środa, 28 lipca 2021

Byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie, czyli ohydna historia z życia wzięta

Napomykałam tu i ówdzie o mojej niewesołej sytuacji finansowej, która trwa od dłuższego czasu. Przez wiele lat nie stać mnie było na wakacyjny wyjazd. Znosiłam to pogodnie, gdyż zawsze mogłam pojechać rowerem na bezpłatne kąpielisko na Oporowie, gdzie ratownicy nie robili problemu, żeby pozwalać ludziom pływać poza wydzielonym brodzikiem z piaszczystym dnem i płytką wodą. Na początku zaprezentowałam im zresztą moją starożytną kartę pływacką z 1980 roku, żeby mieli pewność, że nie naciągam ich na nic nielegalnego. 

Mimo ubóstwa i braku odpowiedzi na moje modlitwy (takiej jakiej oczekiwałam w każdym razie) czułam się objęta jakąś opieką. Szczególnie ujmujące wydało mi się zapewnienie mi wody, w której mogłam pływać do woli. Z całą szczerością serca mogłam więc wypowiadać słowa psalmu "Pan pasterzem moim nie brak mi niczego (...) prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć, orzeźwia moją duszę"

Niestety rzecz zmieniła się w tym roku. Nowa ekipa ratowników nie pozwala ludziom pływać. Można tylko chlapać się przy brzegu człowiek na człowieku (o dystansie społecznym zapomnij) w płytkiej wodzie, do której wszyscy sikają. Wynegocjowałam pozwolenie na pływanie 2 metry od tego skupiska, ale facet ciągle na mnie gwizdał i wrzeszczał. Małe wredne gówno, z wielkim ego. Nie miałam ochoty na powtórkę tego doświadczenia. Dopytałam się więc przezornie czy w sytuacji kiedy ktoś wchodzi do wody spoza wydzielonego kąpieliska też zamierzają drzeć mordę. Okazało się, że nie, jeśli jego rzeczy też są poza kąpieliskiem.

Zastosowałam się więc i oczywiście ukradziono mi plecak zostawiony na brzegu. Było tam moje ubranie, bielizna, buty (śliczne nowe tenisówki), ręcznik, komórka, dokumenty i klucze, a także aparat fotograficzny. Po godzinie pływania wyszłam z wody w mokrym stroju i nie miałam w co się przebrać, żeby wrócić do domu. Ratownicy wzruszyli ramionami na mój problem, a wezwana policja odjechała zostawiając mnie w mokrym stroju i bez butów. Pouczyli mnie, ze mam się stawić się na komisariacie po 14, bo wcześniej jest tłok. Byłam tak zaszokowana, że nie zaprotestowałam. 

Poprosiłam ratowniczkę o pożyczenie mi czegokolwiek np. ręcznika. Zgodziła się bez entuzjazmu. Ruszyłam więc boso w mokrym stroju (owinięta na biodrach ręcznikiem ratowniczki) ulicami Oporowa na przystanek tramwajowy. Wsiadłam do czwórki i pojechałam. Nie ujechałam i 3 przystanki, gdy dogoniła mnie policja z informacją, że złapali złodzieja i odzyskali aparat. Dałam więc kolejne przedstawienie przemaszerowując przez skrzyżowanie w asyście dwóch mundurowych i wsiadając z nimi do samochodu celem udania się na komisariat i zidentyfikowania odzyskanych przedmiotów.

Po dłuższej chwili ktoś wpadł na pomysł, żeby mi dać drugi ręcznik, poszłam więc do toalety, zdjęłam wreszcie mokry strój i owinęłam się dwoma ręcznikami. Tak ubrana maszerowałam po komisariacie, aż jakaś policjantka zasugerowała, żeby dać mi coś do ubrania. Dano mi papierowy fartuch i tak odpierdolona składałam zeznania, aż do momentu kiedy przyjechała moja siostra z rzeczami.

Po co to wszystko opowiadam tak szczegółowo? Jestem po prostu wstrząśnięta tym, że nikt nie widział w bosej kobiecie w mokrym stroju w środku miasta osoby potrzebującej pomocy. Ratownicy do których pierwszych się zwróciłam wypięli się na mnie dupą, tylko jedna dziewczyna okazała ślad ludzkich uczuć udostępniając mi telefon, żebym mogła zadzwonić na policję i pożyczając ręcznik. Zrobiła to dopiero na moją prośbę bez zbytniego entuzjazmu...

Nie wiem co jest bardziej ohydne - dziad, który kradnie ludziom ubranie i buty na basenie, a potem je wyrzuca, czy ludzie, którzy widząc kogoś w tak oczywistej potrzebie odwracający się dupą. Jestem wstrząśnięta do głębi i nawet nie mogę się wypłakać...

2 komentarze:

  1. Czy należy się niepokoić, że przez ponad miesiąc nie było nowych wpisów? Sam pewnie po takiej przygodzie nabawiłbym się co najmniej zapalenia oskrzeli, więc się obawiam.

    OdpowiedzUsuń