet jeżeli jego ocena sytuacji jest błędna, to reakcja przełożonych pozostaje szokująco niewspółmierna, zwłaszcza w zestawieniu w tolerowaniu latami jawnych heretyków i praktykujących pederastów.




czwartek, 5 grudnia 2019

Ohyda spustoszenia

Obejrzałam sobie ostatnio "Przygody Tomka Sawyera" z 1939 roku na YouTube  z uczuciem pełnej satysfakcji. Szczególnie zachwyciły mnie metody wychowawcze ciotki Polly i pana nauczyciela w szkole.

Ciotka Polly oprócz ciągnięcia za ucho i strzelania po pysku miała poręczną deseczkę do grzmocenia Tomka po zadku najlepiej z zaskoczenia. Oto nasz dzielny bohater zsuwa się po rynnie ze swojego pokoiku na pięterku, a czatująca na dole czujna niewiasta jednym celnym ciosem deseczki w siedzenie zawraca go na drogę cnoty.

Pan nauczyciel ma na ścianie dobrze wyeksponowany arsenał rózeczek,  na dziewczynkę wybiera najlżejszą, kiedy jednak Tomek bierze jej winę na siebie dostaje majgrubszą kilka całkiem rzetelnych ciosów w zad.

Na spotkaniach mojej klasy z podstawówki koledzy wspominaja z dużym rozrzewnieniem kabel od żelazka (z wtyczką) którym dostawali w tyłek od swoich ojców oraz skuteczność tej metody w tzw. wyprowadzaniu na ludzi.

Tę madrość pokoleń porzucono całkiem bezrefleksyjnie, celem wyprodukowania tych wszystkich rozpuszczonych do obrzydliwości cip, które muszą żłopać płyny na lekcji, zagryzać i wychodzić co 15 minut do kibla, istot uzależnionych od smartfonów, biegłych w manipulowaniu dorosłymi i terroryzowaniu ich. Czy ktoś jeszcze dziesięć lat temu wyobrażał sobie, że bachor, który nic nie robi na lekcji będzie miał czelność odpowiedzieć, że pani mu nie wytłumaczyła i dlatego nie wie. Ohyda spustoszenia! Odpowiedzialni za doprowdzenie polskiego szkolnictwa do takiego stanu powinni wisieć na murach uprzednio wypatroszeni.

Na radzie pedagogicznej próbuję poruszyć temat dyscypliny. Nie udało mi się ani razu dokończyć zdania, a próbowałam 3 razy. Jeśli ktoś ma problem tzn., że sobie nie radzi, nie ma podejścia do młodzieży i powinien się bardzo wstydzić.

P.S.
Uczniowie instytucji, w której obecnie pracuje kojarzą mi się ze stadem wściekłych szczurów. Są tak wysoce toksyczni, że co tydzień ląduje na zwolnieniu z czymś poważnym. Miałam już zapalenie zatok i gardła, a obecnie przechodzę ciężkie zapalenie oskrzeli. Deratyzacja - to jedyna metoda. Miotacz trutki na szczury mi dajcie!!!

poniedziałek, 18 listopada 2019

O bardzo pouczajacej "wymianie poglądów" z o. Remigiuszem Recławem SJ

Ojciec Remigiusz Recław SJ  opublikował na YouTube film (Kult Pachamama. Czy papież Franciszek jest heretykiem? [Q&A#306] Remi Recław SJ) pokrętnie broniący umieszczenia Pachamamy w kościele Santa Maria in Transpontina w Rzymie (o pogańskim rytuale w Ogrodach Watykańskich się nawet nie zająknął). Był to tego rodzaju wywód, że po każdym zdaniu musiałam film zatrzymywać i pisać komentarz. Ojciec Recław twierdził m.in:

1. Biskupi, którzy skrytykowali tę akcję są odosobnieni ("zawsze te same osoby")       ekskomunikowani, ukarani lub odsunięci, na co odpisałam mniej więcej tak:
"Kardynałowie Gerhard Müller, Walter Brandmüller, Jorge Urosa Savino  i biskupi Athanasius Schneider, José Luis Azcona Hermoso, Rudolf Voderholzer i  Marian Eleganti, którzy wypowiedzieli się negatywnie o umieszczeniu Pachamamy w kościele i pogańskim rytuale w Ogrodach Watykańskich nie są ekskomunikowani, ukarani, ani odsunięci.  Św Atanazy także był odosobniony w obronie ortodoksji w czasie kryzysu ariańskiego".
 2. Umieszczenie Pachamamy w kościele jest formą inkulturacji Indian, na co odpowiedziałam:
" Postanowiono więc inkulturować mieszkańców Rzymu i katolików przybywających z całego świata do kultu Pachamamy?"
3. W przeciwieństwie do papieża nie rozumiemy problemów Ameryki Południowej, co         skomentowałam mniej więcej w ten sposób:
"My nie rozumiemy, za to hierarchowie niemieccy wydają się mieć wiedzę wlaną na temat problemów amazońskich Indian. To oni przecież zorganizowali ten synod, żeby przepchnąć swoją agendę - zniesienie celibatu i wyświęcanie kobiet." 
4. W decyzjach papieża powinniśmy zawsze doszukiwać się dobrych intencji, co skomentowałam:
"Doszukiwaliśmy się wszyscy dobrych intencji w pierwszym roku pontyfikatu, potem już się nie dało!"
5. Zaniepokojenie wiernych stanem Kościoła porównywalne jest z buntem Lutra, na co odpowiedziałam mniej więcej:
"Porównanie zaniepokojonych wiernych do Lutra wybitnie nietrafione. Luter był mnichem z trudem znoszącym ślub czystości. Jego bunt był na rękę możnym ówczesnego świata, gdyż umozliwiał przejęcie majątku Kościoła. Reformacja była wprowadzana odgórnie, narzucana silą wbrew oporowi wiernych jak w Anglii, krajach skandynawskich i księstwach niemieckich według zasady "cuius regio, eius religio".
 Mniej więcej po godzinie z wszystkich moich komentarzy ostał się tylko jeden, ten dotyczący domniemania dobrych intencji papieża:
"Doszukiwaliśmy się wszyscy dobrych intencji w pierwszym roku pontyfikatu, potem już się nie dało!"
Zaszczycona zostałam "odpowiedzią wyróżnioną" zacnego duszpasterza:
"Ciekawe? Czyli od 6 lat tworzycie odrębny kościół? Rejestrowaliście się już?"
na co odpisałam:
"Nie, Tworzymy od ok 2 tys. lat ten sam Kościół Katolicki, który miał papieży heretyków (Honoriusz, Jan XXII) i w którym ekskomunikowano za obronę ortodoksji (św. Atanazy), a mimo to przetrwał! Pytanie ojca skrajnie nieuczciwe."
(Cała ta wymiana na razie jeszcze wisi pod filmem).

Jako osoba zawzięta dziś rano (jestem na zwolnieniu) powtórnie skomentowałam film i zamierzam to robić codziennie (jeśli moje merytoryczne w treści i cywilizowane w tonie komentarze znowu znikną).

Zawsze zastanawiałam się dlaczego pod filmami duszpasterskich celebrytów broniących papieża Franciszka  komentarze są raczej naiwne. Teraz wiem - ktoś bardzo pilnuje, zeby niezgodne z założeniami fakty nie przedostały sie do polskiej opinii publicznej. To stawia w bardzo niekorzystnym swietle o.Remigiusza Recława SJ, podobnie jak sprowadzanie wszystkich swoich oponentów ad Luterum.

Ojcze Remigiuszu, czyżbyś nie wiedział, że Luter został nowym świętym Kościoła, a stolica apostolska wyemitowała na jego cześć znaczek,na którym wraz z Melanchtonem kleczą pod krzyżem jak nie przymierzając Matka Boska ze św. Janem?  Zastanów się więc czy według panującej "mądrości etapu" porównanie do niego jest komplementem czy obelgą!!!

 (Ten ostatni akapit też umieściłam pod filmem jako komentarz i będę obserwować jego losy.)

P.S.
Niektóre z wyżej wymienionych komentarzy jednak są, tylko na dole strony, Czy one nie powinny jednak się wyświetlać w kolejności umieszczania?

czwartek, 24 października 2019

Do sędziego Pirogowicza i jego kolegów

Sędzia Pirogowicz uśmial się odczytując wyrok unieważniający decyzję komisji reprywatyzacyjnej w sprawie nieruchomości przy Nabielaka 9 w Warszawie. To dom, gdzie mieszkała Jolanta Brzeska - wywieziona do lasu, zabita i spalona przez czyścicieli kamienic.

Jej córka wyszla z sali nie mogą zdzierżyć tej cynicznej demonstracji siły i arogancji, co tak rozbawiło wyżej wspomnianego sędziego. Jemu i jego kolegom dedykuje znany wiersz Miłosza:

Który skrzywdzileś czlowieka prostego
śmiechem nad krzywdą jego wybuchając,
gromadę blaznów wokół siebie mając
na pomieszanie dobrego i zlego
(...)
Lepszy dla ciebie bylby świt zimowy
i sznur i gałąz pod ciężarem zgięta.

O "Lwie Pirenejów" Gastonie Febusie, z Noblem dla Tokarczuk w tle

Dopiero byl początek września, a już koniec października!!!

Wiele się wydarzylo w tzw międzyczasie, ale jakoś dziwnie nie mam ochoty tego komentować.

Szczególnie nie chce mi się pisać o:
  • wyniku wyborów parlamentarnych w Polsce
  • synodzie amazońskim (Germanzonian Synod)
  • Pachamamie i jej kąpieli w falach Tybru
  • wyroku sądu w sprawie nieruchomości na Nabielaka 9 w Warszawie i sposobie jego odczytania
  • młodzieży szkolnej i jej poglądach
  • ataku Konfederacji i jej zwolenników na Ziemkiewicza
  • perfidnych Żydowinach (przeczytałam Krew na naszych rękach Lisickiego i szlak mnie trafił)
  • Noblu dla Tokarczuk
Zatrudniłam się w tzw szkole młodzieżowej w nadziei na wzrost poczucia bezpieczeństwa, pokoju wewnętrznego i jakiś dochód.  Po tygodniu pracy zyskałam zapalenie zatok i gardła oraz nasilenie się stanów lękowych. Leżę w lóżku i nie mogę się na niczym poważnym skupić. 

Odnalazłam na YouTube film o hrabim Gastonie Febusie, którego nie mogłam obejrzeć w latach 80-tych. Widzialam tylko fragment, który dość mnie zainteresował, ale nie pamietając tytułu, ani żadnych szczegółów nie mogłam go do wczoraj namierzyć. Nieuniknione rozczarowanie! Postać niezwykła, historia niezwykła i jak na wiek XIV dobrze opisana w żródlach, a tu taki knot!!! Scenariusz na podstawie jakiegoś kretyńskiego romansidła napisany - zdaje się - przez jego autorów Myriam i Gastona de Béarn.

Dlaczego oni to robią? Mam na myśli autorów tzw powiesci historycznych, którzy ignorując źródła przypisują realnie istniejącym ludziom zachowania własnego pomyslu wbrew istniejącemu stanowi wiedzy.

Jeżeli Olga Tokarczuk oczernia biskupa Sołtyka usiłując wybielić talmudystów oskarżonych w debacie z frankistami o mordy rytualne na chrześcijańskich dzieciach płci męskiej, to jej motywacja jest jasna - przekłady, stypendia i nagrody na zachodzie, ale Gaston Febus?!! 

Po jaką cholerę przypisywać mu jakąś Myriam jako ukochaną żonę młodości, skoro nikt taki nie istniał, ani nie mógl istnieć. Po jaki grzyb oskarżać Agnieszkę z Navarry o otrucie konkurentki podyktowane zazdrością, skoro nie istniała ani taka osoba, ani takie uczucie. Istnieje natomiast podejrzenie, że jako nastolatka miała romans ze sławnym poetą i muzykiem Guillaume de Machaut (opisany w jego dziele), co moglo mieć wplyw na losy jej nieudanego malżeństwa. Milosiernie nie wspomnę o sztucznym niedźwiedziu i jego wkladzie w rozwój akcji serialu, ani kolejnej czysto fikcyjnej towarzyszce życia hrabiego Gastona. Sam pomysł, że ktoś poślubia tak wysoko postawioną kobietę, żeby się na niej mścić i ją upakarzać jest czystym idiotyzmem. Małźeństwa arystokracji były aranżowane przez rody, przy czym starannie negocjowano warunki finansowe. Nie wywiązanie się z powziętych zobowiązań przez ród kobiety moglo mieć - a często miało - zły wpływ na pożycie malżeńskie młodej pary.

Historia jest znacznie ciekawsza niż wypociny tzw twórców. Z ich wiekopomnych dziel poznajemy wyłącznie wyobrażenia i obsesje autorów przypisane dawno zmarlym, którzy nie moga się bronić. Już interpretowanie historii jest ryzykowne, a co dopiero radosne wycinanie realnych interesujących postaci i wstawianu kretyńskich, infantylnych i anachronicznych wątków własnego pomysłu.



niedziela, 15 września 2019

Jesień już!

Wrzesień  to dla mnie trudny czas, choć dni najpiękniejsze w całym roku. Niepewność sytuacji ekonomicznej przysłania mi oszałamiające piękno przyrody.

W zeszłym roku o tej porze wybrałam się do wrocławskiej galerii Platon. Ta placówka kulturalna zamieszczała onegdaj na portalu pracujwkulturze oferty pracy dla absolwentów historii sztuki średnio co 3 miesiące. Za każdym razem wysyłałam CV. Choć spełniałam dokładnie wszystkie wymagania, nigdy nie dostałam odpowiedzi, a nowe ogłoszenie pojawiało się wkrótce na wyżej wymienionym portalu. Zaintrygowana postanowiłam sprawdzić osobiście o co w tym wszystkim chodzi.

Kobieta w średnim wieku zerwała się na mój widok biorąc mnie za potencjalną klientkę, kiedy wyjaśniłam o co mi chodzi, po jej nadskakującej uprzejmości nie zostało ani śladu. Zmierzyła mnie teatralnie od stóp do głów, a nawet wyrzuciła dźwięk znany mi wyłącznie z literatury - coś w rodzaju pogardliwego "phi!" Następnie w tym samym tonie skwitowała rzecz całą "widocznie nie jesteśmy zainteresowani".

Od tego czasu żadne ogłoszenie galerii Platon na portalu pracujwkulturze nie pojawiło się!

Tego rodzaju zdarzenia uświadamiają mi, ze żyjemy na świecie, gdzie prawie nic nie jest tym za co usiłuje uchodzić. "Galeria sztuki" to przypuszczalnie synonim pralni brudnych pieniędzy, a ogłoszenia o poszukiwaniu kompetentnego pracownika skierowane są do zupełnie kogoś innego niż sugeruje ich treść.

czwartek, 8 sierpnia 2019

Na Świętego Dominika kilka refleksji o Syrofenicjance i psach

Nigdy w życiu nie słyszałam sensownego kazania o Syrofenicjance, kobiecie obcego plemienia proszącej o pomoc dla córki, na co Jezus odpowiedział "niedobrze jest odebrać chleb dzieciom i dać psom". Jest to jeden z fragmentów ewangelii szczególnie mi bliski i jedna z postaci, z którą bez trudu się utożsamiam. Nie dlatego, że moja wiara jest tak wielka jak owej niewiasty, która z miłości do dziecka przełyka obelgę bez mrugnięcia powieką i ma przy tym tyle przytomności umysłu, żeby inteligentnie ripostować. Po prostu, podobnie jak ona, zazwyczaj jestem postrzegana jako "nie swoja", co oznacza koniec rozmowy.



Słowa Jezusa są niezwykle brutalne i dla mnie przerażające, gdyż brzmią jak typowo żydowskie przekonanie, że goje są po prostu zwierzętami o ludzkich twarzach. Rozumiem jak trudno interpretować coś takiego i jak się trzeba nagimnastykować, żeby zatrzeć owo przykre wrażenie. Jednak to co usłyszałam niedawno u dominikanów dosyć mnie zirytowało. Zdaje się, że "trynd" w zakonie jest taki, że należy przy każdej okazji podkreślać wyższość niewierzących nad katolikami i przy okazji kwestionować sensowność praktyk religijnych i sakramentów.  W tym duchu wygłoszone zostało i wspomniane kazanie.


Drodzy dominikanie, w święto, waszego ojca założyciela chcę wam powiedzieć, że to co wielu z was głosi otwarcie, albo daje do zrozumienia w sposób bardziej subtelny, jest po prostu nieprawdą dająca się łatwo obalić.

Pierwsza z brzegu statystyka, która przychodzi mi do głowy to badanie Eurostatu na temat przemocy wobec kobiet w Europie. We wszystkich krajach katolickich, ze szczególnym uwzględnieniem Polski, ilość podpadających pod ta kategorię incydentów w przeliczeniu na liczbę ludności jest znacząco mniejsza niż w krajach postprotestanckich, a najgorzej wygląda sytuacja w tych przodujących w postępie obyczajowym jak kraje skandynawskie.

Przed wojną kraje katolickie nie dały się uwieść eugenice, entuzjastycznie wprowadzanej w państwach protestanckich. Szczególnie wyraźnie to widać na przykładzie Szwajcarii, gdzie kantony katolickie oparły się tej idei, a protestanckie uznały za dobrą.

Choćby na podstawie tych przykładów z pamięci (nie chce mi się szukać) można zauważyć, że samo wychowanie katolickie, ukształtowane pod jego wpływem sumienie (o sakramentach nie wspominając) sprawia, że całe społeczeństwa zachowują się w sposób zdecydowanie bardziej cywilizowany.

Nie jest więc bez znaczenia czy nasiąkamy wpływem nauki Kościoła (nawet biernie i bez szczególnego entuzjazmu) czy nie. Jeśli natomiast twierdzicie, że sakramenty nie mają wpływu na rozwój duchowy człowieka, to po jaką cholerę poświęciliście życie ich sprawowaniu? A może wasza motywacja przyjścia do zakonu nie miała nic wspólnego z wiarą tylko tzw "orientacją seksualną"?

Co można sądzić o zakonniku, który przekonuje ludzi licznie obecnych na mszy w dzień powszedni, że ich modlitwa ("paciorki") i udział w eucharystii nie ma żadnego znaczenia - albo wręcz szkodzi -skoro niepraktykujący i ateiści tak niebotycznie górują nad nimi moralnie i przewyższają ich w miłości? Przykład Syrofenicjanki niczego takiego nie uzasadnia. To raczej my wszyscy - ludy pogańskie, które przyjęły chrześcijaństwo - jesteśmy owymi psami, bydlętami o ludzkich twarzach, które uznały mesjasza odrzuconego i znienawidzonego przez własny naród. To na owych okruszkach, których nie broni się nawet szczeniętom wyrosła cywilizacja chrześcijańska, obiekt ataków odwiecznego wroga.

W obliczu niewiarygodnego wprost nasilenia tych ataków o. Góżyński nie skorzystał z okazji, żeby siedzieć cicho, tylko przyłączył się do nagonki na arcybiskupa Jędraszewskiego, który nazwał rzecz po imieniu. Ataki na księży, napady na kościoły, profanacje mszy świętej i wizerunku Maryi natomiast pozostawiły go dziwnie obojętnym. O czym to świadczy? Z kim identyfikuje się owa medialna gwiazda dominikańska? Dlaczego pozwalacie, żeby ktoś taki był twarzą zakonu w Polsce?

Komu potrzebny niewierzący kapłan albo zakonnik w służbie możnych tego świata?

W święto Marii Magdaleny usłyszałam kazanie o tym, że patriarchalny Kościół prześladował kobiety i że może w końcu się to zmieni. Czymś takim bombardują nas nieustannie dowolne lewicowo-liberalne media, albo ich wyznawcy w towarzystwie. Po kapłanie zakonnym oczekiwałabym czegoś innego np przekazywania owoców kontemplacji. Dlaczego tych owoców nie ma? Sami sobie odpowiedzcie.

Wyobrażam sobie jak taki oświecony aktywista dominikański musi się czuć np na bł. Czesława otoczony tłumem zabobonnych katoli, zakłopotany i zdegustowany czaszką w relikwiarzu ustawioną na ołtarzu i koniecznością odprawiania zupełnie zbytecznych guseł. Może dlatego na mszy o 12.00 nikt się nie ruszył, żeby pomóc rozdawać komunię, a Kościół był pełen ludzi, w tym pielgrzymek jak co roku zresztą. Drodzy Ojcowie wasz dystans - mówiąc bardzo oględnie - do wiernych, ich wiary i pobożności bardzo wyraźnie widać!

Tymczasem papież Franciszek wziął się energicznie (rękami b-pa Paglii znanego z homoerotycznego muralu) za destrukcję Akademii Życia i Rodziny założonej przez Jana Pawła II. Wśród zwolnionych profesorów o. Jarosław Kupczak OP! Smutne, ale prawdziwe. Ja natomiast już od dawna nie mam ochoty wybrać się do kościoła na św.Dominika.

sobota, 13 lipca 2019

Przy okazji ekskomuniki ks. Misiaka

Sprawa ekskomuniki ks. Michała Misiaka - duszpasterza z Łodzi, który przyciągał tłumy - początkowo nie specjalnie mnie poruszyła. Może dlatego, że go nie znam, albo dlatego, że jestem złym człowiekiem albo wreszcie dlatego, że czegoś podobnego spodziewam się po większości "gwiazd duszpasterskich".

Nie będę rozwijać kwestii jego chrztu w Jordanie, bo nie znam szczegółów. Jestem tylko pełna wątpliwości ile warta była owa - chwalona przez O. Remigiusza Recława SJ  - "genialna ewangelizacja" w wydaniu młodego kapłana, skoro on sam nie do końca wiedział w co właściwie wierzy.

Podobno zamieścił kilka wyjaśniających filmów na facebooku. Znam je tylko z omówień na deonie albo temu podobnej stronie. Dowiadujemy się z nich, że młody ksiądz czuł się jednocześnie powołany do kapłaństwa i małżeństwa. Zwracał się bezskutecznie w tej sprawie do biskupa, a od pewnego czasu wysyłał listy (z prośbą o udzielenie mu pozwolenia na małżeństwo) do papieża, bez odpowiedzi niestety.

Gdyby taka zgoda została mu udzielona, młody człowiek byłby w nie lada kłopocie, gdyż jak rozumiem zakochiwał się raczej często. Którą ze "swoich miłości" by wybrał? A jak poradziłby sobie z rozczarowaniem pozostałych? A co gdyby poślubiwszy jedną z nich, znowu zakochał się w kimś innym? Co wtedy? Kolejna prośba do papieża, tym razem o rozwód?

Najciekawsze jednak dla mnie było stwierdzenie, że nie czuje się kochany, nie czuje się synem tylko komandosem do zadań specjalnych. Rzecz o tyle interesująca dla mnie, że sama również swoje życie opisuje za pomocą podobnie "militarnej" metafory. Otóż czuję się trochę jak żołnierz zesłany ja jakąś zapomnianą przez Boga i ludzi placówkę, gdzie mam trwać na posterunku do odwołania. Nie wiem co się dzieje na froncie, nigdy nie miałam okazji wypróbować swoich sił w walce. Powierzono mi zadanie, które wygląda na zupełnie bezsensowne, którego zupełnie nie rozumiem, a nawet miewam wątpliwości czy ono istnieje. Jedyne, co wiem na pewno, to fakt, że sama się na tę placówkę ani nie prosiłam, ani nie zesłałam. Próbowałam się  z niej urwać. Podjęłam mnóstwo złych i głupich decyzji, zmarnowałam dużo czasu i energii na próby zmiany sytuacji wyjściowej. Jednak dowódca ewidentnie miał inne zdanie. Jego powód, żeby mnie tu umieścić nie jest mi znany i nie musi. Ja mam trwać na posterunku i nie kwestionować rozkazów.  Nie mam wystarczających danych, żeby ocenić ich sensowność.

Myślę, że świadomość bycia komandosem do zadań specjalnych jest o wiele bardziej ekscytująca. Zainteresowanie kobiet jest jedną z atrakcji takiej funkcji. Celibat owo zainteresowanie jeszcze wzmaga i pozwala gronu wielbicielek tolerować się nawzajem, gdyż żadna nie zdobędzie obiektu swoich westchnień na własność. Posiadanie żony skutecznie rozwaliło by tę sielankę w try miga. Jej zazdrość wyleczyłaby nieszczęsnego komandosa z zachwytu nad małżeństwem.

Zresztą, może wystarczyło poczekać. Wszak Synod na temat Amazonii ma właśnie na celu zniesienie celibatu. Parę lat i zgoda papieża nie będzie potrzebna. A potem jeszcze parę lat i może nawet rozwód będzie dostępny dla kleru?

Po tych drobnych złośliwościach pod adresem księdza sławionego w pieśniach zamieszczonych na YouTube ("Jesteś dla mnie znakiem nieba") muszę jednak odnotować z sympatią, że istnieją duchowni o normalnych popędach. Ludzie nie rezygnujcie tak łatwo!

niedziela, 7 lipca 2019

O polskim "Pakcie" i norweskim "Układzie"

Obejrzałam ostatnio na YouTube pierwszy odcinek serialu HBO p.t. Pakt. Na tyle mnie zainteresował, że poszukałam jakichś informacji na jego temat. Okazuje się, że scenariusz jest przeróbką norweskiej powieści Układ (nie pamiętam autora), na podstawie której powstał serial pod tym samym tytułem emitowany zresztą przez polską telewizję i dostępny na cda.
Obejrzałam więc sobie pierwszy sezon i nawet mnie wciągnął. Niestety na koniec, co było łatwe do przewidzenia, najbardziej sympatyczna postać - ojciec Petera, głównego bohatera - zostaje obrzydliwie potraktowana przez los, przełożonego, syna i wnuka. Dlaczego? Otóż jest on pastorem (polski lektor błędnie nazywa go księdzem) poważnie traktującym swoją posługę, człowiekiem obdarzonym silnym poczuciem sprawiedliwości i wymagającym ojcem. W serialu, gdzie m.in. małe dzieci palone są żywcem, twórcy wskazują nieubłaganym palcem na pastora Thore (?) jako zło wcielone. Jaka była jego wina? Ośmielał się karać starszego syna i krzyczeć na niego. W jednej retrospekcji lekko nim potrząsa i odmawia mu kolacji, nic gorszego nie widzimy. Widz dostaje lekką sugestię, że chłopak wziął na siebie winę młodszego brata, czego ojciec nie mógł wiedzieć.

Aktor grający pastora wygląda jak Lavrans z Krystyny córki Lavransa Sigrid Undset i jest niewątpliwie najprzystojniejszym mężczyzną jakiego w serialu widzimy. Widz rozumie, że człowiek może nie jest szczególnie łatwy w pożyciu, ale reprezentuje zasady i ład moralny - towar deficytowy w dzisiejszym świecie. To jednak przesądziło o jego winie. Ukochany syn wykrzykuje mu w twarz, że ponieważ był niesprawiedliwy wobec jego brata jest diabłem wcielonym, następnie rzuca nim o sprzęty, aż ojciec dostaje wylewu czy innego zawału, po którym jest wrakiem człowieka na wózku, dzielnie znoszącym swój los. Wtedy i wnuk stojąc nad nim z wyżyn swojej - nie wiadomo skąd wziętej - moralnej wyższości wygłasza kolejną, równie mądrą, mowę potępiającą, za to, ze próbował dobrze wychować syna. Nie do końca to się udało, bo ten wplątał się w jakiś szemrany układ - który zakończył się mnóstwem absurdalnych samobójstw i przerażających morderstw - dla kasy i kariery. Nic dziwnego, że ojciec widząc w nim moralną słabość, której skutki kontemplujemy przez cały serial, starał się syna z niej wyleczyć.

Tym jednak ściągnął na siebie wyrok potępienia, syn i wnuk zadowoleni z siebie bohatersko odchodzą zostawiając złamanego człowieka na wózku, Ten patrzy ze łzami w oczach nie rozumiejąc... Ma w sobie godność i tragizm, spotęgowany kontrastem z dwoma małymi gnojami, którzy wiedzą lepiej.  Metafora jest jasna i przerażająca zarazem - ojcobójstwo, a przy okazji odrzucenie Logosu, z wynikiem łatwym do przewidzenia.

O ile dobrze pamiętam podobny zabieg widziałam w kanadyjskiej adaptacji Emilki Lucy Maud Montgomery. Ciotka Emilki - osoba surowa i powściągliwa, ale szczerze kochająca siostrzenicę - zostaje przez scenarzystę utopiona w morzu ku szczerej radości pozostałych domowników. Taki "trynd" - każdy, kto czegoś wymaga, narzuca jakieś ograniczenia, zwraca uwagę lub odwołuje się do zasad jest złym człowiekiem!!!

Nic dziwnego, że prawo skazuje masowego zabójcę na 20 lat w eleganckim pensjonacie, a rodzicom za klapsa odbiera dzieci, by przekazać je homoseksualistom. To najbardziej radykalny bunt przeciw Logosowi jaki można sobie wyobrazić.

Wracając do polskiej przeróbki Układu, z pierwszego odcinka widać, że aby zatuszować zupełną nieprzystawalność intrygi do miejscowych realiów twórcy poszli w przemoc, seks i niecenzuralny język. Główny bohater każdą wypowiedź okrasza jakąś kurwą, kopuluje z funkconariuszką CBŚ, a jego brat popełnia samobójstwo podpalając się na oczach rodziny. W wersji norweskiej nie ma seksu (o związku głównych bohaterów dowiadujemy się z ich relacji) epatowania okrucieństwem, ani wulgarnością języka. To niestety uświadamia nam, jak bardzo jesteśmy kolonią. Zamiast napisać scenariusz na podstawie typowych dla postkomuny afer (jak np Układ zamknięty), związków przestępczości z polityką i służbami, z uwzględnieniem specyfiki "naszych" mediów, kopiuje się wydumane pomysły skandynawskiego pisarza. W charakterze szklanych paciorków dla tubylców dołącza się liczne "kurwy", kopulację i okrucieństwo. Schlebianie najniższym gustom jest niewątpliwie formą kontroli, a najlepsi polscy aktorzy, tak bardzo "miłujący wolność" bez zahamowań biorą udział w kolonizowaniu nas przez zachodnią neobolszewię.

poniedziałek, 1 lipca 2019

Virtue signalling u dominikanów i jezuitów

W niedzielę na mszy o 20-tej u wrocławskich dominikanów, główny celebrans o. Marcin Dyjak OP wykorzystał ogłoszenia duszpasterskie, żeby poinformować wiernych, że ani on, ani jego współbracia nie organizują, ani też nie popierają akcji właśnie trwającej pod kościołem (św. Wojciecha). Informacja była podana charakterystycznym - tonem pozornie neutralnym, a jednak komunikującym "ludziom światłym" co należy sądzić o tych oszołomach.

Zaciekawiona, sprawdziłam co to za akcja. Zbieranie podpisów przeciw seksualizacji dzieci przez aktywistów LGBT....

Dziś  znalazłam na koncie twitterowym ks. Isakowicza-Zalewskiego taki oto retwit (a propos bojkotu IKEI, która wyrzuca pracowników nie chcących brać udziału w promocji LGBT)


Wink, wink salonie liberalno-lewicowy! Jesteśmy wprawdzie zakonnikami, ale z nauką Kościoła, ani z przywiazanymi do niej abominacyjnymi fundamentalistami nic nas nie łączy!

Dziękuję, nie mam więcej pytań... 



wtorek, 25 czerwca 2019

Moja batalia o bezpieczeństwo pieszych we Wrocławiu

Nawiązując do poprzedniego wpisu zamieszczam moją skargę do Prezydenta, odpowiedź jakiej mi udzielono, skargę do Rady Miejskiej i kolejną odpowiedź:


Wrocław, 29.05.2018
Do Prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza


Szanowny Panie Prezydencie,

Zwracam się do Pana w sprawie najbardziej dyskryminowanej grupy użytkowników przestrzeni miejskiej, czyli pieszych, coraz bardziej stłoczonych na zwężających się chodnikach i zagrożonych przez intensywny ruch kołowy w parkach.

Chodniki w całym mieście zastawione są (co najmniej) w połowie przez samochody, na większości pozostałej powierzchni wytyczono ścieżki rowerowe, a tam gdzie ich nie ma piesi są terroryzowani przez rozpędzonych rowerzystów. Nawet parki - ze szczególnym uwzględnieniem Promenady Staromiejskiej - zostały przeznaczone w znacznej części na trasy szybkiego ruchu dla rowerów. Na przykład na jej odcinku przy pl. Wolności do wyłącznego użytku rowerzystów przeznaczono najbardziej atrakcyjną alejkę biegnąca nad fosą, tym samym pozbawiając spacerowiczów możliwości obserwowania ptactwa wodnego i wspaniałej roślinności (grzybienie białe), do której to aktywności przestrzeń wody w parku jest specjalnie zaprojektowana. Rowerzyści, starający się jak najszybciej przemieszczać, nie są tym widokiem w najmniejszym stopniu zainteresowani. Cały ruch pieszy stłoczony został na drugiej alejce. Co gorsza, rowerzyści często ten podział ignorują demonstracyjnie wymuszając przejazd na zatłoczonych alejkach przeznaczonych dla ruchu pieszego. Wszelkie uwagi ignorują w poczuciu całkowitej bezkarności (Jaką szansę ma pieszy na zatrzymanie rowerzysty, który go potrącił lub zwyzywał?)

Problem ten szczególnie nasila się w Parku Kopernika i na Wzgórzu Partyzantów, gdzie wytyczenie ścieżek rowerowych jest bardzo mylące i niejasne, co sprawia że spacerowicz może w każdej chwili się spodziewać kilku pędzących na niego rowerów lub musi uskakiwać przed dzwoniącymi na niego z tyłu.

W ten sposób piesi zostali wykluczeni z szansy na rekreacje, dla której Promenada Staromiejska została pomyślana. Trudno zrozumieć dlaczego, skoro są grupą prawdopodobnie najliczniejszą, najbardziej „ekologiczną” i nie stwarzającą dla nikogo zagrożenia. Pieszo porusza się cały przekrój społeczny: młodzież szkolna, zakochane pary, matki z wózkami, rodzice z dziećmi, właściciele psów, starsi ludzie o lasce i miłośnicy spacerów w każdym wieku i sytuacji życiowej. Naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego władzę miasta postanowiły skazać tak liczną grupę obywateli na nierówną walkę z agresywnymi, nie uznającymi żadnych reguł i często złośliwymi rowerzystami. Nie twierdzę, że wszyscy tacy są, ale przewaga fizyczna nad pieszym i wynikające z niej poczucie całkowitej bezkarności wyzwala w wielu z nich najgorsze instynkty, zwłaszcza jeśli są to ludzie niedojrzali, produkty „wychowania bezstresowego”.

Moda na rowery na zachodzie Europy miała być alternatywą dla pojazdów spalinowych, uzasadnioną względami ekologicznymi. Mam wrażenie, że w naszym mieście została źle zrozumiana. Trudno pojąć jakimi względami można tłumaczyć eliminowanie pieszych z przestrzeni miejskiej narażając ich na konkurowanie z ruchem kołowym na chodnikach i w parkach.

Apeluję więc do Pana Prezydenta o przywrócenie Promenady Staromiejskiej pieszym użytkownikom, dla których jest to jedyna oaza zieleni w centrum Wrocławia i wyeliminowanie ruchu kołowego z jego wąskich chodników.

Z poważaniem
Wilhelmina




Wrocław, 23.09.2018


Do Rady Miejskiej Wrocławia

Szanowni Państwo,

Pragnę zwrócić Państwa uwagę na bardzo poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa pieszych jakim są rozpędzeni rowerzyści na chodnikach i parkowych alejkach Wrocławia i zaapelować o energiczne działania mające na celu usunięcie tej groźnej patologii, która dotknęła nasze miasto na skutek nieprzemyślanych decyzji władz.

W ostatnim czasie przeznaczono połowę  – a na pewnych odcinkach większość – szerokości chodników przy ulicy Grabiszyńskiej na ścieżki rowerowe (mimo istnienia pasów dla rowerzystów na jezdni). Przestrzeń poruszania się pieszych została więc zredukowana co najmniej o 50%, co nie powstrzymuje rowerzystów od zawłaszczania także tej ograniczonej przestrzeni. Mimo istnienia wyraźnie oznaczonych ścieżek rowerowych cykliści swobodnie jeżdżą po chodnikach, jeśli tak im wygodniej, w poczuciu absolutnej bezkarności. Ci zaś, którzy korzystają z wyznaczonych tras, rozpędzają się do niebezpiecznej szybkości i nie uważają za stosowne zwolnić, kiedy ścieżka się kończy, lub kiedy przejeżdżają przez zebrę (np. na pl Legionów).

Także na ulicy Piłsudskiego wyznaczono ścieżki rowerowe z tym samym skutkiem – rowerzyści mimo istnienia pasa na jezdni i ścieżki, dalej jeżdżą po części chodnika przeznaczonej dla pieszych.

Trudno inaczej wytłumaczyć takie zachowanie niż  poczuciem absolutnej bezkarności, statusem świętej krowy. Pieszy potrącony przez rowerzystę nie ma żadnych szans na dochodzenie sprawiedliwości, ani jakiekolwiek odszkodowanie. Winny bez trudu zbiegnie z miejsca wypadku, a brak jakichkolwiek znaków identyfikacyjnych uniemożliwia odnalezienie go. Nawet postawiony przed sądem traktowany jest znacznie łagodniej niż każdy inny uczestnik ruchu.

Istnieją przepisy regulujące poruszanie się rowerem po mieście m.in. prawo wjeżdżania na chodnik. Jest to dopuszczalne wyłącznie, kiedy chodnik ma co najmniej 2m szerokości i brak jest ścieżki rowerowej lub odpowiedniego pasa na jezdni, w przypadku niebezpiecznych warunków pogodowych albo pod pretekstem opieki nad dzieckiem. (Rowerzysta ma wtedy jechać wolno i ostrożnie i pamiętać, że to pieszy ma na chodniku pierwszeństwo). Żadna z tych sytuacji nie zachodzi w przypadku ulic Sądowej i Krupniczej – rozpędzony rowerzysta roztrącający przechodniów jest tam na porządku dziennym, a patrol policji lub staży miejskiej bywa widziany nadzwyczaj rzadko.

Przepisy dopuszczające  konkurowanie o tą samą przestrzeń przez użytkowników o tak nierównej sile w błogim przeświadczeniu o dobrej woli i szlachetności natury ludzkiej są drwiną ze zdrowego rozsądku i elementarnego poczucia sprawiedliwości. Miałyby uzasadnienie wyłącznie w sytuacji rygorystycznego ich egzekwowania przez odpowiednie służby, co w obecnej sytuacji nie zachodzi.

Pisałam już w tej sprawie (ze szczególnym uwzględnieniem problemu rowerzystów terroryzujących pieszych na Promenadzie Staromiejskiej) do Prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza. Dostałam odpowiedź od zastępcy dyrektora działu w Departamencie Infrastruktury i gospodarki Elwiry Nowak tyleż arogancką co zdradzającą nieznajomość przepisów. Pani Nowak napisała, że z alejek dla pieszych (Promenady Staromiejskiej) „korzystają osoby (…) jeżdżące parami, cieszące się możliwością swobodnej rozmowy w tym urokliwym miejscu”. Wygląda na to, że pani zastępca dyrektora nie wie nawet, że znak drogowy wyobrażający biały rower na niebieskim tle jest znakiem nakazu, obligującym wszystkich rowerzystów do korzystania z tej konkretnej ścieżki. P. Nowak tak hojnie przyznająca prawo cyklistom do korzystania z całej przestrzeni parku nie zauważyła, że piesi tracą tym samym jakąkolwiek możliwość poruszania się po ”tym urokliwym miejscu”!!!

Poinformowała mnie również, że „policja nie odnotowała żadnych zdarzeń z udziałem rowerzystów na Promenadzie Staromiejskiej”. To akurat nie dziwi wobec całkowitego braku patroli policji i straży na tej trasie.

Zniechęcona takim potraktowaniem mojej obywatelskiej troski o bezpieczeństwo w naszym mieście zwracam się do Rady Miejskiej w nadziei, że w większym gronie znajdą się osoby rozumiejące powagę problemu. Rozwiązaniem nie są nowe ścieżki rowerowe tylko konsekwentne i rygorystyczne egzekwowanie prawa i odebranie nienależnych przywilejów grupie ludzi nieodpowiedzialnych, skrajnie infantylnych, a często socjopatycznych. Wyznaczanie ścieżek rowerowych kosztem chodników jest aktem dyskryminacji pieszych, do których należy większość mieszkańców miasta. Proszę więc o wzięcie pod uwagę interesu większości i zapewnienie jej bezpieczeństwa poruszania się po mieście.

Z poważaniem
Wilhelmina


Nie tylko nic się nie zmieniło, ale w mieście pojawiły się hulajnogi jeżdżące po chodnikach (w tym deptakach) i parkach z predkością 30 km/h.




Rewolucja rowerowa przeciw pieszym we Wrocławiu

Rewolucja francuska, oficjalnie wymierzona przeciw królowi i arystokracji wsławiła się mordowaniem wieśniaków z Wandei, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet w wieku reprodukcyjnym. Rewolucja bolszewicka oficjalnie przeciw burżuazji głownie wymordowała 20 mln chłopów (tzw. kułaków), którzy żywili Rosję. Rewolucja rowerowa, rozpoczęta na zachodzie celem wyeliminowania samochodów, w Polsce najwyraźniej obróciła się przeciwko pieszym.

Taki pieszy, jak wiadomo, jest bardzo nieekologiczny - chodzi po mieście i oddycha wydzielając dwutlenek węgla i powodując zmiany klimatyczne na ziemi. Używa butów, które potem wynosi na śmietnik, a co gorsza zajmuje miejsce - chodnik, który idealnie nadaje się na ścieżkę rowerową.

Jeżdżenie po ulicy jest bardzo niebezpieczne, zderzenie rowerzysty z samochodem będzie dla niego raczej katastrofalne, a potrącenia pieszego nawet nie odczuje. Idąc tym tokiem rozumowania miasto Wrocław postanowiło przystosować infrastrukturę do celu rewolucji rowerowej, czyli stopniowego wyeliminowania pieszych z przestrzeni miejskiej...


Na razie zostawiono pieszym 1/3 chodnika, żeby się nie zorientowali o co chodzi i nie podnieśli rabanu. Aby jednak powoli ich wdrażać do całkowitej eliminacji, ten wąski pas trzeba sukcesywnie zastawiać....


zimą nie odśnieżać...


... celem ostatecznego pognębienia przeciwnika zastosować hulajnogi EKOLOGICZNE na baterie


Takie hulajnogi mają same zalety:
  • Niedowidzący mogą się o nie wyłożyć i jest fun
  • Pędząca z prędkością 30km/h może zbędnego pieszego zabić na miejscu
  • Utylizacja baterii jest tak droga, że wyzużytą porzuca się gdzie bądź i jest ekologicznie
  • Zawody hulajnóg na rynku,Świdnickiej i Promenadzie Staromiejskiej mogą znacząco zmniejszyć pogłowie zbędnych pieszych w tych zatłoczonych miejscach

Jeżeli zbędni piesi myślą, że skryją się w parkach to się raczej mylą...


Zasada jest prosta: nawet jeżeli najbardziej atrakcyjna alejka nad fosą jest przeznaczona dla rowerów, należy wjeżdżać w pieszych stłoczonych na drugiej alejce. 

Promenada staromiejska jak i wszystkie chodniki miasta jest przy okazji drogą dostawczą dla firmy Uber (alles?) wyłączonej spod polskiej jurysdykcji. Kurierzy z charakterystycznymi plecakami z napisem uber eats (to pewnie też uber shits) jeżdżą absolutnie wszędzie z dużą prędkością 


W Parku Kopernika (odcinek Promenady przy Teatrze Lalek) ścieżki rowerowe są tak oznaczone, że rowerzyści zawsze jeżdżą po alejkach dla pieszych i jeszcze drą ryja próbując ich przegonić. Zwrócenie im uwagi grozi śmiercią albo trwałym kalectwem (nie polecam, lepsza halabarda, łuk lub lasso)


Na Wzgórzu Partyzantów miło jest najeżdżać dwójkami z górki - z dużą prędkością - na idących naprzeciw pieszych. Dolna alejka jest dla pieszych i rowerzystów, a górna wyłącznie dla pieszych, ale co tam! Co nam zrobią?!!!


Trening rowerowy na Cmentarzu Żołnierzy Polskich na Oporowie wśród grobów zbytecznych pieszych - w tym żołnierzy AK, którzy wzięci w niewolę zginęli przy budowie lotniska. Potem już tylko zjazd po schodkach dla pieszych z góry - jest fun, Wyraźny znak zakazu przyjemnie podnosi poziom adrenaliny.

Wrocław Miasto Spotkań rozpędzonych hulajnóg i rowerów z pieszymi, które dla tych ostatnich mogą skończyć się tragicznie. Pytanie jest: jaki skończony debil podjął decyzję dopuszczającą szybki ruch kołowy na chodniki i alejki parkowe.

Istnieją trzy możliwości:
  • Celem władz samorządowych jest rzeczywiście eliminacja albo sterroryzowanie pieszych (zbytecznego plebsu, który nie tak glosuje w wyborach)
  • Władze samorządowe i zatrudnieni przez nich urzędnicy są takimi imbecylami, że nie rozumieją czym kończy się zetknięcie pieszego z rozpędzonym rowerzystą lub hulajnogą. (Kto takich kretynów zatrudnił? Pomioty kogo trzeba?)
  • Korupcja i działalność wpływowych lobbies.
Osobiście podejrzewam tę drugą ewentualność, gdyż w odpowiedzi na moją petycję do prezydenta Dutkiewicza dostałam od tak skrajnie idiotyczne, żenujące i aroganckie pismo, że musiał je napisać jeden z tych "ekologicznych" młodzieńców, tak uroczo prezentujących się na hulajnogach, kiedy roztrącają starsze panie na chodniku, zatrudniony na stanowisku "oficera rowerowego" w Urzędzie Miejskim


niedziela, 23 czerwca 2019

O kobietach i mężczyznach, czyli konieczności akceptacji tego, czego nie wybieramy

Powiem coś skrajnie niepoprawnego politycznie: każdy z nas rodzi się albo mężczyzną albo kobietą (poza skrajnie rzadkimi przypadkami obojnactwa). Nie wybieramy sobie płci, podobnie jak nie wybieramy rodziny, w której przychodzimy na świat czy narodu, z którego pochodzimy. Nie wybieramy w niemowlęctwie języka, który będzie dla nas pierwszy i najważniejszy. Literatura w nim pisana i historia ludu, który się nim posługuje w dużej mierze nas ukształtuje czy tego chcemy, czy nie. Nie wybieramy sobie ludzi, z którymi chodzimy do szkoły, ani tych, z którymi pracujemy. Nie wybieramy sąsiadów, ani przechodniów na ulicy. Nie wybieramy koloru skóry, ani włosów, wzrostu, ani budowy ciała. Nie wybieramy czasów, w których żyjemy, ani statusu społeczno-ekonomicznego naszych rodziców. Nie wybieramy przykrych doświadczeń, które nas spotkają, ani ran które zadadzą nam inni ludzie. Jak się nad tym głębiej zastanowić tak niewiele wybieramy... Cała nasza inteligencja służy nam głównie do tego, jak obrócić sytuacje, których nie wybraliśmy, na swoją korzyść.

Jest sporo baśni ludowych pomagających nam to zrozumieć, z których najbardziej znane są Kot w butach i Konik Garbusek. Najmłodszy w rodzinie dostaje w spadku coś, co wydaje się całkowicie bezużyteczne i śmieszne zarazem. Cierpi porównując swoją sytuację do położenia starszych braci tak hojnie obdarowanych przez los. W którymś jednak momencie akceptuje swój pogardzany dar i wtedy właśnie odkrywa jego przydatność w konkretnych okolicznościach w których postawiło go życie. Dar przyjęty (nawet z trudem, po ciężkiej walce wewnętrznej) staje się źródłem błogosławieństwa, którego zazdroszczą starsi bracia tak bardzo - wydawałoby się - uprzywilejowani.

To jest prawda o naszym życiu, o potrzebie wdzięczności za wszystko, co dostaliśmy, a co nie było naszym wyborem. Na tym polega pokora - uznajemy, że ktoś, kto tym wszystkim zarządza, wie lepiej, co nam jest potrzebne i co jest dla nas dobre, niż my sami. Niełatwo jednak wzbudzić w sobie akceptację, nie mówiąc o wdzięczności, za coś, co jest obiektem drwin "starszych braci", pogardy świata i diabła, tak dobrze reprezentowanego w mediach i pop kulturze.

Gdzieś słyszałam, że diabeł szczególnie nienawidzi kobiet. Łatwo w to uwierzyć patrząc na "ideał urody kobiecej" lansowany przez show business, widoczny na obrazku poniżej (po prawej) zestawiony z nastoletnim chłopcem (po lewej) - prawdziwym obiektem pożądania homoseksualnych projektantów. Każdy się zgodzi, że dorosła kobieta nie wygląda jak dorastający chłopiec, co więcej z racji swojej biologii zdecydowanie nie powinna. Jak to się więc stało, że tego rodzaju dziwaczny pomysł zyskał tak wielu zwolenników? Dlaczego pozwolono homoseksualistom dyktować kobietom jak powinny wyglądać? Odpowiedź jest prosta - pieniądze. Przerabianie dorosłych kobiet na nastoletnich chłopców to żyła złota. Nikogo nie wzrusza, że są ofiary śmiertelne - zagłodzone na śmierć modelki i anorektyczne nastolatki.
1. Nastoletni chłopiec - marzenie pederasty 2. Chłopiec zastępczy - zagłodzona modelka o nietypowej budowie

Efektem ubocznym lansowania takiej "wizji kobiecości" jest odrzucenie własnego ciała przez większość kobiet, gdyż nawet te z natury wysokie i smukłe do ideału chudości,  właściwej dorastającemu chłopcu, się nie zbliżają. 

1.Tak wygląda "ideał" 2.3.4.5.6. Tak wyglądają normalne kobiety o różnej budowie ciała w optymalnej formie fizycznej
Nie trzeba być geniuszem, żeby widzieć, że w ciuchach projektowanych na chłopca zastępczego kobiety będą wyglądać po prostu śmiesznie, o wygodzie i zdrowiu nie wspominając. Całkowite niedostosowanie mody do kobiecej anatomii jest nieustannym źródłem frustracji i wrogości wobec własnego ciała, czyli najbardziej podstawowego zasobu, za który winniśmy nieustanną wdzięczność Bogu. Każdy to rozumie, kiedy zdrowie zaczyna mu siadać. Może więc nie warto czekać aż to nastąpi i przyjąć do wiadomości, że zdrowe ciało jest darem bezcennym, a jego wygląd jest dla każdego najwłaściwszy.

Wszystkim paniom zmagającym się ze zrozumieniem tej prostej prawdy polecam "Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy" Sergiusza Piaseckiego, który raz po raz daje wyraz zachwytowi nad coraz to inną niewiastą. Niezależnie czy jest niska i pulchna, wysoka i smukła czy też duża i silna autor zawsze domniemuje, że musi być "wspaniale zbudowana", a za każdym razem, kiedy udaje mu się to ustalić stwierdza, że ma śliczne ciało. Zachwycają go zdrowe zęby i różowe dziąsła widoczne w uśmiechu, grube, ciemne warkocze i rude loki, rumieńce i porcelanowa bladość skóry - wszystko, czym Pan Bóg obdarzył kobiety na jego drodze. Piasecki nie był aniołkiem, mówiąc bardzo oględnie, ale jego szczery zachwyt nad urodą kochanek jest ujmujący.

Ten zachwyt kobiecością w dzisiejszych czasach przejawia się dość perwersyjnie:

1. Wannabe powabna blondynka  2. Prawdziwa powabna blondynka



Mężczyzna po lewej zamiast zainteresować się stojąca obok powabną blondynką sam postanowił nią zostać. Dlaczego? Co mu to robi? Dlaczego właściwie mężczyźni na paradach homoseksualistów przebierają się za kobiety (czy raczej kokoty)? Czy to znacząco nie zmniejsza ich szans w tym towarzystwie? Czy też jest tak jak rudymi włosami - prawdziwe są powodem do regularnych prześladowań w dzieciństwie i młodości, a farbowane mają dodawać urody byłym prześladowczyniom. Są godne szyderstwa i potępienia, a jednocześnie każda baba, która je zobaczy, na drugi dzień ma sztuczną wersję ich koloru, łącznie z charakterystycznymi jaśniejszymi pasmami wypłowiałymi od słońca na wierzchu.

Homoseksualiści nienawidzą kobiet, brzydzą się kobiecością, a jednocześnie wbijają w "seksowną" bieliznę i burdelowe kiecki, a owłosione odnóża w pończochy i buty na obcasach. Widok męskich twarzy z ciężkim makijażem i teatralnych peruk we wszystkich kolorach tęczy na ich głowach jest szczególnie ciężki do zniesienia.

A może to po prostu narcyzm, zwyrodniała męska próżność, którą tak łatwo zaobserwować w niektórych kulturach Afryki i Azji. Mężczyźni z plemienia Masajów czy Tybetańczycy to tamtejsza płeć piękna, wystrojona we wszystkie dostępne  wspaniałości, służąca głównie do funkcji reprezentacyjnych, podczas gdy niepozorne, skromne kobiety - oprócz rodzenia i wychowania potomstwa - odwalają całą robotę. Taki model wprowadzali Sowieci na kresach wschodnich II RP po wojnie - mężczyźni do wszystkich możliwych służb mundurowych, kobiety do ciężkiej fizycznej pracy. Ilość zbieżności między pogaństwem, a komunizmem jest uderzająca.

Jego najnowsza mutacja - genderyzm posuwa się jeszcze dalej - chce przerobić mężczyzn na karykatury kobiecości - wypindrzone kokoty, a kobiety na mrówki robotnice odarte ze swej urody, wychudzone do granic możliwości albo nabite i klocowate, wbite w ciasne gacie i bezkształtny podkoszulek ostrzyżone na jeża, wytatuowane, podziurawione i bezpłodne.

Doznałam szoku na widok nastoletniego młodzieńca przyglądającego mi się z zazdrością, dokładnie tym samym zawistnym spojrzeniem jakim zazwyczaj mierzą mnie kobiety obawiające się konkurencji. Rozsądne pytanie brzmi: w jakiej dziedzinie młody chłopak może konkurować z panią w średnim wieku? Otóż chodziło mu o mój kapelusz - starożytną, mocno wypłowiałą amazonkę, nasuniętą na czoło (celem ochrony zatoki czołowej). Młodzieniec szedł wprawdzie z dziewczyną, ale bardziej zainteresowany był własną "atrakcyjnością". Nie zwróciłam uwagi na jego strój, ale rzucał się w oczy kapelusz zsunięty na tył głowy, noszony nie jako nakrycie głowy, ale ekstrawagancka ozdoba aspirującego do oryginalności początkującego "dandysa".

To, że męska próżność n-krotnie przewyższa kobiecą, każdy wie. Kultura chrześcijańska wypracowała system zabezpieczeń przed jej wynaturzeniem. Mężczyzna ma pracować celem utrzymania swojej rodziny, a gdy trzeba walczyć w jej obronie. Ma być oparciem dla kobiety, a nie wyrośniętą księżniczką na ziarnku grochu. W ten sposób jego energia zostaje skanalizowana i obrócona na dobro wspólne i rozwój własny.

Bez tego rodzaju wychowania uzyskujemy plejadę najdziwniejszych indywiduów: Piotrusiów Panów na hulajnogach roztrącających starsze panie na chodniku lub pływających skuterami wodnym przy brzegu, w wodzie po kolana, wśród kąpiącej się dziatwy albo też męskie kokoty ze sztucznym biustem i piórkiem w zadzie pląsające na paradach homoseksualistów...

Zarówno bycie kobietą jak i mężczyzną ma swoje dobre i złe strony. Nie podejmuję się rozstrzygać co jest trudniejsze albo bardziej niebezpieczne. Nie wiem czy będąc matką bardziej martwiłabym się o syna czy córkę. Świat i diabeł czyha na oboje. Mój ojciec mawiał "ufność trzeba mieć", intuicja podpowiada mi, że wdzięczność jest równie ważna. Mamy to co mamy, a nie to, co chcielibyśmy mieć. To co istnieje jest lepsze niż to, czego nie ma (na tym stwierdzeniu opiera się dowód na istnienie Boga św. Anzelma).




czwartek, 20 czerwca 2019

Jeszcze o chodzeniu w sukienkach

Jak wspomniałam w poprzednim wpisie cierpię widząc pulchne panie w upały wbite w grube czarne spodnie i takież bezkształtne podkoszulki. Mój patent na noszenie sukienek bez obcierania ud jest prosty - pod spodem lekkie, szerokie gatki do kolan najlepiej z satyny jedwabnej lub bawełnianej, może być z minimalnym dodatkiem elastanu uszyte na wykrojkę luźnych spodni od piżamy. Można też wybrać dzianinę jedwabną lub wiskozową i skorzystać z wykrojki na kolarki lub legginsy z jakiejś starej Burdy (jeśli ktoś nie umie sam tego zaprojektować) i uzyskać lekkie przylegające "reformy". W obu przypadkach spodenki nie mogą być zbyt krótkie, bo będą podjeżdżać do góry, a nogi się obetrą.

Rzecz pozwolę sobie zademonstrować na moich najbardziej "substancjalnych" wirtualnych modelkach:
- pulchnej i niewysokiej

1. Wygodna bielizna 2. Lekkie szerokie gatki chroniące uda przed obcieraniem 3 . Wdzięczna, kobieca sukienka

- wysokiej i mocno zbudowanej
1.Wygodna, sportowa bielizna 2. Lekkie szerokie gatki. 3. Zgrabna, rozpinana sukienka z paskiem
Na szerokie gatki do kolan trzeba ok. 1 m materiału podwójnej szerokości (1,5 lub 1,4 m), na "kolarki" z dzianiny ok. 60 cm (też podwójna szerokość). Materiał powinien być lekki, śliski i mocny, najlepsza jest gęsto tkana satyna jedwabna (w tym roku uszyłam z satyny bawełnianej z lekką domieszką elastanu i też jest O.K. ) Satynowe gatki przy okazji pełnią rolę pół-halki, co sprawia, że sukienki lepiej leżą i nie prześwitują. Szyje się je za jednym "posiadem", a chodzi co najmniej sezon. Wiosną i jesienią można je nosić na rajstopy w charakterze halki. "Reformy" z dzianiny są znacznie mniej trwałe. Uszyte z grubszej bawełny są doskonałe nad morze, gdzie można zakładać je także pod regularne krótkie spodenki celem uniknięcia przewiania ważnych narządów.

Noszenie sukienek, zwłaszcza latem, jest jedną z większych przyjemności dnia codziennego, a pulchne panie na ogół wyglądają w nich super, a już na pewno znacznie lepiej niż w grubych czarnych spodniach i T-shircie.

środa, 19 czerwca 2019

Dlaczego kobiety nie chodzą w sukienkach?

Jadę windą z dwiema obcymi kobietami - jedna z nich młoda, ładna i zgrabna, ubrana w modny kombinezon w paski, druga w średnim wieku w spodniach i T-shircie. Nie krępując się mną rozmawiają o ciuchach. Ta w kombinezonie wyznaje, że nie lubi chodzić w sukienkach, bo - o ile dobrze zrozumiałam - obcierają się jej uda od wewnątrz. Druga spieszy z zapewnieniem, że ma taki sam problem. Słucham tego wszystkiego i uśmiecham się do siebie - znam nie tylko problem ale i jego rozwiązanie...

Zanim się jednak nim podzielę, pozwolę sobie na krótką refleksję o anatomii, modzie i ideale urody lansowanym nachalnie przez show business. Na początek zamieszczam 2 rysunki prezentujące typowe kobiece sylwetki, dla porównania uwzględniam też "ideał" do którego mamy dążyć.

1. Wysoki wzrost, smukła sylwetka 2. Średni wzrost szczupła budowa 3.Niewysoka i pulchna

4. Ideał lansowany przez show business 5.Wysoki wzrost mocna budowa 6. Średni wzrost, bardzo szczupła talia, szerokie biodra i duży biust
Jesteśmy tak wytresowane ciągłą koniecznością odnoszenia się do "ideału urody kobiecej" wykreowanego przez homoseksualnych projektantów, że nie jesteśmy w stanie ucieszyć się tym, co natura dała nam wszystkim. Nie zdajemy sobie sprawy, że charakterystyczne cechy kobiecej sylwetki jak biust, talia i biodra (oraz włosy na głowie do śmierci) są nie tylko atrakcją dla normalnych mężczyzn, ale obiektem autentycznej zazdrości tych bardziej pogubionych. Przekonałam się o tym nieoczekiwanie dla siebie...

Idę sobie pewnej niedzieli do kościoła dominikanów ulicą Wita Stwosza, a na przeciwko mnie grupa 3 młodych mężczyzn, w tym jeden przebrany za kobietę, a raczej laskę - podkoszulek na ramiączkach, hot pants i pomarańczowa peruka na biednej głowinie, całości dopełniał operetkowy makijaż. Zatrzymałam na chwile wzrok na tym zjawisku chcąc upewnić się, czy dobrze widzę, aż młody transwestyta zrobił minę, a nawet rzucił się w moim kierunku z odgłosem przypominającym rozzłoszczone zwierzątko.

Moje błądzące spojrzenie z całą pewnością nie uzasadniało takiej reakcji, zwłaszcza, że duży silny facet przebrany za laskę raczej powinien być przygotowany na zaciekawione spojrzenia zdezorientowanych przechodniów. Patrząc na uczestników tzw parad równości w damskiej bieliźnie naciągniętej na męskie ciała nie mogę się oprzeć wrażeniu, że oni nam po prostu zazdroszczą tych kilku drugorzędnych cech płciowych, do których nie przywiązujemy wagi. Nie zdajemy sobie sprawy, że ktoś może pragnąć wcielić się w kobietę - jakąkolwiek kobietę.

Warto więc docenić to wszystko co dostałyśmy za darmo, w tym charakterystyczne kobiece nogi, z tkanką tłuszczową odkładającą się na udach, co jest przyczyną obcierania się podczas upału. Patrząc na obrazki powyżej można łatwo zauważyć, że nawet szczupłym kobietom uda stykają się na pewnej wysokości.

Ponieważ serce mnie boli patrząc na pulchne  dziewczyny wbite w grube czarne spodnie i  takież bezkształtne T-shirty w dziki upał, w następnym odcinku zaprezentuje mój patent.

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Pajdokracja w trzech odsłonach

1. Startuję w konkursie na stanowisko kierownika tego i owego w biurze konserwatora miejskiego we Wrocławiu. Kandydatów 9 :
  • 3 osoby w średnim wieku (ja, moja znajoma i mocno już posiwiały pan), 
  • 2 młode kobiety  
  • 4 młodzieńców wyglądających jakby przyszli tu prosto z egzaminu gimnazjalnego. 
Wśród wymaganych kompetencji jakieś doświadczenie w kierowaniu ludźmi. Po teście wiedzy zostaje wyłącznie młodzież, wszystkie osoby w średnim wieku odpadły!!!

Test był częściowo otwarty więc dający pole do swobodnej interpretacji. Jest wielce prawdopodobne, że ja słabo wypadłam, bo nie znam przepisów tak szczegółowo, ale moja znajoma, która ma ogromne doświadczenie na tym polu?!! Mam uwierzyć, że te wszystkie dzieci lepiej znają ustawy i umieją uzasadnić przyznawanie lub odmawianie dotacji niż ona?!!

Wcześniej startowałam do tego samego biura konserwatora miejskiego na stanowisko sekretarskie. były 4 kandydatki:
  • młoda dziewczyna
  • kobieta ok. 30-tki
  • ja i elegancka pani w podobnym wieku
Nie muszę nikomu tłumaczyć, że po teście wiedzy odpadłyśmy obie...

Pani konserwator miejska sama jest bardzo młodą osobą jak na takie stanowisko. Chciałabym wiedzieć co zadecydowało o jej obsadzeniu. Chyba jestem złym człowiekiem, bo nie wierzę, że kompetencje zawodowe...

2. To nie pierwszy urząd, gdzie spotkałam się z tak bezwstydną dyskryminacją ze względu na wiek. "Trynd" jest taki, że wybiera się młodzieńców prosto po szkole, których trudno uznać za dorosłych ludzi. Nie dziwią więc kretyńskie decyzje wydawane przez urząd miejski jak np przeznaczenie chodników na ruch kołowy - rowery, hulajnogi, deski, wrotki - kosztem bezpieczeństwa pieszych, o ich wygodzie nie wspominając. Próby interwencji kończą się nieodmiennie tak idiotyczną odpowiedzią, że słów brak... Nie ma po prostu z kim rozmawiać. Nikt z tych Piotrusiów Panów nie rozumie czym kończy się zderzenie rozpędzonego rowerzysty z pieszym. Ich wyobraźnia nie sięga w takie rejony. Wiedzą tylko, że hulajnogi są fajne, a rowerzyści są priorytetem, bo poruszają się szybciej niż piesi, więc chodniki i parkowe alejki się im należą jak psu zupa. Piesi mogą przecież zostać w domu, bo nie są cool jak modny młodzieniec na hulajnodze roztrącający starsze panie na chodniku...

3. W Warszawie proliferzy zbierają podpisy przeciw seksualizacji dzieci przy stoisku z napisem "Stop pedofilii". Hałaśliwej bandzie z tęczowymi flagami owe hasło wydało się "homofobiczne". Puszczają więc ohydną muzykę, podrygują i drą ryja. Do wszystkich dorosłych - dziennikarza i policjantów - zwracają się na ty w sposób pozbawiony nawet pozorów szacunku. Wykrzykują bluźniercze hasła i generalnie są obrzydliwi i bezczelni ponad wszelkie wyobrażenie. Policjanci wydają się zupełnie bezbronni wobec tak ostentacyjnego lekceważenia najbardziej podstawowych reguł współżycia w społeczeństwie. Gnoje są całkowicie bezkarne. Tak pewnie wyglądali bolszewicy w 1920 albo chiński "konsomoł" podczas rewolucji kulturalnej.

Jest taka sztuka Mrożka o dziecięciu wychowywanym bezstresowo (nie pamiętam tytułu). W finale pozostaje na scenie samo, bo "rozdysponowało" wszystkich dorosłych.... Czy nas czeka podobny los? Zdeprawowani, pozbawieni jakichkolwiek zahamowań neobolszewicy zeutanazują nas bez mrugnięcia powieką. Już nawet jakaś pańcia z holenderskich zielonych wystąpiła z projektem nie leczenia zgredów po 70-ce bez względu na ich wolę życia.  Nowy wspaniały świat...


niedziela, 26 maja 2019

Kazanie O. Delika, a "parada równości" w Gdańsku

Miałam ochotę napisać o czymś zupełnie innym, ale niestety wchrzanił mnie przeor wrocławskich dominikanów swoim kretyńskim kazaniem.

Było dziś czytanie z Dziejów Apostolskich, o tym jak chrześcijanie pochodzenia pogańskiego zostali zwolnieni od obowiązku obrzezania, mieli się tylko powstrzymać od składania ofiar bożkom, nierządu, krwi i tego co uduszone. To stało się pretekstem tak pokrętnej, a upierdliwej tyrady, że miałam ochotę interweniować. Oto kilka próbek (opatrzonych moim komentarzem):

1.  Kochasz Jezusa? A ile czasu poświęcasz na czytanie Ewangelii? 
 Św. Jan Ewangelista twierdzi, że kochać Boga to zachowywać jego przykazania. Rzecz jasna, prosta i weryfikowalna. Poza tym, nie znam nikogo tak nawiedzonego, by chodził i opowiadał, że kocha Jezusa, a gdyby ktoś taki się znalazł, pełna byłabym najgorszych podejrzeń. Nie cierpię narzucania tej koszmarnej maniery opisywania doświadczeń duchowych zupełnie nieadekwatnym językiem uczuć, relacji i Bóg wie jeszcze czego. 
2. Jeżeli ktoś zachowuje przykazania ze strachu (przed potępieniem) to znaczy, że jest niewolnikiem ergo bardzo źle!  
Jeżeli ktoś zachowuje przykazania, to bardzo dobrze dla wszystkich, którzy się z nim zetkną, Nie będą rozpaczać, że ich nie zabił, nie okradł, nie oczernił, nie zgwałcił i nie uwiódł żony/męża z niewłaściwych powodów. Brak owej bojaźni manifestuje się bardzo ohydnie jak ostatnio w Gdańsku:

Gdyby ci ludzie zachowywali przykazania chociażby z lęku przed dostaniem w zad albo dotkliwą karą pieniężną nie musielibyśmy oglądać takich obrazków w przestrzeni publicznej. 
3. Kultura chrześcijańska nie zbawia. 
Żadna kultura nie zbawia i nikt od niej tego nie oczekuje. Czy dlatego że nie zbawia mamy się jej wyrzec? W imię czego? Takich pląsów jak na obrazku? To byłby postulat prawdziwie kretyński. Kultura chrześcijańska jest po prostu lepsza niż pogańska, muzułmańska,buddyjska, hinduistyczna, żydowska czy gejowska, dlatego nie mamy ochoty jej zmieniać na gorszą. 
4. Papież Franciszek, biskup Ryś i przeor Delik powtarzają, że Chrześcijaństwo nie jest wyborem etycznym tylko wyborem osoby (tzn Jezusa). 
Wszystko to bardzo pięknie, ale ta osoba ma bardzo jasne i udokumentowane w źródłach poglądy w kwestiach etycznych np dotyczące nierządu (i nierozerwalności małżeństwa). Także Barnaba i Sylas przekazali od apostołów braciom pogańskiego pochodzenia, że od nierządu mają się powstrzymać jeśli chcą  być uczniami Chrystusa. Czy to się zmieniło? Kiedy? Na podstawie jakiego nowego objawienia? Rozumiem, że papież, biskup i przeor będąc w relacji z Jezusem dowiedzieli się czegoś o czym my, przynosiciele jajek do święcenia, nie mamy pojęcia. A co jeśli nas Jezus  wciąż utwierdza w przekonaniu, że nierząd jest obrzydliwy? Czyj Jezus będzie ważniejszy hierarchów czy ludu Bożego?
Nawet jeżeli papież Franciszek, biskup Ryś i przeor Delik ogłoszą, że Jezus błogosławi aktywności homoseksualnej i wszystkie cioty w koloratkach z boyfriendami będą mogły już jawnie pląsać z piórkiem w zadzie na paradzie "równości" nic to nie zmieni. (O to przecież chodzi w tym ciągłym nawoływaniu do miłosierdzia, czyż nie?) Zasada jest prosta i nie do obejścia: "Idź, ale od tej pory już nie grzesz!" 
5. Wierni powinni się zastanowić jak przyczynili się do skandali obyczajowych w Kościele pokazanych w filmie Siekielskich! 
Przez nie wzięcie kija i nie pogonienie homolobby zapewne!  I jeszcze przynoszenie jajek do świecenia w Wielką Sobotę oczywiście!!!

Tymczasem redaktor Ziemkiewicz został zganiony przez O. Kramera na Twitterze za oburzenie się "tęczową" parodią procesji Bożego Ciała jaka miała miejsce w Gdańsku i skrytykowanie poziomu intelektualnego pani prezydent owego miasta.


  1.  @R_A_Ziemkiewicz 20 hours agoMoreRafał A. Ziemkiewicz Retweeted Grzegorz Kramer
    Gdyby w Sevres szukali modelowego „pożytecznego idioty”, ten niby-katolik uwiarygadniający nienawiść do Polaków i katolików bełkotem „nie popieram, ale jako katolik (niby) popieram” nadałby się świetnie. Tylko że oni pewnie nie kupią takiej tandety...
    Rafał A. Ziemkiewicz added,

    Grzegorz Kramer @ojcieckramer
    Replying to @R_A_Ziemkiewicz
    Naprawdę? Z czego jest Pan dumny? Z chamskiego znieważania ludzi? Z prowokacyjnego języka? Ze wspierania ludzi, którzy jak Pan wyleją wiadro pomyj na przeciwników?
    Nie, nie jest Pan żałosny.… @R_A_Ziemkiewicz
     21 hours agoMoreRafał A. Ziemkiewicz Retweeted Aleksandra Dulkiewicz
    Naprawdę? Z czego jesteś taka dumna, żałosna idiotko? Z chamskiego znieważania katolików? Z prowokacyjnego profanowania świętości? Ze wspierania gówniarstwa, którego jedynym celem jest nasrać Polakom na wycieraczkę i napluć do zupy?
    Bosh, ależ wy „fajnoplacy” jesteście żałośni 👎
    Rafał A. Ziemkiewicz added,


    Aleksandra Dulkiewicz @Dulkiewicz_A
    Jestem dumna i zaszczycona, że mogłam otworzyć i uczestniczyć w V Trójmiejskim Marszu Równości 🏳️‍🌈 nie boi się różnorodności❣️





Zgadzam się w pełni  z oceną obu osób! Za jakie grzechy Pan Bóg pokarał nas duszpasterzami, którzy są albo pięknoduchami bez żadnego kontaktu z rzeczywistością, albo ciotami, niestety!!!