poniedziałek, 3 października 2016

W najlepszym towarzystwie, czyli o anty-polskiej propagandzie słów kilka

Obejrzałam "Idę" Pawlikowskiego, onegdaj nagrodzoną Oskarem. Generalnie mam za słabe nerwy, żeby oglądać tzw. "holocaust movies" robione z żydowskiego punktu widzenia. W tym przypadku jednak słyszałam m.in., że film jest warsztatowo wybitny, a racje bohaterek subtelnie wyważone.
Po obejrzeniu mam całkowitą pewność, że gdyby nie przedstawienie polskich chłopów jako krwiożerczych prymitywów, pies z kulawą nogą nie zwróciłby na owe dzieło uwagi. Z ciekawości przeczytałam wiele recenzji na stronach anglojęzycznych, z których wynika, że widz zagraniczny może odbierać film jako dziwnie piękny, bo nie rozumie o co w nim chodzi. Może to i lepiej. Muszę uczciwie przyznać, że mnie nie zachwyciło nic: ani zdjęcia, na których dolna krawędź kadru odcina bohaterom wierzchołki głów (drgająca kamera pokazująca lampy i sufity przyprawiała mnie o chorobę lokomocyjną), ani gra aktorów, ani scenariusz. Pan Pawlikowski jawi mi się jako subtelniejsza odsłona Grossa, który z braku zainteresowanie dla swoich uczciwych książek, zabrał się za temat który gwarantował sukces wydawniczy, recenzje i pracę na renomowanym uniwersytecie (Princeton).

Właściwie sam Gross jest dla mnie postacią z opowieści, a właściwie moralitetu, w którym do człowieka głodnego sukcesu przychodzi diabeł i oferuje mu wszystko - uznanie, pieniądze, stanowisko - za drobiazg - oplucie kraju, z którego pochodzi i ludzi, którzy (między innymi) uratowali życie jego ojcu z narażeniem swojego. Cena wydaje się niska, a diabeł na razie wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Jaki będzie finał tej historii jeszcze nie wiemy, jednak przykład Jerzego Kosińskiego (autora Malowanego ptaka i plagiatu p.t. Wystarczy być), który zawarł podobny deal pokazuje, że nie koniecznie happy end.

Zainteresowałam się tematem stosunków polsko - żydowskich pod wpływem promocji najnowszej książki Pawła Lisickiego Krew na naszych rękach?. Autor przytoczył historię profesora Richarda C. Lukasa, który napisał "Forgotten holocaust" uczciwą naukową pracę o losie Polaków w czasie wojny i okupacji. Mimo, że pozbawiona jakichkolwiek antysemickich akcentów, książka rozpętała burzę wśród tzw. "historyków holokaustu". Autora próbowano zniszczyć za sprofanowanie terminu zarezerwowanego dla narodu wybranego przez odniesienie go do goyim - bydląt o ludzkich twarzach. Próbowano odebrać mu wcześniej przyznaną przez ADL nagrodę, przestano zapraszać.

Przyznam, że nie zdawałam sobie sprawy ze skali kłamstw i oszczerstw, których dopuszczają się środowiska żydowskie w Ameryce. Jest to proces sięgający co najmniej początku ubiegłego wieku. Już Gilbert Keith  Chesterton pisał o wysiłkach potężnego i wpływowego międzynarodowego żydostwa próbującego nie dopuścić do wskrzeszenia państwa polskiego po I wojnie światowej. Wtedy też po raz pierwszy padła liczba 6 milionów zabitych Żydów. Podobno wzięta jest z Talmudu Babilońskiego - tylu musi zginąć aby odrodził się Izrael.

Zohydzanie Polski za pomocą hollywoodzkich filmów trwało w najlepsze od pierwszych dni września 1939, co opisał Biskupski w "Holywood war on Poland 1939-1944". Autor jednej z recenzji tej bardzo solidnie udokumentowanej pracy zauważył, że ta wojna trwa nadal, mimo, że wskazane przez Biskupskiego powody (dobre relacje z Sowietami, komunistyczne sympatie producentów) przestały istnieć. Jest więc dla mnie jasne, ze nienawiść do Polski i Polaków była pierwsza, a szukanie powodów ma charakter wtórny.

Pewien nawiedzony pastor Stevenson (o ile dobrze pamiętam) tezę o skłonności Żydów do kłamstwa popiera odnośnym biblijnym cytatem (którego nie pamiętam); Jego film Marching to Zion jest właściwie protestancką wersją "Jewish revolutionary spirit" E. Michaela Jonesa. Teza jest bardzo podobna - naród pierwszego wybrania odrzucił Logos/ Prawdę w osobie Jezusa opowiadając się po stronie chaosu i kłamstwa - stąd jego usilne dążenie do zniszczenia cywilizacji zachodu opartej na chrześcijaństwie poprzez m.in. nieustanną manipulację.

W filmie robionym z protestanckiego punktu widzenia cytowane są te same fragmenty Talmudu Babilońskiego, co w książce Jonesa - Maria jest ladacznicą, ojcem Jezusa jest rzymski żołnierz zwany Panthera, a on sam przebywa w piekle smażąc się we wrzących ekskrementach. Słowem jest to niewybredna, wyjątkowo ohydna antychrześcijańska propaganda. Nienawiść do odrzuconego Mesjasza i jego wyznawców jest więc znacznie wcześniejsza niż państwo polskie, a nawet inwazja Słowian w Europie. Kiedy więc Żydzi nas zniesławiają, jesteśmy w najlepszym towarzystwie jakie można sobie wyobrazić.

Pastor Stevenson posuwa się nawet do stwierdzenie, ze holokaust to dopiero będzie, kiedy Żydzi się nie nawrócą i wszyscy razem spłoną w ogniu piekielnym. Muszę wyznać, że zaniepokoiłam się nieco o przyszłość tego młodego człowieka pomna na los dr Dariusza Ratajczaka, który ośmielił się zacytować co właściwie twierdza rewizjoniści. Po jego tajemniczej śmierci GW napisała "znaleziono ciało kłamcy oświęcimskiego".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz