czwartek, 12 czerwca 2014

Przypadek Tarabasa

Zupełnie przypadkiem trafiłam na YouTube na włoski serial dla młodych widzów p.t. Fantaghiro (zamieszczam link do pierwszego kawałka pierwszego odcinka 3 części http://www.youtube.com/watch?v=F57nH5qSmYM). Film chwilami dość przewrotny z odrobiną perwersji dla nieco starszych widzów, ale ogląda się to w miarę.
W trzeciej części pojawia się postać złego czarnoksiężnika, który okazuje się dusza-człowiekiem, najbardziej szlachetnym z bohaterów, lecz zły i przewrotny scenarzysta nie nagrodził go szczęściem osobistym (to znaczy próbował w 4 części, ale niezbyt przekonywująco to wyszło).
Tarabas (bo tak nazywa się nasz bohater) mimo, ze jest najpotężniejszym i najokrutniejszym z czarnoksiężników obdarzonym nieśmiertelnością, wieczna młodością i niezniszczalną mocą, a także niepospolitą urodą, mieszka z matką w podziemnym królestwie za całe towarzystwo mając oprócz swej nadopiekuńczej rodzicielki marchewki, ziemniaki i grzyby w charakterze strażników i sług.
Szczęściem pewna przepowiednia uruchamia ciąg zdarzeń, w wyniku których udaje mu się zmienić swoje życie. Niestety w trakcie tej zabawy zakochuje się bez wzajemności w tytułowej bohaterce, która ma przymus kokietowania wszystkiego co się rusza. Wiedząc, że nie jest kochany zwraca jej słowo i odchodzi, a raczej odjeżdża smutny.
Poruszyła mnie ta historia out of proportion, pewnie dlatego, że niechcący pokazała pewną prawidłowość - dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych (DDD) nawet jeśli uda im się odejść z toksycznego gniazda nie spotykają w życiu miłości, życzliwości itp tylko coś wręcz przeciwnego.
W 4 części mamy okazje poznać ojca psychopatę, któremu jednak zależy na synu i który próbuje przeciągnąć go na swoją stronę. Zostaje jednak zabity, a Tarabas - wobec całkowitej obojętności obiektu swoich uczuć - układa sobie życie z pewną namolną azjatycką księżniczką zafascynowaną ciemną strona jego natury.
Słuchałam niedawno fragmentów audiobooka p.t. Rozwinąć Skrzydła czy coś w tym rodzaju o terapii Dorosłych Dzieci Alkoholików (DDA), którzy podobno stanowią 40% społeczeństwa. DDA to szczególny przypadek DDD i jestem ciekawa jaki procent stanowiłaby ta grupa w całości, podejrzewam, że ponad połowę.
Ubawiło mnie jak ksiądz-autor przekonuje czytelnika, ze ponieważ rzeczone DDA są w większości ludźmi wierzącymi powinny mieć okazję zostać zaakceptowane w jakiejś wspólnocie wiary np. duszpasterstwie akademickim i w takim środowisku uzdrawiane. Teoretycznie zgadzam się w zupełności, ale każdy, kto zetknął się z DA i miał okazję posłuchać wypowiedzi duszpasterzy akademickich na temat, kogo by chcieli w takich grupach widzieć wie, ze rzecz jest całkowicie beznadziejna. Jak to wyraził pewien dominikanin na łamach wDrodze duszpasterstwo młodzieży takiej lub owakiej nie jest dla pokręconych nastolatek tylko dla tych, którzy uzdrowienia nie potrzebują. Problem w tym, ze taka młodzież Boga też nie potrzebuje, ani go nie szuka więc dzielni duszpasterze obmyślają kolejne atrakcje mające na celu przyciągniecie jej do Kościoła jednocześnie wykopując tych, którzy sami przyszli z potrzeby serca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz