sobota, 20 marca 2021

Jeszcze o skandalu sprzed lat u wrocławskich dominikanów

Nieoceniona  GW po rozmowie z o. Marcinem Mogielskim OP dostarczyła czytelnikom nieco pikantnych szczegółów na temat skandalu u wrocławskich dominikanów z końca ubiegłego wieku (i tysiąclecia).

Ówczesny duszpasterz akademicki miał według niej:

  • osoby poranione w sferze seksualnej wypytywać na spowiedzi o szczegóły
  • umawiać się z nimi na modlitwę i rozbierać się nakazując im to samo, po czym dotykać w miejsca intymne
  • twierdzić, że seks z nim leczy takie zranienia
  • uprawiać - jak rozumiem - seks z chętnymi do wyleczenia
  • podczas modlitw we wspólnocie grzmocić osoby "opierające się woli Bożej" skórzanym paskiem po uprzednim rozebraniu, w czym brali pozostali uczestnicy spotkania
  • twierdzić, że prowincjał (o. Maciej Zięba OP) wie o wszystkim i go popiera
  • nie zastosować się do nałożonych na niego kar (jak np. zakaz kontaktowania się z ludźmi z Wrocławia)
Moje zaufanie do rzetelności GW jest bardzo ograniczone, a o. Marcin Mogielski - jako niewierzący zakonnik - tez budzi moje liczne zastrzeżenia. Pozwolę więc sobie na pewien dystans wobec tych rewelacji, zwłaszcza, że nasuwają wiele wątpliwości.
  • Np. gdzie w klasztorze można się umówić na rozmowę podczas której uczestnicy rozbierają się do naga bez niebezpieczeństwa wejścia jakiegoś "bardziej pruderyjnego" brata?
  • Przemoc seksualna to znaczy gwałt, a tu jak rozumiem oferta duszpasterska przeznaczona była dla chętnych (w domyśle niedoinwestowanych emocjonalnie, zadurzonych studentek), więc chodzi raczej o uwodzenie i wykorzystywanie.
  • Bardzo trudno uwierzyć mi w gromadne rozbieranie i bicie jakiejś nieszczęsnej osoby przez całą grupę i fakt, że jej głośne krzyki nikogo w klasztorze nie zaalarmowały. Jeśli tak rzeczywiście było, to co dzieje się w tym klasztorze, że nie słychać czegoś takiego?!! (Głośne akty homoseksualne w każdej celi?)
  • Pojawia się też pytanie o współodpowiedzialność biorących w tym udział członków wspólnoty i brak reakcji ówczesnego przeora, a także innych współbraci.
Podobno ówczesny prowincjał o. Zięba miał mieć słabość do o. Pawła. Ukarał go dopiero, kiedy dostarczono mu podpisane przez poszkodowanych relacje pisemne na temat jego praktyk "duszpasterskich". Być może dlatego właśnie spóźnione wzmożenie moralne ma miejsce dopiero po jego śmierci...

Zastanawiam się ciągle czemu to ma służyć. Pamiętam, że bezpośrednio po tym skandalu było odczytywane kościele oświadczenie, że nadużyto sakramentu spowiedzi i wszystkim osobom poszkodowanym oferowano (zdaje się) pomoc psychologiczną czy coś w tym rodzaju. Prowincjał zareagował szybko, wysłał ojca Pawła do kamedułów na miesiąc, zakazał sprawowania sakramentów na rok i oczywiście przeniósł go z Wrocławia  wyraźnie zabroniwszy kontaktowania z byłymi podopiecznymi.

Czy to było wystarczające? Nie wiem. Co jeszcze można by zrobić? Zgłosić na policje pobicia, jeśli rzeczywiście miały miejsce? A wtedy co z współwinnymi, osobami ze wspólnoty, które w tym uczestniczyły czynnie? Czy one także odpowiadałyby przed sądem? 

Pisałam onegdaj o innym skandalu u dominikanów związanego z o. Adamem Wyszyńskim OP. Jego rewelacji GW, ani inne podobne media jakoś nie podchwyciły, gdyż dotyczyły homoseksualizmu w zakonie i dominikańskich duszpasterstwach akademickich. Ojciec Adam, który w bardzo młodym wieku został kierownikiem krakowskiego ośrodka zajmującego się monitorowaniem sekt, stwierdził, że zdecydowana większość spraw tam zgłaszanych dotyczyła właśnie "charyzmatycznych duszpasterzy" pracujących z młodzieżą akademicką. Założył więc każdej z takich gwiazd ( z o. Szustakiem włącznie) personalną teczkę, do której wkładał napływające materiały.

Czy tzw. duszpasterstwa akademickie powierzone zakonnikom niewiele starszym od swych podopiecznych są rzeczywiście dobrym pomysłem? Nawet jeśli duszpasterz nie jest psychopatą, narcyzem lub praktykującym homoseksualistą, przekroczenie pewnych granic może się zdarzyć bardzo łatwo. Co dopiero jeśli jego osobowość ma pewne poważne defekty, które na skutek uwielbienia i poczucia bezkarności, mogą się rozwinąć w coś bardzo dziwnego i niebezpiecznego!

Jeżeli akcja wrocławskich dominikanów miała na celu wyłącznie virtue signalling w stronę lewicowych mediów, to gratuluję sukcesów. Kiedy wpisałam w Googla "Skandal u wrocławskich dominikanów" wyskoczyły mi nagłówki w stylu "Dominikanie we Wrocławiu żyli jak sekta" itp. Jakoś nie wydaje mi się, żeby obecna ekipa wsławiona zamknięciem kościoła na trzy spusty zanim jakiekolwiek obostrzenia weszły w życie, górowała moralnie czy duchowo nad ludźmi, którzy pracowali tam pod koniec ubiegłego wieku. Jeśli chodzi o o. Pawła, to myślę, że podobnych do niego w zakonie nie brakuje i gdyby nie dawano im tak wielkiej autonomii, problem by nie istniał.

Proszę się przyjrzeć osobie i działalności o. Adama Szustaka OP. Stawiam dolary przeciw orzechom, że i jego "posługa" doczeka sławy nieco innej niż w zamierzeniu autora...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz