niedziela, 20 maja 2018

O nieoczekiwanych skutkach nowenny do Ducha Świętego

Nowennę do Ducha Świętego odmawiałam w konkretnej intencji, a mianowicie o światło co mam robić w nieciekawej sytuacji życiowej (mówiąc najogólniej). Na brak odpowiedzi albo jej niejednoznaczność nie mogę narzekać. Duch Święty nakazał mi dwie rzeczy: posprzątać w domu (put your house into perfect order słowami Jordana Petersona) i wrócić do uprawiania malarstwa, które zarzuciłam zwątpiwszy w sens tej działalności.Wysprzątawszy więc pokój na glanc wyciągnęłam pozasychane sfatygowane i nieliczne tubki z resztkami farb olejnych, znalazłam niewielką buteleczkę terpentyny i dawno temu przygotowane podobrazie z płyty pilśniowej z zaczętym autoportretem. Wszystko to z epoki przed załamaniem się we mnie wiary w siebie i sensowność swoich wyborów.

Pierwszym skutkiem tego natchnienia jest konkretny malunek, wygląda tak:


Po drugie: moje pięćdziesiąte ósme zapalenie zatok w tym sezonie zniknęło bez śladu. Zastanawiałam się czy nie odstawić przepisanego antybiotyku (pięćdziesiątego ósmego w tym sezonie), który właśnie zaczęłam przyjmować.
Po trzecie: zaczęłam śmielej korzystać z przestrzeni wspólnej bloku, w którym mieszkam (suszarni) tym samym komunikując sąsiadom, że  nie będą jej zawłaszczać bez oporu.
Po czwarte: zaczęłam generalne porządki w kuchni - udało mi się ponaprawiać zdezelowane zawiasy drzwi szafek i prowadnice szuflad. Powywalałam nagromadzony przez wieki (za życia rodziców) osad dziejów i sensowniej zorganizowałam przestrzeń. Mam jeszcze w tej materii sporo pracy przed sobą, ale dobry początek został poczyniony.

Nie spałam po nocach podekscytowana planami ulepszeń, które wprowadzę i  pomysłami, co da się wykorzystać jako podobrazie. Moja siostra zauważyła przytomnie, że nawet jeśli jedynym skutkiem mojego malowania będzie koniec nieustających infekcji dróg oddechowych i wypędzenie moli z mieszkania (zapach terpentyny) to ekonomicznie jest to wystarczająco korzystne. Pieniądze zaoszczędzone na antybiotykach mogę przeznaczyć na farby i pędzle.

Patrząc z punktu widzenia wiary (której wciąż mi brak) ten czas niepewności jest być może darem od Boga kiedy mogę robić to, czego zawsze pragnęłam, do czego czułam się stworzona i powołana.
Moje powołanie nie zostało potwierdzone wprawdzie przez społeczne zapotrzebowanie, ale jego zaniechanie spowodowało nieustanne problemy ze zdrowiem i zablokowanie energii życiowej. Dla mnie to wystarczająco przekonujący argument.

Niedawno na stronie dominikańskiej przeczytałam zadziwiająco przytomny wywiad z O.Popławskim, w którym wypowiedział się na temat "potrzebności" jako kryterium oceny sensowności własnej drogi. Uznał, że "bycie nikomu niepotrzebnym" nie jest argumentem za jej kwestionowaniem albo porzuceniem. Couldn't agree more  z drobnym zastrzeżeniem, że w przypadku ludzi świeckich "niepotrzebność" powoduje bardzo konkretne skutki ekonomiczne, które łatwo uznać za głos Boga.

P.S.
Dziś u dominikanów przykładna uroczysta liturgia jak przystało na wielkie święto, zero herezji w homilii. Miałam przemożne wrażenie, ze ktoś przywołał ich do porządku. Duch Święty?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz