poniedziałek, 20 września 2021

Na marginesie Traditionis Custodes i raportu komisji Terlikowskiego

Wysłuchałam dziś komentarza o. Remigiusza Recława SJ o tradycjonalistach (Tradycjonaliści - o co tu chodzi? - wyjaśnia o. Remigiusz Recław SJ) przy okazji motu propriu papieża Franciszka Traditionis Custodes. To już drugi komentarz na ten temat (po wczorajszym o. Szustaka) pochodzący od osób nastawionych do mszy trydenckiej i jej zwolenników - delikatnie mówiąc - krytycznie.

Od razu się zastrzegam - nie chodzę na mszę trydencką. Z poważnymi zarzutami pod adresem niektórych ojców soborowych na Vaticanum Secumdum i krytyką tzw. Novus Ordo zapoznałam się stosunkowo niedawno. Nie wpłynęło to na zmianę rytu mszy. Porzuciłam wprawdzie dominikanów, gdyż moim zdaniem skompromitowali się podczas pandemii (zanim sprawa o. Pawła M. wypłynęła w całym fascynującym bogactwie szczegółów), ale nadal uczestniczę w  mszach Novus Ordo odwiedzając różne kościoły w mojej okolicy.

Bardzo smutne wydaje mi się, że inernetowi kaznodzieje typu o. Szustaka czy o. Recława nie mają praktycznie żadnych argumentów na pognębienie tradycjonalistów poza ogólnikami typu:
  • nie idą z duchem czasu (identyfikowanym przez o. Szustaka z Duchem Św., moim zdaniem bezpodstawnie)
  • są "uczonymi w prawie" na podobieństwo faryzeuszy, legalistami, którzy przywiązują nadmierną wagę do nieistotnych szczegółów (o. Recław)
  • "wiedzą  lepiej" i "tylko oni mają rację" stad ich niechęć do ekumenizmu (o. Recław)
  • na skutek nadmiernej koncentracji na prawie nie są w stanie pojąć Boga, który jest miłością (o. Recław) 

Tym ogólnikom towarzyszyło przewracanie oczami i uciekanie wzrokiem (o. Szustak) oraz wymachiwanie rękami i prezentowanie inernetowych stron tradycjonalistów podszywających się pod katolików jak np. P. Ch. 24 (o. Recław) .

Kiedy porównamy ten rodzaj podejścia do tematu, z argumentami (za mszą trydencką, przeciw decyzjom soboru) prezentowanymi np. przez Pawła Lisickiego czy prof. Jacka Bartyzela, mamy intelektualną przepaść. Przede wszystkim możemy się dowiedzieć o faktach tzn.:

  • jak mała grupa progresistów z krajów północnej Europy za pomocą sztuczek proceduralnych dokonała czegoś w rodzaju zamachu stanu na soborze
  • jak odrzucono przygotowane przez kongregację nauki wiary schematy
  • jak celowo niejednoznacznie formułowano dokumenty soborowe, aby je potem móc dowolnie interpretować
  • jak kilkuosobowa komisja wymyśliła nową liturgię praktycznie z powietrza, kilka lat po soborze i niezgodnie z jego wytycznymi
  • jaki wpływ na dalsze losy Kościoła miały przyjęte dokumenty
Nie wydaje mi się dziwne, że wielu innych ludzi zna te fakty i potrafi wyciągać wnioski. Może właśnie dlatego ani sam papież Franciszek, ani popierający go duchowni nie zamierzają rozprawiać się z tradycjonalistami w drodze dyskusji. Nie mają bowiem żadnych argumentów. Pozostaje im jedynie przedstawienie ich jako sztywnych neopelagianistów, których bezwzględnie wyłącza się z "dialogu", do którego zaproszeni są wszyscy ochrzczeni. "Ja kasuje wszystkie komentarze tradycjonalistów" - powiedział o. Szustak z niesmakiem, jaki wzbudziła w nim sama myśl o tych obmierzłych istotach.

Powiedziałam już, że zwolennicy mszy trydenckiej to nie moja bajka, ale otwarcie głoszone herezje, rozmywanie nauki Kościoła, zastępowanie jej infantylnymi bredniami i polityczną poprawnością to zupełnie inna historia. 

Nikt mi nie powie, że knowania mafii Sankt Gallen odbywały się pod natchnieniem Ducha Św., albo że upodobał on sobie kardynała Martiniego i jego duchowych spadkobierców pragnących nadrobić owe 200 lat zapóźnienia (jakie Kościół ma) w stosunku do rewolucji francuskiej.

Nie ma nic bardziej wchrzaniającego u dorosłych ludzi niż infantylizm, i niebezpiecznego zarazem - vide casus o. Pawła M. Sposobem mówienia i epatowania słuchaczy swoimi emocjami nieco przypominał Szymona Hołownię. Na sam wygląd nie sposób było traktować go poważnie, dlatego z trudem przyszło mi uwierzyć w koszmarne zarzuty - jak gwałt i przemoc fizyczna - które na nim ciążą. Po przeczytaniu obszernych fragmentów raportu komisji Terlikowskiego moje nastawienie uległo pewnej zmianie.

Bywałam na tych mszach o uzdrowienie, przed którymi celebrans gwałcił jedną z wyznawczyń w zakrystii lub kaplicy św. Józefa i kazał jej całować "swojego dzidziusia" (sic). "Duch Św." tak go natchnął, żeby było więcej uzdrowień! Potem ta sponiewierana niunia robiła za prorokinię, ogłaszając zachęcana przez swojego guru, kogo Pan Jezus uzdrawia i z czego... Ohyda i brak słów.

Pamiętam owo wielkie dzieło - świetlicę środowiskową przy ulicy Nowej - to jak rozumiem miało być miejsce w którym członkowie Wspólnoty św. Dominika mieli razem mieszkać jak nowe wspólnoty we Francji - św. Jana czy Ośmiu Błogosławieństw. Przy każdej okazji o. Paweł donosił licznie zgromadzonym wiernym jak postępują prace w tym lokalu. Znaczy kłamał od początku, żadna świetlica tylko własna siedziba wspólnoty, gdzie krzyki rozmodlonych członków nie będą zwracać niczyjej uwagi, podobnie " wypędzanie demonów ch....m" jak to ujęli współbracia (jednak mieli jakieś pojęcie o tych niecodziennych praktykach). Rozumiem, że wyłudzone od wyznawców pieniądze poszły na ten cel. Na co konkretnie, skoro lokal przyznało miasto?

Przeor Konopka nic nie widział i nie pamięta, poza działaniem Ducha Św. i tłumami w kościele oczywiście. To bardzo ciekawy wątek. Pamiętam jak udałam się do klasztoru na umówioną spowiedź do jednego z ojców (nie Pawła M.) Przeor był tak zaciekawiony, że pod jakimś kulawym pretekstem próbował wparować do środka. Nie wierzę, że nie interesował się młodymi laskami mieszkającymi za klauzurą i nie zdawał sobie sprawy co się tam odbywa.

Przeor nie radzi sobie ze swoim alkoholizmem, a prowincjał z chorobą alkoholową - sławna demokracja dominikańska! Normą jest wybieranie ludzi słabych i łatwych do skompromitowania - wszyscy mogą robić co chcą (no i robią jak widać w raporcie). No może nie wszyscy, ale gwiazdy przyciągające tłumy zdecydowanie tak. Czy coś się zmieniło w tej kwestii?









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz