środa, 11 lutego 2015

O czekaniu i niecierpliwym dawcy

Często słyszy się przy różnych okazjach, że na pewne zdarzenia czy osoby w życiu trzeba poczekać. Intuicyjnie nie ufam takim stwierdzeniom, gdyż w ten sposób zawsze byłam oszukiwana w dzieciństwie. Gdy moi rodzice nie chcieli na coś mi pozwolić, zamiast wyartykułować to jasno i bez ogródek, twierdzili obłudnie, że jest niewłaściwy moment, licząc, że zapomnę i po sprawie. Nigdy nie zapominałam.

Nie neguję cnoty cierpliwości, która potrzebna jest żeby się czegoś dobrze nauczyć, dojść do biegłości, ale wtedy widzi się postęp, nawet jeśli jest bardzo wolny.

Kiedy słyszę o Bogu, że każe nam na coś czekać całe życie, to po prostu nie wierzę. Każdy ma doświadczenie bycia dawcą, niecierpliwego oczekiwania na moment wręczenia prezentu i ciekawości reakcji obdarowanego. Moja intuicja mówi mi, że Bóg także jest takim niecierpliwym dawcą i obdarowuje nas istotnymi dla nas dobrami bardzo wcześnie w naszym życiu, nie każąc nam na nic czekać. Problem w tym, że to my nie jesteśmy w stanie rozpoznać i należycie ocenić tych darów.

Tak było ze mną i moją pierwsza pracą w zbiorach graficznych pewnej bardzo szacownej biblioteki naukowej. Świeżo po studiach wyobrażałam sobie, że Bóg wie co mnie w życiu czeka i ta skromna, ale stabilna posada nie oferuje należytych perspektyw. Teraz kiedy wiem na co w życiu mogę liczyć, jestem pewna, że było to dobre miejsce i żałuje, że je odrzuciłam tak lekkomyślnie.

Na początku lat 90-tych, kiedy nagle pojawiło się mnóstwo poradników jak zmienić swoje myślenie, a z nim życie i najdziwniejszych warsztatów dla naiwnych na mniej więcej ten sam temat, różne barany, a wśród nich i ja, karmiły się tym chłamem bezkrytycznie.

Znam mnóstwo przypadków osób, które zrezygnowały z pracy, która ich zdaniem nie była dość dobra, a każda następna (o ile udało im się jakąś znaleźć) okazywała o wiele gorsza od poprzedniej.
Nie widziałam, żeby to zjawisko było opisana w literaturze przedmiotu. Czytałam owszem o spektakularnych nawróceniach ludzi, którzy bardzo głęboko zabrnęli w grzech i z pomocą Bożą udało im się z tego wyrwać i zacząć nowe życie. Zawsze mnie zastanawia dlaczego dla tych, którzy popełnili błąd nie ma analogicznego happy endu. Może błąd to gorzej niż grzech jak chcą niektórzy?

Tak więc należałoby się bardzo uważnie przyglądać, osobom i okolicznościom, które są nam dane na początku naszej drogi - pierwszej pracy, ludziom spotkanym w wieku lat nastu lub dwudziestu, gdyż istnieje naprawdę duża szansa, że to są właściwe osoby i okoliczności.

Ktoś mógłby mi zarzucić, że sieję defetyzm i nie dodaje otuchy tym, którzy tego w swoim czasie nie zrobili i miałby rację. Chciałabym wierzyć, że nawet z naszych błędów Bóg może wyprowadzić większe dobro...






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz