wtorek, 23 października 2018

Vigano III

Arcybiskup Carlo Maria Vigano napisał kolejny list pełen szczegółów kto, kiedy i w jakiej formie informował Watykan o działalności McCarricka na niwie postępu obyczajowego od roku 2000 (o ile dobrze pamiętam), w odpowiedzi na zarzut kardynała Marca Ouelleta, że nie było konkretnych doniesień w jego sprawie, tylko jakieś plotki. Co ciekawsze list pisany jest językiem, jakim żaden hierarcha się już nie posługuje i odwołuje się do prawd wiary, o których nikt  w Watykanie już nie pamięta.

Vigano stwierdza, że jest starym człowiekiem, niedługo stanie przed Bogiem i boi się sądu. W innym fragmencie wyraża żal za grzech zaniedbania, że nie upublicznił sprawy wcześniej. Przyczynę obecnego kryzysu nazywa po imieniu - homoseksualizm kleru. Na koniec przypomina, że w tym wszystkim chodzi o zbawienie dusz powierzonych pieczy Kościoła.

Co za kontrast z nowomową wylewającą się z instrumentum laboris na Synod Młodych. Można odnieść wrażenie, że to dwa różne Kościoły nigdzie ze sobą nie graniczące i być może tak jest w istocie.

Dla normalnego mężczyzny odpowiedź na powołanie do kapłaństwa wiąże się z rezygnacją z miłości kobiety, założenia własnej rodziny itp, co nie jest łatwą decyzją. Konieczność jej podjęcia weryfikuje siłę wiary i determinację młodych kandydatów. Dla homoseksualisty czy pederasty natomiast to bardzo kusząca propozycja ukrycia swojej nieszczęsnej skłonności, połączona z nieograniczonymi wręcz możliwościami folgowania jej bezkarnie. Żadna wiara nie jest mu potrzebna do wybrania takiej drogi. Nic zatem dziwnego, że w Kościele zawłaszczonym przez homolobby nie ma wiary tylko socjologiczny, politycznie poprawny bełkot. Zbawienie to uczynienie Ziemi "lepszym miejscem" i nie ważne z kim w tym celu się współpracuje - proaborcyjnymi aktywistami, wyznawcami globalnego ocieplenia, zawodowymi LGBTQ-istami czy chińskimi komunistami.

Odwieczna nauka o zbawieniu i potępieniu, zmartwychwstaniu, sakramentach, walce duchowej jest dla tych ludzi nie tylko całkowicie niezrozumiała, ale żenująca i śmieszna. Wierni poważnie ją traktujący nie tylko nie są ich targetem, ale wręcz balastem, którego należy się pozbyć, utrudniającym pochód wszystkich postępowych sił ku świetlanej przyszłości. W świetle tego nie szokuje przedziwna wybiórczość ich "miłosierdzia" i "gotowości do dialogu".

Jestem już bardzo zmęczona tematem kryzysu w Kościele, ale nawet kiedy nie zaglądam do internetu, przypominają mi o tym wypowiedzi niektórych dominikanów, gdyż chodzę do ich Kościoła z przyzwyczajenia (i z powodu hasła "veritas"). Kiedyś naiwnie myślałam, że wszyscy należymy do jednej drużyny - świeccy i zakonnicy - jednej Armii Pana (jak to śpiewało na pielgrzymkach). Jak bardzo się myliłam w tej i wielu innych sprawach... Jestem już bardzo, bardzo zmęczona...

P.S.
Odbyły się wybory samorządowe. Nawet nie chce mi sprawdzać wyników. Jestem bardzo zawiedziona rządami zjednoczonej prawicy, a zwłaszcza uniżonością wobec najpodstępniejszego z naszych wrogów i pełna obaw czym to się może skończyć.

Patrzyłam na plakaty wyborcze z buźkami czyichś niuniów, którym możni protektorzy dali szansę ustawić się w życiu. W oczywisty sposób to nie są nasi przedstawiciele, tylko pomioty uwłaszczonych na majątku narodowym aparatczyków, ubeków, oszustów i innej swołoczy. Od nas potrzebują tylko głosu poza tym mają nas w d... Sama myśl, że mogą mieć z nami coś wspólnego napełniłaby ich (gdyby się przypadkiem pojawiła w rzadko używanej mózgownicy) szczerym obrzydzeniem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz