sobota, 14 stycznia 2023

Hej ludzie prości, Bóg z wami gości!

Oglądałam sobie niedawno fragmenty Znachora, najpierw wersję oryginalną, a potem z ruskim dubbingiem. Najciekawsze były komentararze do rosyjskiej wesji. Wszystkie, co do jednego, pozytywne, a słowo arcydzieło (szedewr) pojawiało się (co najmniej) w co drugim.

Nie wiem czy ja okresliłabym tak film Hoffmana, nawet nie pamiętam czy kiedykolwiek widziałam go w całości. Najczęściej oglądam wątek syna  młynarza, któremu znachor łamie żle zrośnięte nogi i składa ponownie,  kradzież narzędzi chirurgicznych potrzebnych do trepanacji czaszki i scenę w sądzie. Wątek romansowy mnie zupełnie nie przekonuje, a utrata pamięci przez wybitnego chirurga (i odzyskanie jej na koniec) też wydaje mi się raczej wydumanym konceptem. To co mnie wzrusza to postać wiejskiego znachora, który ma talent od Boga i szlachetne serce. Lekarz, który go zwalcza z zazdrości, ziemiańska rodzina, która traktuje go protekcjonalnie i osądzajacy go prawnicy mogliby mu czyścić buty i poczytywać sobie to za zaszczyt... O takich znachorach opowiadał czasem mój ojciec. Naprawdę wystepowali w przyrodzie, zwłaszcza na kresach, tak jak to ukazuje film...

Niedawno odnalazłam rękopis mojego wujka, Olgierda, który chciał opublikować swoje wspomnienia, ale nie zdążył. Właściwie dopiero zaczął - kilka uwag o rodzicach, rodzinnej wsi, okolicach i panujących tam stosunkach. Dla mnie bardzo cenne, bo sama noszę się z zamiarem napisania czegos na ten temat, może monografii jego twórczości, ale tak naprawde interesuje mnie właśnie ta biedna wieś na kresach i inne do niej podobne, w których mieszkali moi przodkowie...

Bardzo ciemne słoneczniki autorstwa wujka Ogierda

Wujek wspomina jak czasem widział z daleka hrabiego Tyszkiewicza na gniadym ogierze i jego żonę, Niezabitowską z domu... Nigdy oczywiście nie miał zaszczytu rozmawiać z państwem, do ewentualnych kontaktów z okolicznymi chłopami służył rządca (Stankiewicz, jak mi się wydaje). Myślę sobie o tym ambitnym, wybitnie utalentowanym chlopcu, który patrzy z daleka na uprzywilejowane indywidua i ma już wtedy świadomość, że pod względem potencjału co najmniej im dorównuje, a prawdopodobnie przewyższa wielokrotnie, ale zawsze będzie uznawany za kogoś gorszego...

Tak miał wyglądać rodzinny dom w Łaszukach, malowany po latach, z pamięci

Znam dobrze tą gorycz z własnego doswiadczenia. Nie każdy ma tak szlachetne serce jak filmowy znachor... Tak czy siak, wojna okazała się dla mojego wujka szansą. Cały swiat się wywrócił do góry nogami i on, przez szczelinę w systemie, dotarł po wielu trudach do swego celu... Skończył malarstwo na warszawskiej ASP i zaczął malować... Oczywiście nie był w stanie się z tego utrzymać, pracował więc jako nauczyciel. Ożenił się z panną z dobrej szlacheckiej rodziny, która przez kontrast z nim robiła wrażenie prostej kobiety, a ich dzieci odniosły spory sukces życiowy na niwie naukowej lub artystycznej, bo odziedziczyly talenty po ojcu, a pewność siebie po rodzinie matki...

Panny Tycjanówny, jak określała nas pani biblotekarka z podstawówki -moja siostra (na pierwszym planie) i ja (w głębi). Miałyśmy wtedy odpowiednio 18 i 16 lat

Wszystko to piszę dlatego, że raz po raz jakiś kompletny baran, pretendujący do przynależności do"elity" wyraża się z pogardą o tzw. zwykłych ludziach, chłopach czy kimś podobnym. Jeżeli tylko tak mówi, to pół biedy, ale wydaje mi się, że ci kretyni naprawdę tak myślą...

Tymczasem kiedy porównać tych pogardzanych "chłopów" np. z rodzin mojego ojca czy matki z dowolnym celebrytą, to istnieje przepaść intelektualna między nimi, tylko w odwrotnym kierunku niż ci nadęci debile myślą. Jedyne, czym elita góruje na "zwykłymi ludźmi" to pewność siebie, niczym nie uzasadniona zresztą. Talenty - i ogólnie - potencjał intelektualny, moralny, artystyczny i każdy inny jest po drugiej stronie... Warto pamiętać, że Jezus wychował się w domu cieśli, a apostołowie byli rybakami...

Pewnie dlatego ludzie płaczą oglądając Znachora, bo widzą po stronie pogardzanych najczystsze złoto, a po stronie lepszych we własnym mniemaniu nicość. I to jest prawda, którą ludzie rozpoznają z własnego doświadczenia.

P.S. 
Anna Dymna, ktora grała Marysię Wilczurównę, wspominała, że jakiś recenzent określił film Hoffmana mianem  lukrowanego gówna. Moim zdaniem film - w swoim gatunku - jest niezly, a w każdym razie o niebo lepszy od przedwojennego. Książki Dołęgi-Mostowicza nie znam, ale nie podejrzewam, żeby było to dzieło wybitne.

Natomiast określenie lukrowane gówno wydaje mi się bardzo precyzyjnie określać istotę klas wyższych lub za takie się uważajacych. Jeszcze w przypadku przedwojennego ziemiaństwa czy inteligencji można przyjąć, że w jakimś procencie składała się z ludzi wartościowych i zasłużonych dla kraju, ale wśród obecnych samozwańczych elit raczej nikogo takiego nie znajdziemy. Lukier - tzn znajomość pewnych form, zachowań i poglądów tolerowanych "na salonach" - położony jest na na wyżej wymienioną substancję w stanie czystym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz