niedziela, 11 stycznia 2015

O miłości i instynkcie stadnym

Miłość w swoim zamyśle szczerze mnie zachwyca. Wśród populacji ludzkiej istnieją osoby płci przeciwnej kompatybilne ze sobą. Ich związek gwarantuje optymalne potomstwo. Natura wyposażyła je w system sygnałów wzrokowych, słuchowych, węchowych i każdych innych, aby mogli się rozpoznać. Można widzieć w tym coś w rodzaju powołania, jeśli do kogoś takie pojęcie przemawia, projekt Boga, aby ci właśnie się spotkali. "Stworzeni dla siebie" jest wprawdzie lekko irytującą i nadużywaną frazą, ale nieźle oddaje istotę rzeczy.



Zakochanie, a później dojrzała miłość ułatwia im podjęcie trudu wychowania potomstwa itp. Mistycy widzą w takiej miłości obraz Boga i zapewne mają rację.

Nie jest dla mnie jasne czy istnieje dla każdego człowieka taka kompatybilna osoba płci przeciwnej, To było trudne do wykonania w populacji, gdzie nie zabija się dziewczynek, ponieważ jest ich zwykle więcej niż chłopców. A może istnieje ileś możliwych względnie dobrych zestawień dla każdej osoby i nawet owdowiali małżonkowie za kolejnym razem mogą spotkać tzw. szczęście w miłości. Czy istnieje zestaw genów bardziej uniwersalny, który ma duże możliwości łączenia się wieloma innymi, (coś jak typowy numer buta, albo ubrania) i mniej typowy, kompatybilny z niewielką ilością specyficznych  zestawów?



A może cały ten biologiczny aspekt miłości jest nieistotny i miłość jest darem Boga danym niezależnie od naszej genetycznej kompatybilności lub jej braku? Może ważniejszy jest aspekt psychiczny - kompatybilne traumy i kompleksy?
Zarówno w ujęciu "biologicznym" jak i "psychologicznym" miłość powinna zawsze być wzajemna, a nie jest!

Nie wiem czy ktoś zna odpowiedzi na te pytania, ja na pewno nie.



Wiem natomiast na pewno, że idea miłości, tęsknota za miłością jest niezwykle płodna w literaturze i sztuce i te literackie przykłady pozwalają nam często zrozumieć czego naprawdę szukamy pod postacią miłości.
Oczywistym jest, że tęsknota za miłością jest w istocie tęsknotą za Bogiem - tak bywała interpretowana poezja trubadurów. Myślę, ze rzecz jest dość oczywista i przynosi nam zaszczyt.
Mniej zaszczytna, choć zrozumiała, jest natomiast tęsknota za wysokim statusem społecznym w przebraniu miłości.
Kopciuszek chce pójść na bal i zobaczyć księcia, a nie  na zabawę ludową, żeby spotkać chłopca z sąsiedniej ulicy grzmoconego regularnie przez złego ojczyma. Waniusza Duraczok poślubia carównę czy wręcz córkę księżyca, która nawet nie jest w jego typie ( "w pasie cienka na trzy cale i rumieńców nie ma wcale") a nie jakąś pulchną i rumianą dziewoję z sąsiedniej wsi, najmłodszą z rodzeństwa jak on sam.
Oczywiste jest, że te bajkowe nierówne małżeństwa są po prostu wyrazem tęsknoty za lepszym życiem, zrozumiałej u osób traktowanych przez otoczenie jako gorsze, upokarzanych i wykorzystywanych.

Moi koledzy z podstawówki wszyscy kochali się w klasowej królewnie czy w statusie i zamożności jej rodziców, która zapewniała jej wysoką pozycje w klasie? Założę się o każde pieniądze, że ten drugi wariant.
Z punktu widzenia biologii nie jest możliwe, że wszyscy byli z nią kompatybilni genetycznie, albo że psychicznie do niej pasowali.
Był jednak jeden wyjątek, który przywrócił mi wiarę w człowieka. Oświadczył, że on kochał się w Kleosi - chyba najbardziej obśmianej osobie wszechczasów z powodu niebywałej pretensjonalności i nadopiekuńczej matki, non stop ciągającej się za nią po szkole. Mam jednak podejrzenie, że czynnikiem decydującym w tym przypadku było wspólne resortowe pochodzenie i wynikająca z tego pozycja i poziom życia.

Jak widać miłość wśród ludzi tknięta jest rozdwojeniem jaźni - biologia wskazuje na możliwość dobrania wielu udanych związków dla większości (jeśli nie całej) populacji, socjologia precyzuje jeden mroczny przedmiot pożądania dla  całego stada - samicę/ samca alfa.

Wyznam, że o ile nie mam żadnych problemów z zaakceptowaniem w pełni biologicznego wymiaru naszego człowieczeństwa, to uważam się, że aspekt stadny sytuuje nas po prostu wśród zwierząt i to niekoniecznie tych sympatycznych.

Przez całe lata nie rozumiałam sytuacji, w których stawiało mnie życie np. dlaczego ludzie, którym nic złego nie zrobiłam atakują mnie z niewytłumaczalną agresją albo dlaczego zainteresowanie mężczyzn może wyrażać się w tak niezrozumiałych lub wręcz paskudnych zachowaniach, że nie wspomnę o młodzieży w szkole. Od momentu kiedy uświadomiłam sobie, że dla większości ludzi (i dla wszystkich grup) jedyną istotną informacją o nas jest nasza pozycja w stadzie i  jesteśmy traktowani odpowiednio do niej, wszystko stało się dla mnie jasne.

Najsmutniejsze jest, że ten ponury stadny wymiar ma wpływ na nasze życie prywatne. Znam przynajmniej kilka przykładów, kiedy młody człowiek wyraźnie zainteresowany konkretną dziewczyną zaniedbywał ją uganiając się za niuniami, które wydały mu się bliżej pozycji alfa. Był później nadzwyczajnie zdziwiony, że kiedy jej się z zaskoczenia oświadczył uznała to za wygłup i nie chciała z nim rozmawiać. Swój taniec godowy odtańczył przecież przed kimś innym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz