środa, 23 marca 2022

Nie wierzcie obrazkom...

Na początek stary, ale jary artykuł Freddy'ego Graya ze Spectatora, pisany na początku wojny na Ukrainie:

There are already a hell of a lot of foreign correspondents and human-rights workers at the Ukrainian-Polish border – an immigration problem all by themselves, perhaps.
A więc stały numer: stado polujących na obrazki sępów medialnych, bardziej licznych niż ukraińscy uchodźcy na przejściu w Medyce.
Quite a few of these reporters seem to be desperately seeking ‘racism’ stories, since that is increasingly the only news which the English-speaking media seems able to process. The heart-warming scenes of Ukrainian women and children being given shelter isn’t the story. Because those refugees are white.

To jest absolutna kwintesencja mentalności zachodnich mediów - tylko rasizm jest interesującą historią, ukraińskie kobiety i dzieci gościnnie przyjęte - nie, bo są białe

At the border at Medyka on Thursday the Poles put out barbecued sausages, fruit juice and water for the incoming women and children. There were boxes of toys to cheer the traumatised little ones. At the train station in Przemyśl, the scene was busy but orderly.
This was indeed a radical contrast to the grim scene going into Ukraine through Medyka on Monday, where we saw thousands of black and brown men trying to get into Poland. They had exhausted fear in their eyes; the blank looks of the truly desperate. ‘I am scared,’ a young man shouted at a guard who was ordering him to calm down. The atmosphere was very tense. The guards carried baseball bats and other improvised batons. We saw no violence, however.
Dramatyczny kontrast między przyjęciem uchodźców z Ukrainy (posiłki, napoje, zabawki dla dzieci) a potraktowaniem "tysięcy czarnych i brązowych mężczyzn" próbujących dostać się do Polski. Owi egzotyczni cudzoziemcy twierdzą, że są przerażeni, choć w zachodniej części Ukrainy, tuż pod polską granicą żadnych działań wojennych wtedy jeszcze nie było. To jest niezwykle ciekawy wątek, który zupełnie nie pojawiał się w owym czasie w mediach mainstreamowych. Jedynie Konfederacja zwracała uwagę na to - jak się okazuje - bardzo realne i niebezpieczne zjawisko. W takiej sytuacji próby przyprawienia jej proputinowskiej gęby wydają mi się kompromitujące, dla wszystkich, którzy je podejmują.
On Thursday, at the same border point, the non-white migrants seemed to have vanished.
Where did they go? And how exactly had they got there? These are difficult questions and it’s important for journalists to try to find out good answers.

Could it be that the Putin-Lukashenko axis spies in Ukraine a chance to further sow division in the west by channelling millions more migrants into Europe’s arms? It’s an idea being circulated in the Polish press and on Twitter.

The immediate outcries against Polish racism in the world press would suggest that, if that is the plan, it is working.
 

Następnego dnia śladu po kolorowych młodzieńcach nie było. Autor stawia bardzo przytomne pytania: Dokąd poszli? A przede wszystkim jak się tam znaleźli?  Zwraca przy tym uwagę, że te najistotniejsze dla zrozumienia sytuacji pytania większości anglojęzycznych mediów nie obchodzą. Autor usiłuje im pomóc, a w dalszej części artykułu recenzuje doniesienia kolegi po piórze z Guardiana jako będące wytworem fiksacji autora, a nie dochodzeniem do prawdy. Zainteresowanym polecam artykuł w całości (https://www.spectator.co.uk/article/the-myopic-focus-on-racism-at-the-polish-ukrainian-border).

Może kogoś zdziwić dlaczego wyciągam ten stary tekst i obwieszczam po raz tysiąc piętnasty, że doniesienia medialne mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, zwłaszcza jeśli przygotowywane są pod gotową tezę. Odpowiadam: dlatego, że jesteśmy tego świadomi, kiedy kontrast między medialnym kłamstwem a sytuacją dobrze nam znaną jest oczywisty. A co w przypadku relacji na temat zdarzeń nam niedostępnych jak np. wojna na Ukrainie? Dlaczego mamy wierzyć tym samym ludziom, którzy tak bezwstydnie kłamali na temat np. migrantów Łukaszenki albo rzekomego braku praworządności w Polsce?

Patrząc na perfekcyjnie prowadzoną w mediach kampanię pro ukraińską czuje się dziwnie. Z jednej strony sympatyzuję ze stroną zaatakowaną, zwłaszcza, że wiem jak działają ruscy. (Pokazali to światu w dwóch wojnach czeczeńskich, w Gruzji i na Ukrainie w 2014). Z drugiej strony zupełnie nie wiem, kim są ludzie rządzący Ukrainą i z kim są dogadani. Tak jednoznacznie pozytywny image można mieć jedynie ze wsparciem wielkich tego świata. Proszę zauważyć, że Izrael, faktyczny wspólnik Putina, nie atakuje Ukraińców medialnie. Czy tylko ze względu na formalny sojusz z USA? Pewne drobne szczegóły w tej nieoczekiwanej sielance wydają mi się niepokojące. Np. dlaczego polscy dziennikarze nie są wpuszczani na konferencje prasowe prezydenta Zełeńskiego? Proszę mi podać jakieś inne wyjaśnienie  niż ewidentne lekceważenie frajera. Czy to aby dobra podstawa do zdrowych relacji w przyszłości? Czy nie powinniśmy być ostrożniejsi w naszych ofertach pomocy, zwłaszcza kiedy narażają nas samych?

Dlaczego z takim impetem młotkuje się Konfederację, która - jak się okazuje - miała rację w sprawie opalonych, udających uchodźców z Ukrainy, oraz nie dość wzmożonych dziennikarzy jak np. Łukasz Warzecha?

Nie mam dobrej odpowiedzi na te wszystkie pytania i doprawdy nie wiem, czy eksperci pouczający nas w mediach mają. Na twitterze znalazłam taki oto rozkoszny schemacik:



Najbardziej podoba mi się umieszczenie w tym gronie czeczeńskiego generała Magomeda Tuszajewa (ten z brodą, przekreślony), dowódcy kadyrowców "denazyfikujących" Ukrainę. Doniesienia o jego śmierci pojawiały się od pierwszego dnia wojny średnio co tydzień, więc rzeczywiście istnieje prawdopodobieństwo, że coś w tym jest!

Natomiast jeśli chodzi o sytuację w Rosji, pewność mamy jedynie co do zaopatrzenia w cukier:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz