wtorek, 22 stycznia 2019

Rynek pracy, a sprawa polska

Myślę, że wszyscy przywykliśmy do myśli, że media na całym świecie bezwstydnie kłamią. Jeśli ktoś miał jakieś wątpliwości, to obsobaczanie Polski przez liberalno-lewicowe jaczejki na zachodzie po wyborach 2015 musiało je ostatecznie rozwiać.

Niestety nasze rodzime "prawicowe" są nie wiele lepsze. Propaganda sukcesu w nich uprawiana jest szczególnie denerwująca, gdyż na każdym kroku widać jej jaskrawe nie przystawanie do rzeczywistości. Tyle słyszymy o dramatycznym spadku bezrobocia, ba - braku rąk do pracy! Sytuacja jest tak poważna, że trzeba sprowadzać hurtowo cudzoziemców!

Tak się składa, że mogę coś o tym powiedzieć z pierwszej ręki. Od dłuższego czasu szukam czegoś stabilnego na umowę o pracę. Ilekroć spotyka mnie to szczęście, że jestem poproszona na rozmowę widzę tam tłum ludzi w różnym wieku konkurujących o stanowisko z pensją 2300 PLN brutto (czyli ok. 1700 netto). W roku 2017 kilkanaście razy składałam papiery do Konserwatora Wojewódzkiego we Wrocławiu, Szczecinie i Poznaniu. Na każdym naborze od 6 do 12 osób, test wiedzy i egzamin ustny. Wiele się nie pomylę twierdząc, że posadę dostawał ten, kto miał ją dostać, bo jak to sprawdzić?  Ale sam fakt, że posada urzędnicza z pensją nie wiele wyższą od najniższej jest dostępna wyłącznie po znajomości coś mówi o naszym rynku pracy.

W tzw PUP większość ofert jest czysto fikcyjna. Nie ma żadnej odpowiedzi na wysyłane maile, przez telefon zbywa się naiwnych jeleni mówiąc, żeby przysłali CV, którego nikt nie czyta. Ktoś zawzięty, kto pofatyguje się pod wskazany adres w najlepszym wypadku zastanie puste biuro. Wszystkie ciekawsze oferty wymagają znajomości języka ukraińskiego. Nikt nie jest zainteresowany poszukującymi pracy niezależnie od ich kwalifikacji. Urzędy pracy zapewniają zatrudnienie wyłącznie pracującym tam urzędnikom.

Na tzw naborach w urzędzie miejskim czy marszałkowskim cały wysiłek organizatorów skupia się na wymyśleniu idiotycznych testów, dzięki którym znakomita większość jeleni odpadnie (swoi najwyraźniej znają pytania), nikt nie chce się dowiedzieć niczego o "potencjalnym pracowniku".

Nie mam szans nawet na stanowiska poniżej swoich kwalifikacji. Idę na rozmowę w sprawie pracy sekretarki (z pensją 2200 PLN brutto) w pewnym laboratorium PAN. Na biurku stos ofert, dotychczasowa sekretarka jest doktorem nauk humanistycznych, po minie pana profesora i jego smutnym stwierdzeniu, że skończyłam dobrą uczelnię wiem wszystko.

Jako kandydatka na ankieterkę w Urzędzie Statystycznym też nie jestem przekonywująca. Co chwilę jestem pytana czy łatwo nawiązuję kontakt. Odpowiadam cierpliwie, że jak najbardziej, a i tak pracy nie dostaję.

Oferta na stanowisko listonosza pozostaje bez odpowiedzi, choć podobno Poczta Polska z braku rąk do pracy zatrudnia samych Ukraińców, dzięki czemu paczki i przesyłki polecone przestały dochodzić do adresatów (wymagają wypisania druku awizo w razie nieobecności odbiorcy).

O co tu chodzi? Nie ma żadnego braku rąk do pracy. Na każde miejsce jest co najmniej kilku chętnych! Po co sprowadza się tych wszystkich cudzoziemców i faworyzuje się ich w sposób nieuprawniony?  Na pewno nie z myślą o dobru naszego kraju i jego obywateli. Dla kogo to jest robione?

Co dla nas szykujecie nasi "umiłowani przywódcy"? Obawiam się, że straciliście mój głos. Co zrobiliście w sprawie amerykańskiej ustawy 447 ?  Dlaczego narażacie nas na wrogość Iranu w imię interesu Izraela? Interes Izraela jest mi dokładnie obojętny, chciałabym żeby ktoś zadbał o nasz.
Chyba czas dać szansę narodowcom!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz