sobota, 5 maja 2018

O "nudzie" i niespelnionych marzeniach

Zostałam ostatnio posądzona o to, że nudzę się w życiu i dlatego przeszkadza mi wiertara po 22, majsterkowanie w nocy i rowery przypięte przy poręczy schodów. Nie zamierzam jednak pisać o produktach bezstresowego wychowania w funkcji sąsiadów. To temat na zupełnie inne piśmiennictwo jak zawiadomienia do administracji, na policję itp.

Skupię się na owej domniemanej nudzie. Otóż ludzie podobno dzielą się na dwie kategorie: tych którzy zawsze dostają wszystko zanim tego zapragną, i ich problemem jest nuda, oraz tych, którzy pomimo intensywnego pragnienia i równie intensywnych wysiłków, nie są w stanie osiągnąć tego, czego pragną i ich problemem jest frustracja. Wbrew temu, co zarzucił mi mój nie uznający żadnych reguł sąsiad należę z cała pewnością do tej drugiej grupy.

Naszła mnie dzisiaj nieoczekiwana refleksja, że ktoś kto dostał od życia wszystko co chciał ma szansę bardzo szybko uwolnić się od rzeczy tego świata, przekonawszy się na wczesnym etapie, że nie są tym o co NAPRAWDĘ chodzi. Człowiek, który nie dostał tego, o co mu chodziło nie ma takiej szansy. Oczywiście brak także kieruje ku życiu duchowemu, ale rozstanie z tym, czego nie mamy (a zawsze chcieliśmy) jest bez porównania trudniejsze.

Całe moje życie cierpiałam na brak własnego miejsca. Marzyłam o własnym pokoju, o własnym mieszkaniu, o własnej pracowni itp. Za młodu rozwiązywałam ten problem coś wynajmując, pokój, kawalerkę itp. Własny pokój pozyskałam dopiero w wieku lat 50 po śmierci mamy, kiedy to odziedziczyłam połowę 2-pokojowego mieszkania rodziców. Pamiętam swój smutek, że spełnienie mojego skromnego pragnienia musiało być okupione tak nieproporcjonalną stratą.

Dlaczego więc Pan Bóg nie spełnia naszych pragnień? Wszyscy zwrócilibyśmy się ku niemu we wczesnej młodości. Zostalibyśmy wędrownymi kaznodziejami lub mnichami (mniszkami), ludźmi pozbawionymi złudzeń co do wszelkich darów tego świata. Wiedzielibyśmy z osobistego doświadczenia, że nie dają szczęścia, którego od nich oczekujemy.

A jednak Pan Bóg dopuszcza, że zafiksowujemy się na czymś stosunkowo mało ważnym. Jesteśmy jak starsza pani, która w głębi duszy marzy o lalce, której nie dostała w dzieciństwie. A gdyby jej marzenie spełniło się w wieku lat 98, dopiero wtedy mogłaby się od niego uwolnić.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz