piątek, 14 kwietnia 2023

Dlaczego ofiarami pedofilii padają dorośli?

Przeczytałam wczoraj dwuczęściowy tekst Pauliny Guzik pt Towarzystwo Maciejowe na stronie Więzi. To opowieść o nadużyciach seksualnych o. Macieja Szczęsnego SJ, który działał najpierw w Kłodzku, potem w Czechowicach-Dziedzicach, a potem został zesłany do Zakopanego. Byl wspóltwórcą ruchu Magis, który miał łączyć oazy z duchowością ignacjańską. (Piszę to wszystko z pamięci, bo nie chce mi się sprawdzać). Z tekstu wynika, że o. Maciej pracował z młodzieżą szkół średnich, którą przyciągał do Kościoła, bo był charyzmatycznym duszpasterzem...

Wszystko byłoby bardzo pięknie, gdyby nie fakt, że dopuścił się nadużyć natury seksualnej wobec dwóch dziewcząt 18-letnich i jednej 16-letniej, a w każdym razie o tych osobach tekst wspomina. Nie dowiemy się z lektury, czy jezuita ograniczył się do macania, czy też było to regularne wspołżycie seksualne. Autorka, zapewne że względu na ofiary, nie podaje szczegołów. 

I tu jest problem z takimi tekstami. Czytelnik ma się oburzyć wzruszyć i współczuć, a nie ma pojęcia jak sytuacja rzeczywiście wyglądała. Moim zdaniem między niewłaściwym dotykiem a penetracją jest przepaść, choć oczywiście zakonnik nie powinien pozwalać sobie na żadne dwuznaczne/seksualne gesty wobec podopiecznych.

W tekście nie ma nic o tym, że ktorakolwiek z dziewczat zaszła w ciążę, co mogłoby sie stać w sytuacji regularnego współzycia trwajacego co najmniej rok. Z tego wnoszę, że chodziło o "inne czynności seksualne". Żadna z dziewcząt nie protestowala - tak były przerażone tym co się dzieje - a co dziwniejsze nadal przychodziły na spotkania.

Chyba jestem bardzo złym człowiekiem, bo nie rozumiem jak można jednego dnia doznać szoku z powodu seksualnych awansów duszpasterza, a na drugi dzień przychodzić do miejsca, gdzie prawie napewno się to powtórzy... To jest dokładnie ten sam problem, jaki mam z ofiarami Pawła  Malińskiego, które mialy być gwałcone ileś razy dziennie i nie zrobiły nic, aby tego uniknąć...

Pikanterii sytuacji dodaje fakt, że jezuita jednocześnie darzyl względami co najmniej dwie dziewczyny i co najmniej jednej z nich mówil, że ją kocha...

Ofiary o.Macieja są  nieco młodsze od studentek z wspólnoty Malińskiego, ale mechanizm jest bardzo podobny. Jest gwiazda duszpasterska, ktorej przełożeni zostawiają swobodę działania, bo "przyciąga młodzież". Upojona powodzeniem i calkowicie bezkarna zapomina, kogo ma reprezentować i zaczyna czuć się po prostu samcem alfa w swoim stadzie z wszystkimi tego konsekwencjami, jak niekontrolowany dostęp do wszystkich samiczek...

Owo "przyciąganie młodzieży" jest kluczem do zrozumienia problemu. Jest pewien rodzaj osobowości przywódczej, która pociaga ludzi swoim entuzjazmem, energią, talentem, intelektem czy cokolwiek to jest. Ktoś taki moze byc politykiem, dzialaczem społecznym, wodzem, artystą czy guru, a jego wplyw na ludzi i zachowanie wobec nich będzie identyczne... Nikt z otoczenia nie kwestionuje przywilejów wynikajacych z jego pozycji w stadzie, a kobiety, które wyróżnia swoimi względami, czują się zaszczycone i zazdrosne o siebie nawzajem... Każda chciałaby być tą jedyną, wybraną...

Przełożeni w zakonie powinni mieć świadomość, że ich charyzmatyczny współbrat przyciąga ludzi do siebie, a nie do Kościoła. Jesli liczą, że co najmniej część, coś tam z czasem odnajdzie, to muszą mieć świadomość, że inna część zrazi się na całe życie, a nieuchronne skandale pomogą zohydzić Kościół w oczach społeczeństwa...

Poza tym czy przypadkiem mlodzieżowe/studenckie grupy nie są z zasady źródłem patologii? Może bezpieczniej i pożyteczniej dla młodych byloby być we wspólnocie z ludźmi w różnym wieku? Duszpasterz nie czulby się tak swobodny i bezkarny w ich otoczeniu...

Stawiam tezę, że obecny model duszpasterstwa młodzieży, w którym niedojrzały mlody męzczyzna doznaje zawrotu głowy z powodu grona adorujacych go dziewcząt/chlopców jest żródłem patologii i po prostu musi prowadzić do nadużyć...

Przy okazji warto zauważyć, że ani przypadku Malińskiego, ani o. Macieja, nie można podciągnąc pod pedofilię, o której tyle słyszymy. Mamy do czynienia w dwoma niedojrzałymi narcyzami, którzy nigdy nie powinni znaleźć się w żadnym zakonie, a już napewno nie w pobliżu ludzi młodych i bezkrytycznych. 

Z kolei arcybiskup Paetz to po prostu homoseksualista molestujący młodych mężczyzn w seminarium. Nawet ks. Saduś, którego Karol Wojtyła mial wysłać do Austrii, spowodowal skandal natury homoseksualnej, a sugestia, że chodziło o nieletniego pojawiła się w SB-ckich papierach wiele lat poźniej, dopiero po wyborze metropolity krakowskiego na papieża.

Jedyną publicznie znaną "ofiarą pedofila" jest jak dotąd oszust Lisińki, ktory założyl fundację "Nie lękajcie się kłamać w żywe oczy" zachęcony przez Ekke Overbeeka piewcę Gazpromu i syn znanej poslanki, którym zajmował się aktywista LGBT i terapeuta. (Szczecińskie władze lokalne umożliwiły Krzysztofowi F. niekontrolowany dostęp do mlodzieży w trudnej sytuacji tworząc specjalnie dla niego odpowiedni urząd...)

A może o rzeczywistych pedofilach nie można pisać w Więzi, bo okazałoby się, że są homoseksualistami albo rzadko są księżmi? Bo przecież, gdyby można bylo pani Paulina zapewne opisalaby takie przypadki równie dogłębnie...





czwartek, 13 kwietnia 2023

Jeszcze o Terlikowskim i o. Wenantym Katarzyńcu

Wspomniałam w ostatnim wpisie wywiad z Terlikowskim przeprowadzony przez niejakiego Patrycjusza Wyżgę (nie znam człowieka). W pewnym momencie dziennikarz zapytał swego gościa czy modli się do Jana Pawła II, a ten na to, że zawsze modlimy sie do Boga, świętych prosimy jedynie o wstawiennictwo. Uczyniwszy to zastrzeżenie stwierdził z pewnym zażenowaniem, że on nie korzysta z pośrednictwa świętych, choć ma swoich ulubionych, jak Maksymilian Kolbe.

Tymczasem pamiętam całkiem wyraźnie, że napisał książkę o o.Wenantym Katarzyńcu, gdyż jego wstawiennictwo zapewniło mu wygraną w procesie z Nowicką (chyba). Co więcej czytałam tę książkę i na jej podstawie napisałam krótkie opowiadanie na konkurs literacki poświęcony temu słudze Bożemu, bo mi pomógł wywinąć się od wysokich kar za zerwanie umowy z nieuczciwym dostawcą energii...

Sprawa o.Wenantego Katarzyńca  (autor: Wilhelmina)

Religijna TV - stacja znana z otwartości – prezentuje w programie Nowe książki publikację Tomasza Terlikowskiego pt. Wenanty Katarzyniec. W studio stały skład gości: pani psycholog czy też pedagog, o. Mogiła OP - dyżurny dominikanin medialny oraz niewyraźny jegomość określający się jako świecki teolog, wyglądający na byłego księdza.

- Muszę przyznać, że jestem w nie lada kłopocie…– zaczyna dominikanin – gdyż bohater najnowszej książki p. Terlikowskiego jest postacią jakby z innej epoki i właściwie trudno zrozumieć, co skłoniło autora do zajęcia się takim tematem…

- Sam to wyjaśnia we wstępie– wtrąca pani psycholog. – P. Terlikowski wierzy, że wygrał proces dzięki wstawiennictwu swojego bohatera – mówi z przekąsem.

O. Mogiła wyraźnie zażenowany wznosi oczy ku niebu – Jakiekolwiek byłyby intencje autora, nie wydaje mi się, żeby duchowość o. Wenantego, jakże przedsoborowa, mogła być wzorem dla kogokolwiek w naszych czasach…- zawiesza głos jednocześnie kierując wzrok na niewyraźnego jegomościa.

- No cóż – podejmuje ten bez namysłu –O. Wenanty jest dzieckiem swojej epoki i klasy społecznej. Dla urodzonego w rodzinie małorolnego chłopa przesiąkniętej ludową pobożnością, inteligentnego chłopca jedyną ucieczką od biedy mogło być kapłaństwo…

- Kształcił się wprawdzie na nauczyciela, ale wyraźnie nie widział się w tym zawodzie jako skrajny introwertyk, nieasertywny zresztą…- pani psycholog poprawia się w fotelu. – To, co uchodziło za życie modlitwy, mogło być w istocie ucieczką od rzeczywistości właściwą dla jednostek bardziej wrażliwych, mniej przystosowanych - niewiasta wyraźnie się rozkręca. - Dla takich ludzi życie bywa przerażające, ich decyzje podyktowane są lękiem… Lękiem przed relacjami z płcią przeciwną, przed seksem…- kiwa głową w zadumie - Można to nazwać unikaniem pokusy lub grzechu…

- Sam ojciec Wenanty doradzał wprawdzie swoim podopiecznym nowicjuszom unikanie rozmów z kobietami poza konfesjonałem – niewyraźny mówi z naciskiem, zirytowany, że mu przerwano - ale trudno posądzać o oderwanie od rzeczywistości kogoś, kto od maleńkości pasał zwierzęta gospodarskie wraz z innymi dziećmi ze wsi bez żadnego nadzoru ze strony dorosłych. Niejednego mógł się dowiedzieć o naturze ludzkiej…

-Taaak - teraz dominikanin kiwa smutno głową –To, co mnie osobiście najbardziej przygnębia w życiu naszego bohatera to ciągła praca ponad siły, bieda i odpychający przełożeni, surowi i niesprawiedliwi. No i jeszcze, muszę to powiedzieć, ten ciągły lęk przed potępieniem wiecznym. Wygląda na to, że o. Wenanty postrzegał Boga na podobieństwo swoich przełożonych… Tymczasem dobra nowina jest taka, ze wszyscy zostaniemy zbawieni…Tak właśnie wynika z logiki Ewangelii!

- Gwoli ścisłości, w tradycji katolickiej istnieje silne przekonanie, że nie ma zbawienia poza Kościołem, a nawet nie wszyscy jego członkowie go dostąpią. Tak, niestety, nauczano przez wieki i nawet św. Dominik założył zakon kaznodziejski, żeby uchronić dusze albigensów od ognia piekielnego…- tu niewyraźny jegomość uśmiecha się chytrze.

- Tak wtedy wierzono…- o. Mogiła rozkłada bezradnie ręce. – Swoją drogą ten epizod wojenny, kiedy to ojciec Wenanty odwodzi mieszkańców wsi od ucieczki do lasu przed armią rosyjską i żołnierze nie tylko powstrzymują się od rozboju i gwałtów, ale gromadnie przystępują do spowiedzi, jest jak żywcem wyjęty z żywota bł. Czesława. Tam też Tatarzy nie tylko nie niszczą Wrocławia, ale się masowo nawracają…

- Ja jednak chciałabym wrócić do wpływu tego rodzaju formacji na osobowość. – wcina się pani psycholog - O. Wenanty, kiedy sam zostaje mistrzem nowicjatu, wprowadza doprawdy drakońską dyscyplinę. Proszę sobie wyobrazić coś takiego jak rezygnacja ze śniadania jako kara za spóźnienie na modlitwy…- szczere przerażenie maluje się na twarzy kobiety. - Albo ta historia z kapeluszami…

- Tak rozumiano ubóstwo i posłuszeństwo – gasi ją świecki teolog.

- No dobrze, ale wymogi higieny!- pani psycholog nie daje za wygraną - Jak można nakazać grupie młodych mężczyzn zamienianie się na używane części garderoby? A przy okazji zastanawia mnie, jak o. Wenanty już z wykrytą gruźlicą mógł spowiadać!

- Niestety czas nam się kończy, a chciałbym jeszcze wprowadzić wątek przyjaźni z o. Maksymilianem Kolbe i poparciem dla jego działalności medialnej…- mówi dominikanin.

- Nie negując świętości o. Kolbe, trzeba jasno powiedzieć, że jego międzywojenna publicystyka uderza w tony antysemickie…- świecki teolog zawiesza głos.

W studio zapada kłopotliwa cisza. W końcu o. Mogiła pyta – Poleciliby państwo książkę p. Terlikowskiego Wenanty Katarzyniec naszym widzom?

- Jako studium przypadku – stwierdza pani psycholog – ale radziłabym podejść z dużym dystansem. Nie polecam młodym dziewczętom modlitwy za wstawiennictwem o. Wenantego zamiast wizyty u lekarza, to na pewno!

- Jest niewątpliwie cenna jako źródło wiedzy o mentalności ludzi pewnej epoki… - zaczyna niewyraźny, ale niestety w tym momencie program się kończy.

A jednak o Wenanty działa po swojej śmierci – myślę przekornie – Czy anulowanie kar umownych za wypowiedzenie umowy z nieuczciwym dostawcą prądu i gazu tylko przypadkiem zbiegło się w czasie z odmówioną nowenną w tej intencji? Nie sądzę!


Kalwaria Pacławska, gdzie o. Wenanty Katarzyniec jest pochowany


środa, 12 kwietnia 2023

Jeszcze o Mogielskim, ślepych i głuchych przełożonych oraz dziwnej krucjacie Terlikowskiego

Wysłuchalam takiej oto rozmowy na YouTube: Ojciec Marcin Mogielski odchodzi z Kościoła. Walczył z pedofilią. Ksiądz komentuje na kanale Wirtualnej Polski, a komentujacym księdzem byl ks. prof. Andrzej Kobyliński.

W ktorymś momencie, w reakcji na zacytowanego tweeta Mogielskiego o byciu w domu w kościele luterańskim, ks. Kobyliński przyznał, że dominikanin już od dawna był protestantem w swoich przekonaniach. I tu jest skandal, na który jakoś nikt nie zwrócił uwagi. 

Za czasów Malińskiego, ani przeor Konopka, ani współbracia nie wiedzieli, że ich brat chędoży panienki ze swojej wspólnoty i okłada jakichś nieszczęśników skórzanym pasem. Bardzo trudno w to uwierzyć, ale powiedzmy, że nie robił tego na ich oczach...

Natomiast w momencie kiedy zakonnik w czasie mszy w kościele głosi poglądy jawnie protestanckie i nie do pogodzenia z nauką katolicką i robi to regularnie, a przelożony nie reaguje, to jest to po prostu sabotaż.

Przeor widocznie podziela poglądy współbrata - protestanta, albo po prostu ma głęboko w pompie, co jego podwładni opowiadają ludziom. To samo dotyczy pozostałych wrocławskich dominikanów. Należałoby więc całe to towarzystwo rozgonić na cztery wiatry i sprowadzić jakichś wierzących zakonników. Jeżeli w zakonie kaznodziejskim już takich nie ma, to należy go rozwiązać, a kościół św. Wojciecha przekazać komuś innemu...


Następnie obejrzałam wywiad z Terlikowskim Zrobiliśmy z Jana Pawła II wielką kremówkę. To najgorsze co mogło go spotkać - didaskalia #5. Wszyscy już go dawno odsądzili od czci i wiary, a ja czegoś wierzyłam w jego dobre intencje. Niestety po tej rozmowie doszłam do wniosku, że albo to kompletny kretyn albo wyrafinowany oszust.

W zajawce informacja, że w każdej klasie szkolnej dwoje dzieci było skrzywdzonych. W wywiadzie istotne uzupelnienie - 80%  przypadków ucierpiało z rąk domowników, krewnych, przyjaciól rodziny i wychowawców, 20 % od ludzi Kościoła. Po czym dowiadujemy sie dodatkowo, że do kategorii skrzywdzonych zaliczają się tacy, którzy byli wyśmiewani w dzieciństwie!!!

Ile znacie ludzi, którzy nie byli wyśmiewani, atakowani i obrzucani wyzwiskami w dzieciństwie?!!! Ja nie znam nikogo takiego!!! Do tak rozumianych skrzywdzonych zalicza się 100% społeczeństwa!!!

A Terlikowski uznał, że w związku z tym, że ludzie się nawzajem krzywdzą i nie oszczędzają nawet swoich dzieci, przyłączy się do operacji obcych służb mającej na celu rozwalenie wspólnoty....

I jeszcze opowiada, jak po reportażu Gutowskiego w TVN ludzie sie z nim skontaktowali, tylko okazuje się, że ci ludzie byli molestowani w domu...

Trudno mi uwierzyć, że Terlikowski nie rozumie, że jego gadka o "skrzywdzonych" jest kojarzona wyłącznie z ofiarami nadużyć seksualnych w Kościele, a on sam jest użyty do jego zohydzania jako użyteczny idiota...

Mam zresztą wrażenie, że ewolucja jego poglądów idzie w takim kierunku, że niebawem dołączy do Mogielskiego wraz ze swoją liczną rodziną.

wtorek, 11 kwietnia 2023

Nieznośna względność oceny skandali seksualnych

Znalezione na twitterze (salon 24) - Dalajlama istruuje chłopca, żeby ssał jego język:


Warto zwrócić uwagę, że to jakaś oficjalna okazja - jest glośnik na pierwszym planie i fotografia prasowa, ergo nikt z obecnych nie uznał zachowania Dalajlamy za coś zdrożnego.

Na ile oceniać wiek chłopca? A samego Dalajlamy?
Jakby nie liczyć to nie młodzieniec z duszpasterstwa akademickiego, ani kleryk z seminarium.

Obstawiam, że media lewicowo -liberalne wytłumaczą to różnicami kulturowymi, jeśli w ogóle podejmą temat.

Tybetańscy mnisi - w tym tak zwani "wysoko zrealizowani mistrzowie" - na wystepach w Europie i USA spowodowali mnóstwo skandali seksualnych, o których pies z kulawą nogą nie słyszał. Ciekawa jestem dlaczego?

No cóż, były ojcze Marcinie Mogielski, obawiam się, że zmiana wyznania nie uchroni cię przed kontaktem ze złem. Nie mam na myśli nieprzyjemności czy zlośliwości, tylko zło zło.
Zresztą zawsze pouczałeś wiernych, że wszyscy zostaną zbawieni, choćby nawet tego nie chcieli. Nie ma więc różnicy kogo chędożą, macają lub liżą, czyż nie?

W twoim niebie ks. Dymer i jego podopieczni będą sie cieszyć swoim towarzystwem podobnie jak były o. Maliński i jego groupies? Czyż to nie rozkoszna wizja?

Wszyscy będą zbawieni, jeśli mają wiarę, nawet jeśli będą się
pławić sie w grzechach ciężkich 24 h na dobę, jak twierdził Luter, twoj nowy mistrz, czyż nie? 

A co jesli w swoim nowym kościele zetkniesz się z czymś podobnym? Do czego się odwołasz? A co jeśli teraz media lewicowo-liberalne nie będą zainteresowane tematem? Do kogo pójdziesz?

P.S.


Jakie to bylo łatwe do przewidzenia!!!



niedziela, 9 kwietnia 2023

Marcin Mogielski wreszcie się zdecydował

Na stronie dominikańskiej taki oto tekst:
Ze smutkiem informujemy, że nasz br. Marcin Mogielski w minionym tygodniu opuścił wrocławski klasztor. Szanujemy jego osobistą i poważna decyzję. Niezależnie od jego losów i kolejnych kroków na zawsze pozostanie naszym bratem. Modlimy się za niego i prosimy Was o modlitwę.
O sprawie dowiedziałam się z komentarza czytelnika pod poprzednim wpisem. I co? - ktoś zapyta. I nic - odpowiem. Po pierwsze nie szokuje mnie to wcale. Gdzieś na tym blogu są streszczone co najmniej dwa jego kazania (Św. Dominik przewraca sie w grobie z 9.06.2021 i O zepsutej niedzieli, czyli dominikanie przechodza na ciemną stronę mocy z 6.05.2018) i własciwie bylo dla mnie dziwne dlaczego ten niewierzący czlowiek udaje księdza katolickiego. Myślę, że dobrze sie stało, że postanowił zakończyć tę maskaradę, bo nie będzie wprowadzał ludzi w błąd.

Ktoś może sie oburzyć, że tak sie wyrażam o zakonniku, który przyczynil się do zdemaskowania Malińskiego, a wcześniej oskarżał ks. Dymera. Powiem tak: nawet jeśli jego zarzuty wobec ks. Dymera i o.Malińskiego były w 100% prawdziwe, a intencje krystalicznie czyste, to jak teraz wygląda ta sprawa po jego odejściu? Ta jedna decyzja pozbawila ją wszelkiej wiarygodności, niestety...

Bracia dominikanie pogrążeni w smutku, a może powinni pogrążyć się w refleksji kogo promują i czynią swoją twarzą...

Pisałam poprzednio o rekolekcjach głoszonych przez młodego paulina, o. Piotra. Były naprawdę dobre i skłaniajace do refleksji. Kościół Bożego Ciała przy Świdnickiej jest równie pojemny jak kościół Św. Wojciech na pl. Dominikańskim i równie dobrze położony. Wypelniony był może w połowie, albo nawet nie... Dlaczego? Bo młody zakonnik nie jest obiektem kultu jednostek "przyciągajacych młodzież do Kościoła" praktykowanego od dekad w zakonie kaznodziejskim.

Tylko to nie jest przyciąganie "do Kościoła" tylko dominkańskiego kółka wzajemnej adoracji. "Przyciągnięci " podlegają ścisłej selekcji według kryteriów, których nie znam, ale się domyślam... Nie będę o swoich domysłach pisać w pierwszy dzień świąt.

P.S.
Tomasz Terlikowski na Onecie wysmażył laurkę dla Mogielskiego, zasłużonego w ujawnianiu skandali seksualnych,  w stylu "Dzielny wojowniku, rozumiem twoją decyzję!"

Troska o skrzywdzonych piękną rzeczą jest, ale red. Terlikowski nie słyszał kazań Mogielskiego, które ja słyszałam. To nie była katolicka nauka. Zresztą sam Mogielski wyznał na twitterze, że w kościele luterańskim czuje sie nareszcie w domu...

Dlaczego czuje sie w domu? Czy są tam same anioły i nie ma skrzywdzonych? Moja odpowiedź brzmi: bo nie musi udawać, że w coś wierzy. Myślę, że luteranizm to tylko etap przejściowy na drodze do stania sie świeckim aktywistą - agnostykiem albo zgoła ateistą.

Terlikowski twierdzi ostatnio, że skrzywdzeni są wszędzie, więc kilka osób jak Łukasz Warzecha czy o.Dariusz Kowalczyk SJ odpowiedziało mu, że nie znają nikogo takiego...O. Kowalczyk został ministrantem w wieku 5 lat, przeszedł przez jezuickie seminarium, ileś dekad życia w zakonie, był prowincjałem, a obecnie wyklada w Rzymie. Czy kłamie?

Nie sądzę. Myślę, że seksualni drapieżcy molestują tylko osoby, u których widzą jakiś odzew na swoje awanse. Jakiś subtelny sygnał, być moze wysyłany nieświadomie...Tu przypomnam sobie mężczyzn, którzy usilowali mnie uwieść, ale wobec zupelnego niezrozumienia  z mojej strony, o co im chodzi, nie byli w stanie... 

Wydaje mi się możliwe, że jeśli ktoś, jako dziecko, doświadczał bliskości wyłącznie podczas czynności seksualnych ze strony rodzica/opiekuna, to może podświadomie taki sygnał wysyłać i reagować na dotyk w sposób, który go predestynuje do roli ofiary... Jest więc możliwe, że większość osób nigdy się z takim problemem nie zetknęła i go nie rozumie.

Ponadto niepokoi mnie przypadek Lisińskiego - oszusta wylansowanego przez szemranego Holendra Ekke Overbeeka -  i jak cyrk obwoźny prezentowanego we wszystkich "odważnych" materiałach medialnyh, a na koniec zawiezionego przez wdowę Diduszko i poslankę Szajbus-Wielgi do Watykanu. Jeśli więc skrzywdzeni są wszędzie, to dlaczego lansować oszusta? Dlaczego to oszust zakłada fundację? Przecież powinno być tysiące osób lepiej nadających się do takiego celu.

Dlaczego obcy agent wpływu, wynajęty do rozwalania wspólnoty i wszystkiego, co ją spaja, kreuje oszusta na męczennika? Przecież to musi wyjść na jaw? Nasuwa się prosta odpowiedź - nie znalazł nikogo innego!




czwartek, 6 kwietnia 2023

O nieoczekiwanych rekolekcjach o. Piotra OSPPE

Wielki Czwartek wieczorem, a ja zamiast w kościele siedzę w domu, gdyż zmogło mnie zapalenie zatok, czyli "moja choroba". Nie tak miało być! Ale skoro już tak siedzę, to napiszę o niespodziewanych rekolekcjach w kościele Bożego Ciała.

Rekolekcje głosił ojciec Piotr (nie pamietam nazwiska) OSPPE, znaczy paulin. To nawiedzony, ascetyczny młodzieniec pozbawiony kokieterii, jak mi sie wydaje. Pojawil się na mszy niedzielnej i zaprezentował zajawkę. Nawiązując do wskrzeszenia Łazarza zapewnił nas, że Pan Jezus przychodzi, aby nas wszystkich powyciągać z grobów, czymkolwiek one są, a może raczej wskrzesić, co pochowaliśmy lub co w nas umarło. Nawet jeśli modlimy się o coś wiele miesięcy albo wiele lat  i nic, to teraz.... nie pamiętam co. Cokolwiek to było, zaciekawiło mnie. Nawet w nocy nie spałam myśląc co właściwie Pan Jezus chce we mnie wskrzesić i czy ja aby tego chce. Faktem jest, że będąc umarlym nie czuje się bólu, nie ma się męczacych pragnień, których nie da sie zaspokoić, ani tęsknot za tym czego nie ma lub jest gdzie indziej...

Czy ja naprawdę chce znowu tak męczyć jak wtedy, kiedy bylam żywa (znaczy młoda i pelna nadziei)? Musialam sobie uczciwie odpowiedzieć w moim czarnym serduszku, że nie! No chyba, że w tym zmartwychwstaniu chodzi o metamorfozę podobną do motyla... Może owo młode ja, pełne nadziei to stadium larwalne czlowieka, które po prostu MUSI obumrzeć, przeksztalcić się w poczwarkę... W kokonie poczwarki wszystko ulega całkowitej desintegracji i powstaje coś zupelnie innego, po czym nowa, dojrzała postać może rozwinąć skrzydła! Taka wizja mogłaby być pociągajaca, ale nie wiem czy o to chodziło o. Piotrowi OSPPE.

Poszłam więc w mroźny poniedziałkowy wieczór po kolejną porcję nauk, a tu zaskok! O tym, czym moglobybyć to zapowiedziane zmartwychwstanie ani słowa! Natomiast pojawił się temat szczęścia. Szczęście wszyscy dostaliśmy dokładnie w takim życiu jakie mamy... Skąd więc frustracja, niezadowolenie itp? Ano wyjaśnil to Ewagriusz z Pontu, ojciec pustyni. Otóż przychodzi demon smutku i mówi nam, że nie jesteśmy szczęśliwi, a bylibyśmy dopiero, gdyby... Gdyby są różne w zależności od osoby, ale zasada jest ta sama.

Czuję intuicyjnie, że to prawda, jednak nie mogę uwolnić sie od kilku zastrzeżeń. Po pierwsze rolę demona smutku pełnią w naszym życiu inni ludzie, których słowa i zachowanie zabija nasze wrodzone, dane nam od Boga, szczęście...

Pamiętam powieść anglielskiej autorki, ktorej nazwiska (ani tytułu jej dzieła) nie pomnę, o dziewczynce doskonale szczęśliwej mimo nieszczególnych okoliczności życia, której sielanka kończy sie wraz z przyjazdem kuzynki z miasta. Kuzynka jest śliczna, dobrze ubrana,wredna, kłamliwa, pospolita i pozbawiona wyobraźni... Bohaterka dowiaduje się o sobie, że jest nieładna, krępa i źle ubrana, a jej niezwykła wyobraźnia i inteligencja są czymś śmiesznym albo wrecz kompromitującym podobnie jak jej prostolinijność...

Wiele lat upłynie zanim bohaterka przezwycięży skutki spotkania z kuzynką, powróci do stanu szczęścia w zmienionych okolicznościach i opisze tę historię z pozycji dojrzałej, spełnionej kobiety...

To także jest prawda, którą potwierdza moje doświadczenie. Bylibyśmy szczęsliwi, gdyby nie inni ludzie!!! Demon smutku włazi do naszego życia przez nich... Jest jeszcze gorzej - nauki, ktore slyszymy w kościele także otwieraja dostęp demonowi smutku... Dlaczego młode kobiety są tak głęboko nieszczęśliwe, kiedy nie znajdują odpowiedniego mężczyzny? Czy chodzi tylko o milość, za którą tęsknią? Z pewnością nie! A w każdym razie nie tylko...

Zastanawiam sie czy w ogóle myślałyby o tym, gdyby nie demon smutku ustami księdza pouczal je z ambony jakie powinny mieć powołanie, podczas gdy Pan Bóg działajacy w ich życiu ma ewidentnie inne zdanie na ten temat. Przecież, gdyby nie zewnętrzny nacisk paskudne traktowanie ze strony innych ludzi, w tym rodziny i przedstawicieli Kościoła, te kobiety byłyby DOSKONALE SZCZĘŚLIWE!!!

Więc jak ojcze Piotrze, młody asceto, jeśli jakaś osoba nie znajduje męża, żony, pracy, czy czegokolwiek innego z rzeczy uznanych za istotne to znaczy, że tak ma być, a chęć zmiany jest dziełem demona smutku? Nauki Ewagriusza z Pontu przeznaczone byly dla eremitów...

Czy zwolnieni jestesmy tym samym z poszukiwania? A jeśli to nie demon smutku, tylko zdrowa cześć nas chce wyrwać się z chorego układu albo znaleźć swoje miejsce? To pytanie może zwieść na manowce... Znam ileś historii ludzi, w tym swoją własną, kiedy ktoś chcąc poprawić swoją sytuację, systematycznie i nieodwracalnie ją pogarszał... I dopiero po tym można poznać działanie demona smutku czy jak go zwał...

Poruszona do głębi wybrałam sie w mroźny wtorkowy wieczór po kolejną porcję nauk i dowiedziałam się, że wlasnie owo niezadowolenie z życia takiego, jakie mamy jest początkiem każdego grzechu... Co gorsza karmiąc się tym, co proponuje świat nie jesteśmy zdolni do zycia duchowego. Na mszy czy adoracji sprawy dnia codziennego i wszystko to, czym sie karmimy stoi między nami a Bogiem jak niewidzialny mur...

Wracajac do domu widziałam tzw paradę planet na marcowym niebie nad Wrocławiem. W środę bylo o remedium na demona smutku i grzech, ale z żalem stwierdzam, że zupełnie nie pamiętam co to miałoby być... Widocznie mnie nie przekonało. Zapewne chodzilo o swiadomą decyzję, żeby nie iść w to, o czym wiemy, że jest pokusą... Może nie uważałam, gdyż w pracy dowiedzialam się o przeniesieniu do innego zadania i byłam tym zaniepokojona na wielu poziomach... W czwartek dopadla mnie migrena trzydniówka i zwolnilam tempo w pracy, gdyż miałam poczucie, że jestem karana za wydajność. W sobotę i niedziele palmową moje zatoki oraz sąsiedzi z góry dostali pierdolca, więc w poniedziałek musiałam iść do lekarza. Wracając trafilam do spowiedzi do wyżej wymienionego o. Piotra i bardzo sie rozczarowałam. Mam oczywiście na myśli element ludzki, bo sakrament to sakrament. 

Tak czy siak rekolekcje były na tyle dobre, że bylam na całych, co nie zdarzylo mi się od wielu, wielu lat...