niedziela, 30 czerwca 2013

O nadzwyczajnej uczciwości królewicza


Rzecze królewicz:  "cudne masz liczko,
ale nie przyszłaś na swiat księżniczką..."
Był miesiąc maj, szumiał gaj,
Był miesiąc maj szumiał gaj
"Więc cię za żonę pojąc nie mogę..."
Dalej niestety nie pamiętam, ale myślę, że zacytowany fragment oddaje istotę sprawy - królewicz odrzuca dziewczę o cudnym liczku jako kandydatkę na żonę, ale wyjaśnia jej bez owijania w bawełnę prawdziwy powód, tym samym oszczedzając jej lat dręczenia się pytaniem "dlaczego?". Dziewczę popłacze dzień, tydzień, a może nawet miesiąc i rana zacznie sie goić w miarę szybko i czysto...
Przypomina mi to scenę z "Placu Waszyngtona", kiedy bohaterka biegnie w deszczu za gładkim gogusiem polującym na jej pieniądze, a wykiwanym przez niedoszłego teścia(też paskudną keaturę), krzycząc  w desperacji: "powiedz, że chodziło ci tylko o pieniądze, żebym nie zastanawiała się latami co zrobiłam nie tak.." (czy coś w tym rodzaju). Rzeczony goguś, choć oślizgły, zniecierpliwiony przyznaje, że tak było w istocie objawiając się przy okazji w całym swoim paskudztwie, którego naiwna i prostoduszna dziewczyna nie byłaby sobie w stanie sama wyobrazić. Ta konfrontacja z rzeczywistością, choć bolesna, staje sie dla niej początkiem uzdrowienia.
O ileż prostsze byłoby życie, gdybyśmy w sytuacji odrzucenia mogli poznać prawdziwe powody z pierwszej ręki  np "Nie dostanie pani tej pracy, bo jest ona zarezerwowana dla córki pewnej ważnej osoby, a cały ten konkurs to jeden pic" albo "Zwalniamy panią, bo córka pana X właśnie skończyła studia i potrzebuje pracy" albo "Nie przyjmiemy pani na te studia, bo miejsca są zajęte przez X,Y i Z, którzy płacili nam przez rok na tzw "kursach przygotowawczych" tym bardziej, że pani prace są dobre, a my nie potrzebujemy konkurencji..." albo "Stypendium? owszem jest, ale tylko dla swoich, proszę nie marnować swojego i naszego czasu na jakieś podania..."
Pomarzyć można, to nic nie kosztuje...
Przyjmuje się zwykle, że "hipokryzja jest hołdem składanym cnocie przez występek", a ja dodałabym, że jest trucizną posypaną na ranę, zwłaszcza kiedy odpowiedzialnością za odrzucenie obarcza się samego zainteresowanego i do obiektywnie trudnej sytuacji  - np utraty pracy - dorzuca się lata dręczenia się p.t."Co zrobiłem nie tak? ? Gdzie popełniłem błąd?"
Otóż nigdzie, drogi człowieku!!! Twoja praca była nie gorsza niż innych, ale nie przyszedłeś na swiat synem prezesa! Nie jesteś swój!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz