niedziela, 4 kwietnia 2021

O "przyciąganiu tłumów" oraz ślepych i głuchych współbraciach

 Z docierających do opinii publicznej odgłosów skandalu u dominikanów z końca ubiegłego wieku wyłania się kilka interesujących dla mnie wątków:

  • jak "ekscesy duszpasterskie" o. Pawła M. były możliwe w klasztorze, w którym oprócz braci mieszkały w tym czasie także siostry dominikanki
  • wmawianie chłopakom owych poszkodowanych dziewcząt powołania do dominikanów
  • formatowanie o. Pawła M. jako religijnego maniaka, czego dowodem mają być jego słowa o realności istnienia diabła
Jeszcze raz pragnę podkreślić z pozycji świadka jego kaznodziejskiej działalności we Wrocławiu, że była to postać w moim odbiorze przede wszystkim zabawna ze swoim przerostem ego, a chwilami żałosna w swoim infantylizmie. Podtrzymuje moje wcześniejsze stwierdzenie, że bardzo mało wiarygodne są dla mnie oskarżenia o gwałt i przemoc, z powodu wątłej postury oskarżonego. Trudno doprawdy wyobrazić sobie takiego cherlawego kurdupla jako zagrożenie fizyczne dla kogokolwiek poza małym dzieckiem lub kruchą staruszką. Raczej chodziło o manipulację, uwiedzenie i wykorzystanie. Jakiś rodzaj zgody poszkodowanych osób był niezbędny, żeby do sytuacji opisywanych w mediach mogło dojść.

Jedna z nich wspomina, że praktycznie mieszkała w duszpasterstwie, bo rano szła na zajęcia, po południe do pracy, a wieczorem na spotkania grupy modlitewnej, które ciągnęły się długo w noc, więc nie opłacało jej się już wracać do domu. To jedno stwierdzenie daje nam cenny wgląd w życie wrocławskiej wspólnoty dominikańskiej. Co do k...wy nędzy robią młode studentki w środku nocy na terenie męskiego klasztoru?!!! Nikogo to nie zastanawiało?!!! Ojciec przeor Konopka ogłuchł i oślepł?
A co z współbraćmi? Też nic nie wiedzieli i nie słyszeli? Zarzuty dotyczą przecież gwałtów i pobić, których ślady były długo widoczne!

Cała ta sytuacja pokazuje patologię tzw. duszpasterstw akademickich, które są w swej istocie towarzystwami wzajemnej adoracji lub adoracji jakiejś niedowarzonej primadonny zakonnej w rodzaju o. Pawła M. Tenże popularny duszpasterz utworzył jeszcze wewnętrzny krąg, creme de la creme, do obsługi potrzeb własnej osoby, złożony głównie z podatnych na manipulację studentek. Jeśli miały chłopaków, byli oni przekonywani (skutecznie) o swoim rzekomym powołaniu do dominikanów...
Wielu dominikanów pracujących we Wrocławiu także "odkryło" swoje powołanie w duszpasterstwie akademickim prowadzonym przez ten zakon... Czy to powód do powątpiewania o ich autentyczności?
Według mnie - tak.

W jednym z tekstów o tej sprawie widać było wyraźny wysiłek powiązania "dosłownej wiary" o. Pawła w byty duchowe z jego dziwacznymi praktykami. Jest to manipulacja czystej wody. Na dowód przytoczę jeden z jego popisów kaznodziejskich. O. Paweł referował (szokującą dla siebie) porażkę swoich rekolekcji w Skierniewicach (lub Pabianicach). Po pierwszym dniu nie mógł pojąć wyraźnego braku zainteresowania parafian dla pozytywnych treści, które głosił (miłość, miłości, miłością, o miłości). Dopiero później odkrył powód. Otóż rok wcześniej rekolekcjonista urządził prawdziwy horror. W ciemnym kościele uczestnicy słyszeli najpierw tylko podzwanianie łańcuchów, aż wreszcie jakiś przeraźliwy głos obwieścił: "Diabeł idzie na Pabianice (czy tez Skierniewice)!" Tak przygotowani duchowo parafianie otworzyli czem prędzej swoje serduszka na głoszoną naukę... Nic więc dziwnego, że w porównaniu z takimi efektami popisy o. Pawła wypadły blado!!!

To także pokazuje, że jego wdzięk działał wyłącznie na określone osoby, najczęściej młode, bezkrytyczne, egzaltowane z silną potrzebą kultu jakiegoś "mistrza" czy tez "bohatera". O. Paweł się na kogoś takiego kreował podobnie jak wielu innych dominikańskich duszpasterzy akademickich. Taki typ osoby jest ewidentnie preferowany, nagradzany i popierany w zakonie. "Przyciąganie tłumów" stanowi najważniejsze kryterium skuteczności działalności duszpasterskiej.

O. Paweł w poszukiwaniu tłumów do przyciągania chciał nawet uszczęśliwić swoją osobą -  w charakterze misjonarza - dalekie Chiny, ale sprawa się rypła. Pamiętam owo słynne kazanie relacjonujące wyprawę naszego charyzmatycznego duszpasterza z kręgiem najbliższych wielbicielek do Kraju Środka. Jedna z nich dostała w pociągu "daru łez" i chińscy współpasażerowie jęli ją pocieszać na wyścigi oferując chusteczki, a nawet jedzenie (myśleli, że płacze z głodu).

Na koniec owej fascynującej opowieści. o. Paweł obwieścił swój zamiar udania się na misje do Chin i zadał zebranym dramatyczne pytanie "Puścicie mnie?" w oczekiwaniu na głośne protesty, które  - rzecz jasna - nastąpiły. Nie muszę nikomu tłumaczyć jak żenujące było to widowisko dla osób odpornych na wdzięki infantylnych narcyzów.





4 komentarze:

  1. O, ciekawe! (Mam wrażenie, że literówki to mi to narzędzie dostawia, ale będę próbował bez błędów).

    Z nowin: właśnie się skończyła druga kadencja o. Delika. On przynajmniej od czasu do czasu właściwie reagował, na przykład na księdza, które chyba nie wierzył w diabła, w każdym razie na mszy śmiał się z egzorcyzmów. Na szczęście wyleciał szybko i niech się gdzieś tam zajmuje rysowaniem obrazków. Tylko co będzie, jeśli przeorem zostanie ten, który podobno się bardzo zasłużył usuwaniem nadużyć seksualnych u dominikanów? Też uważam, że część sprzedanych GW opowieści to niewiarygodne bzdury, tylko nie jestem pewien, jaki był ich cel. Podejrzewam, że autopromocja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po przeorze Deliku nie będę płakać, chyba że następny będzie jeszcze bardziej "do przodu"...

      Usuń
    2. Wybrali. Łukasz Miśko. Coś o nim wiadomo?

      Usuń
    3. Nie znam człowieka, ani nic nie słyszałam.

      Usuń