wtorek, 31 maja 2022

"Holokaust" na granicy polsko - białoruskiej, czyli życzliwa sugestia dla europosłanki Ochojskiej

Wbrew mocnemu postanowieniu, że żadne wyczyny ludzi nikczemnych mnie nie wzruszą, podskoczyło mi ciśnienie po tej prowokacji Ochojskiej na Twitterze:



Myślę, że poniższa wymiana komentarzy na temat tego wpisu wyczerpuje temat prawdopodobnych afiliacji tej baby:



Mnie jednak najbardziej boli ta ohydna manipulacja językiem i znieważanie pamięci ofiar wywózek oraz łapanek z czasów niemieckiej i sowieckiej okupacji, nikczemna próba banalizowania ich cierpienia i śmierci.

Rozumiem, że Ochojska ma jakieś zobowiązania wobec mocodawców i musi się z nich regularnie wywiązywać, stąd te ciągłe prowokacje na twitterze. Mam więc sugestię, żeby jeszcze wzmocniła swój przekaz. Czemu nie "holokaust" albo jeszcze lepiej "'shoah". Cierpienia muzułmańskich, dobrze sytuowanych migrantów są identyczne, a może nawet większe niż Żydów w obozach i z rąk Einsatzgruppen. 

Czekać na granicy parę godzin to tak samo jak zginąć od cyklonu B, ba nawet gorzej, bo przecież dochodzi "freezing cold" typowy dla klimatu Polski pn-wsch, zwłaszcza w maju. Zabrudzić, albo podrzeć, drogą kurteczkę to tak, jak ładować własnymi rękami rodzinę do pociągu jadącego do obozu śmierci (jak zrobił Calek Perechodnik i inni żydowscy policjanci z getta). Kopanie własnego grobu, potem strzał mniej lub bardziej celny i śmierć w trakcie zasypywania ziemią to nic w porównaniu z marszem przez las albo zatrzymaniem przez polską SG i odstawieniem do granicy!

Straszne i śmieszne? Owszem, ale można, zwłaszcza kiedy się jest świętą krową na usługach wpływowych mocodawców.

Jeśli ktoś jeszcze uważał Ochojską za osobę o dobrym serduszku, ale nieco pogubioną, poniższa informacja, opublikowana na portalu Tysol, powinna go ostatecznie wyleczyć ze złudzeń:




Czym jest ukamieniowanie i spalenie wobec zawrócenia podczas nielegalnego przekraczania granicy?Po prostu nie ma o czym rozmawiać!


Tymczasem aktywność  Rosji w sprowadzaniu kolejnych muzułmańskich "męczenników granicznych", milusińskich Ochojskiej, mocno się wzmogła. Atak hybrydowy na Polskę jest skoordynowany z operacją militarną na Ukrainie:


Bardzo mnie niepokoi niefrasobliwość rządu wobec jawnej zdrady ludzi, którzy mają reprezentować interesy państwa polskiego. Chyba nie jesteśmy jeszcze takim mocarstwem, żeby sobie pozwolić na tolerowanie obcej agentury na ważnych stanowiskach? Strategiczni partnerzy nie zrezygnowali ze swojego planu - Niemcy konsekwentnie rozwalają wszelkie byty polityczne mające potencjał zagrożenia ich interesom - vide los Jugosławii i Czechosłowacjii. "Te same szatany" są ciągle czynne i u nas.





poniedziałek, 23 maja 2022

Co robi człowiek, który przytył na wiosnę, czyli o "ruchomej objętości" naszych ciał

Przede wszystkim taki człowiek powinien zapoznać się z wywiadami Yeonmi Park (czy tez Park Yeonmi zgodnie z kolejnościa koreańską). Jest to obrończyni praw człowieka z Korei Pn, z której uciekła w wieku 13 lat. Jej historia przeraża na bardzo wielu poziomach  - tzn. okoliczności życia w komunistycznej ojczyźnie  - ale najgorszy ze wszystkiego, odczłowieczający i znieczulający na wszystko wydaje się nieustanny głód. Nie wiem jakim cudem Yeonmi osiągnęła oszałamiający wzrost 158 cm, skoro większość mężczyzn w jej kraju nie dorasta nawet do 148 cm (powyżej tego progu brani są przymusowo do wojska).

Nie zamierzam streszczać jej opowieści, zainteresowanych odsyłam do wywiadu udzielonego Jordanowi Petersonowi dostępnego na Youtube (https://youtu.be/8yqa-SdJtT4; Tyranny, Slavery and Columbia U | Yeonmi Park | The Jordan B. Peterson Podcast - S4: E26). Niewiele się pomylę twierdząc, ze we wszystkich odbiorcach ten material wzbudza poczucie wdzięczności, za los który przypadł im w udziale i prowadzi do konstatacji, że tak naprawdę nie mieli w życiu poważnych problemów...

Myślę, że dla sporej części ludzkości widmo głodu jest bardzo realne, zwłaszcza teraz, w związku z wojną na Ukrainie. Człowiek, który przytył na wiosnę musiał doświadczyć obfitości pożywienia, którą można interpretować jako znak  bożego błogosławieństwa... Zarówno w dzisiejszej Korei Pn (która ma bardzo podobny do naszego klimat) jak i na ziemiach dawnej Rzeczpospolitej - o Skandynawii nie wspominając - wiosna (przednówek) jest/była najtrudniejszą porą roku jeśli chodzi o żywność. Tradycyjnie najsłabsi w społeczeństwie wtedy właśnie umierają/ umierali. Z tej perspektywy przytycie w tym właśnie okresie może być postrzegane jako cud, znak szczególnej opieki. Nie robię sobie jaj z religii, żeby była jasność, tylko chcę podkreślić, że w naszym regionie  w przeważającej większości żyjemy w krainie obfitości. Co więcej w porównaniu z Koreą Pn PRL też można było zaliczyć do tej kategorii.

Tak naprawdę przytycie jest problemem tylko ze względu na ciuchy i to wyłącznie w przypadku osób, które nie wymieniają co sezon całej swojej garderoby. Jak większość ludzi rozsądnych do tej kategorii się nie zaliczam, więc zmuszona jestem radzić sobie z "ruchomą objętością/wagą". W ciągu roku - miedzy stanem najgrubszym na wiosnę a najszczuplejszym wczesną jesienią - to różnicą jednego rozmiaru (ok 4 cm obwodu).

Nasi przodkowie doświadczali tego samego zjawiska tylko odwrotnie - najszczuplejsi byli po zimie, kiedy kończyły się zapasy, a nic jeszcze nie wyrosło, najgrubsi jesienią kiedy spichlerze były pełne i można było jeść do syta. Ruchoma objętość naszych ciał w cyklu rocznym jest stara jak świat i ludzkość zawsze dobrze sobie z nią radziła wypracowując odpowiednie stroje.

Do cyklu rocznego dochodzą zmiany sylwetki o podłożu hormonalnymi jak np menopauza u kobiet. Tkanka tłuszczowa zaczyna odkładać się na tułowiu powyżej talii, a nie jak do tej pory na biodrach i udach. Ma to oczywiście dobre strony - nie trzeba na wiosnę poszerzać spodni - ale czy rekompensują one estetyczny aspekt zaniku talii to inna rzecz. Tak czy siak, nie jest to nic nowego i znowu patrząc na tradycyjne stroje kobiet minionych epok widać, ze i ten problem był w nich rozwiązany.

Poniżej przedstawiam 3 sposoby na "ruchomą objętość ciała" stosowane przez kobiety  w historii. Moje rysunki stanowią luźną ilustrację idei stojącej za danym strojem, a nie wierne odwzorowanie konkretnych przykładów.

1. Zestaw inspirowany strojami ludowymi naszej części Europy


Szeroka, fałdzista spódnica, biała, luźna, raglanowa bluzka i nieodzowny krótki serdak sznurowany z przodu. Spódnica zniesie każde sezonowe przybranie na wadze, jeśli oczywiście pasek ma regulowaną szerokość, bluzka zapewnia nieograniczoną swobodę ruchów niezależnie od stopnia przytycia, a serdak nadaje całości piękną formę, przy okazji pełniąc funkcję zewnętrznego gorsetu dopasowanego sznurowaniem. W dobie materiałów z domieszką elastyny może być wygodny jak druga skóra.

2. Suknia inspirowana modą antyczną i jej empirową wersją


Miękko układająca się, lekka materia wdzięcznie owiewa kobiecą postać niezależnie od tego czy jest pulchniejsza czy szczuplejsza o rozmiar. Wysoka empirowa talia podtrzymuje biust, krótkie kimonowe rękawki nie krępują ruchów. Cenne źródło inspiracji dla sukienek letnich, także ciążowych

3. Zestaw inspirowany moda średniowieczną


Zewnętrzna suknia lekko dopasowana do figury górą, szeroka dołem, założona na luźną spodnią koszulę z cienkiego płótna. Wdzięczna, kobieca i wygodna. Bez trudu znosi przytycie o rozmiar, lecz w przypadku wysokiej ciąży może być niewystarczająca. Może inspirować sukienki jesienno -zimowe (z wełny na podszewce) oraz letnie (bez spodniej koszuli).

Nie namawiam nikogo do dosłownego zastosowania tych pomysłów, zwłaszcza jeśli chodzi o długość. Chciałam tylko podsunąć źródła inspiracji i przekonać wszystkich przygnębionych "sezonowym przytyciem", że to zjawisko naturalne, a przy odpowiednio dobranej garderobie praktycznie niezauważalne.



sobota, 21 maja 2022

Znowu o wdzięczności

 Byłam dziś na Cmentarzu Grabiszyńskim, który jak zwykle tętni życiem...

Niezwykle przystojna sójka

Wiewióreczka podczas rutynowej wizytacji nagrobków

Po krótkiej modlitwie za zmarłych z rodziny nad grobem ojca odbyłam swój zwykły spacer kontemplacyjny wśród pięknych, wysokich, starych drzew i odlotowego śpiewu ptaków. Najbardziej wybijały się wyrafinowane trele kosów...

Kos (samiczka) wcale się mnie nie boi

Następnie udałam się do parku po drugiej stronie ulicy, który z powodu silnego wiatru był znaczniej bardziej pusty niż można by oczekiwać w sobotę. Znacznie więcej słyszałam mowy ukraińskiej niż polskiej. Nad rzeką Ślęzą czteroosobowa ukraińska rodzina. Wszyscy zachwyceni, zwłaszcza chłopcy. Na moje oko późna podstawówka. Cieszą się wszystkim, zbiegają z wału nad samą wodę, żeby obserwować co się tam kryje po powierzchnią, a jest tego sporo...

Zaloty żabie


Nieuchwytna kurka wodna

Już dawno nie widziałam takich normalnych dzieci, które cieszą się spacerem z rodzicami i zachwycają otoczeniem dla wielu polskich rówieśników banalnym i nudnym (rodzice bawili się równie dobrze i był to naprawdę budujący widok). Być może tak wcale nie jest , być może przypisuję uchodźcom swoje własne uczucia, ale uderza mnie w wielu z nich wdzięczność właśnie. Nie twierdzę, że do nas albo do państwa polskiego, być może raczej do opaczności, losu czy jak go zwał...Bardzo to inspirujące.

Tak często człowiek na skutek niepowodzenia w jakiejś dziedzinie życia, odrzucenia czy innego przykrego doświadczenia, wpada do czarnej dziury i przestaje zauważać całe to bogactwo, którym jesteśmy otoczeni i swoje własne szanse w innych obszarach. Myślę, że jedynie wdzięczność może nas od tego uchować. Mam czasem przebłyski, kiedy widzę to z całkowitą jasnością, a kiedy przychodzi co do czego nie umiem rozstać się ze swoim problemem, nawet w rajskim otoczeniu starych drzew i otwartej przestrzeni nad rzeką...

Nawet gołąb grzywacz lubi popatrzeć na wodę


środa, 11 maja 2022

Kolejny sen o papieżu

Nasłuchałam się wczoraj (przy szyciu) dyskusji o papieżu Franciszku (najnowszy "Ja, katolik" oraz wywiad J.H. Westena z dr E. Mazzą Unpacking Benedict's resignation: What if Francis isn't the pope after all?) i przyśnił mi się kolejny niepokojący sen o papieżu.

Jestem w budynku podobnym do basenu na Teatralnej. Stoję na galerii na drugim lub trzecim piętrze i patrzę w dół, gdzie przemawia papież, który po szyję zanurzony jest w wodzie. Myślę przerażona: "papież zwariował", tymczasem woda wzbiera i papież traci grunt pod nogami. Przez chwilę unosi się na wodzie w swojej białej sutannie, po czym zaczyna tonąć. Zastanawiam się czy nie skoczyć i go nie wyciągnąć, nawet zaczynam gramolić się bez przekonania przez barierkę, ale uświadamiam sobie, że jestem tylko w koszuli nocnej i bez majtek i niechybnie "dam ucieszny światu prospekt". W tym czasie jakaś egzotyczna piękność o azjatyckich rysach, malowniczo owinięta białym płótnem (tak by odsłaniało śniade ramiona) ratuje tonącego papieża. Ogólna ulga i aplauz na galerii. Dalej nie pamiętam...

Jeśli traktować poważnie czysto intuicyjne poznanie, jakie oferują nam obrazy senne, to sytuacja nie wygląda dobrze.

niedziela, 8 maja 2022

O pięknie, które inspiruje i podnosi na duchu

Byłam wczoraj z okazji pierwszej soboty miesiąca u Paulinów na mszy "maryjnej". Niestety odprawiał o. Maksymilian, przeor i skądinąd życzliwy i sensowny człowiek, obarczony jednak tę przykrą przypadłością, że uwielbia swój głos, który przy takich okazjach nabiera kląskających tonów przyprawiających mnie o mdłości. 

O. Maksymilian rozważał - wszystko na to wskazuje - tajemnicę Zmartwychwstania. Cała swoją uwagą poświęcił uczuciom jakich doznawała Maryja, kiedy Jezus się jej ukazał. Ewangelie milczą na ten temat, ale o. Maksymilian się tym nie zrażał i wymownie rekonstruował dialogi, które - jego zdaniem - miały miejsce przy tym hipotetycznym wydarzeniu. Powtarzał przy tym pytanie: Co czuła Maryja? Co czuło serce matki? Wyglądało, że się zawiesił, a byłam już gotowa wybiec z krzykiem i nigdy tam więcej nie wrócić...

Mam alergię na ten rodzaj pobożności. Dlatego przez większość życia chodziłam do dominikanów, którzy - niestety - się zbiesili i serwują wiernym herezję modernistyczną we wszystkich odsłonach i przy każdej okazji. 

Dziś trafiłam nieoczekiwanie do swojej parafii i mimo rozpaczliwego organisty wróciłam podniesiona na duchu. Piękno barokowego wystroju potrafi wiele wynagrodzić... Zamieszczam kilka zdjęć, żeby dać pewne pojęcie o poziomie artystycznym.

Fragment ołtarza głównego z rzeźbami patronów kościoła św. Doroty i Wacława 

Ołtarz główny w całej okazałości, na pierwszym planie piękne barokowe stalle

Św. Jan Chrzciciel u wejścia do prezbiterium (szaty pokryte płatkowym złotem kładzionym na pulment)

Św. Jan Ewangelista trochę nieostry, na pierwszym planie świeżo odrestaurowany ornat z początku XX albo końca XIX w.



wtorek, 3 maja 2022

Sen o papieżu, a szczekanie NATO pod drzwiami Rosji

Miałam bardzo dziwny sen tej nocy. Wieszałam papieża na gwoździu, tak jak się wiesza obraz, tylko nie był to obraz a człowiek - żywy papież Franciszek. We snach takie rzeczy są możliwe. Męczyła mnie świadomość, że ten gwóźdź jest bardzo niepewny - za luźno siedzi w tynku, albo tynk zbyt kruchy - i tylko ja o tym wiem.  Powieszenie papieża na ścianie należało do mnie i jeszcze jednej kobiety. Nie wiem, kto nas do tego wyznaczył.

Papież oczywiście spadł, gdyż gwóźdź wyłamał się z tynku i nie dało się go wbić na nowo, a było to najbardziej reprezentacyjne miejsce na tej ścianie. Pozostały dwa skromniejsze położone niżej, po bokach. Powiesiłam więc papieża Franciszka po lewej stronie (patrząc z mojego punktu widzenia). Był bardzo niezadowolony, mówił coś skrzekliwym, poirytowanym głosem. Czymś nam groził chyba. Wydaje mi się, że chodziło o jakieś fundusze, ale głowy nie dam.

Nie pamiętam co się dalej działo, ale byli tam także inni ludzie, a ja zastanawiałam się jak pewien znajomy zakonnik tłumaczy sobie dziwne zachowania i wypowiedzi papieża. Chyba nawet zaczął mi to wyjaśniać, ale nic nie pamiętam, bo właśnie wtedy obudziłam się...

Po porannej kawie zrobiłam sobie "przegląd złych wiadomości" i na co natrafiłam? Oczywiście na wypowiedź papieża Franciszka - z jego wywiadu dla Corriere della Sera - że może NATO sprowokowało Rosję zbyt długo "szczekając pod jej drzwiami"...

niedziela, 1 maja 2022

Międzynarodowy język dyplomacji

Od kilku dni (a może nawet tygodni) można znaleźć na twitterze taki oto wpis ilustrowany odnośnym nagraniem.


Sytuacja jest taka, że starsza pani widoczna na zdjęciu, Rosjanka mieszkająca w Szwecji, zniszczyła jakieś ukraińskie symbole obecne w przestrzeni publicznej. Samej akcji nie widzimy, tylko leżące na ziemi sponiewierane niebiesko-żółte wstążki czy coś w tym guście. Na pytanie Ukrainki dlaczego to zrobiła odpowiada w dłuższym wywodzie poruszającym kilka tematów:
  1. Zaczyna się od standardowego oskarżenia o faszyzm - Rosjanka powtarza kilkakrotnie "faszysty, faszysty, faszysty", po czym stwierdza, że Ukrainka nie zna własnej historii. To właściwie wszystko w temacie, żadne konkrety uzasadniające taki zarzut nie padają.
  2. Następnie ocenia urodę Ukrainki w tonie niekorzystnym - porównuje ją do małpy - po czym przechodzi płynnie do wyceny jej garderoby. Podaje przypuszczalną cenę spodni, butów i kurtki (o ile dobrze pamiętam). Są to, jak rozumiem, niewielkie koszty jak na szwedzkie warunki.
  3. Dla kontrastu podaje cenę własnego płaszcza, która jest wielokrotnie wyższa.
  4. Na zakończenie stwierdza, że Ukrainki pracują (w Szwecji?) zasadniczo  w dwóch zawodach - jako sprzątaczki lub prostytutki, a sądząc po urodzie rozmówczyni musi ona należeć do pierwszej kategorii.
Abstrahując od politycznego kontekstu tej wymiany zdań, ciary przechodzą mi po plecach, gdyż uświadamiam sobie po raz kolejny, że ludzie tak naprawdę myślą, tylko cienka warstwa kultury na ogół powstrzymuje ich od wypowiadania tego rodzaju poglądów otwartym tekstem.

Elegancka pani, choć sama imigrantka (sadząc po nazwisku wyszła za tambylca), z niewiarygodną pogardą wytyka Ukraince jej relatywne ubóstwo i niepewną sytuację zawodową w obcym kraju, do którego przypuszczalnie trafiła uchodząc przed wojną. Co do urody nic się nie da powiedzieć, gdyż nie widzimy jej twarzy, ale z dużym prawdopodobieństwem dziewczyna jest co najmniej przeciętna, a może nawet całkiem ładna... Dlaczego tak myślę? Bo oskarżenie o brzydotę,  nieświeży zapach czy też brak higieny osobistej, często połączone z uwagami na temat statusu rodziców,  należy do klasyki ataku na dowolną ofiarę w społecznościach pozbawionych aspiracji do jakiejkolwiek kultury jak na przykład dzieci w przedszkolu.

Przeżyłam dzieciństwo i młodość w nadziei, że z tego się wyrasta. Tymczasem nie tylko nasza polityka krajowa i debata publiczna utrzymana jest na takim poziomie, ale ewidentnie jest to międzynarodowy język dyplomacji. Chcemy twoich zasobów, a jesteś zbyt słaby by się obronić, oskarżymy cię o faszyzm, nieestetyczny wygląd i niemiły zapach, a nasi partnerzy handlowi przyznają nam rację, a ich intelektualiści napiszą list potępiający próby obrony napadniętego...