sobota, 8 listopada 2014

O zemście i przywracaniu porządku świata

Muszę wyznać, że temat zemsty jest mi bliski i przypomina mi jak bardzo jeszcze jestem poganką.
Rezygnuję z niej z największą trudnością, po ciężkiej walce wewnętrznej. Nie byłabym w ogóle do tego zdolna, gdybym nie przekonała się parę razy w życiu, że zemsta należy do Boga. Na taki układ jestem w stanie pójść - przyjąć, ze Bóg przywróci porządek świata lepiej niż ja sama bym to zrobiła.

W zemście bowiem o to tylko chodzi, o przywrócenie porządku świata naruszonego przez kogoś, kto z własnej inicjatywy, bez żadnego powodu dopuścił się zła wobec kogoś. kto mu nie zawinił. Całe nasze jestestwo wzdraga się przed zaakceptowaniem czegoś takiego. Nawet abstrahując od emocji osoby bezpośrednio takim działaniem dotkniętej, nie chcemy przyjąć do wiadomości, że na świecie można bezkarnie czynić zło, zwłaszcza wobec niewinnych, po prostu nie chcemy takiego świata. Stąd gniew, który jest adekwatną reakcją na niesprawiedliwość. Gniew pobudza do działania, a jego celem jest oddanie sprawcy tego co mu się należy tzn. wymierzenie sprawiedliwości, a przez to przywrócenie porządku świata (nie można bezkarnie czynić zła!).

Jestem - mówiąc oględnie - bardzo podejrzliwa wobec ludzi, którzy zbyt łatwo wybaczają, albo co gorsza twierdzą, że nic się nie stało. Mam podejrzenie, że to po prostu lęk przed zmierzeniem się z tematem albo inercja. Jeśli chodzi o wybaczenie to dotyczy ono sytuacji przyznania się sprawcy do winy, jego skruchy i  szczerej chęci zadośćuczynienia. Co można jednak powiedzieć o ojcu nastolatki molestowanej przez kolegów z gimnazjum i doprowadzonej do samobójstwa, który twierdzi, że wybaczył w sytuacji kiedy te młodociane monstra i ich lojalni rodzice usiłują zrzucić winę na ofiarę?
W oczywisty sposób chce poświęcić dobre imię córki dla świętego spokoju i poprawnych relacji z sąsiadami. Nic na to nie poradzę, ale wydaje mi się to haniebne. Normalny ojciec powywieszałby gnoi za jaja na latarni.

W cywilizacji zachodniej honoru skrzywdzonej dziewczyny tak właśnie broniono - przez osobiste ukaranie krzywdziciela, które to prawo sądy do pewnego momentu respektowały, albo oddanie go katu. Wydaje się to nam oczywiste i naturalne, a jednak istnieją kultury, gdzie w takiej sytuacji zabija się ofiarę - kobietę, jak w islamie (osławione honour killing praktykowane nawet przez muzułmanów mieszkających w Europie). Jest to na pewno znacznie łatwiejsze do wykonania i obarczone znacznie mniejszym ryzykiem niż konfrontacja z agresorem, który na pewno usiłowałby się bronić i na ogół wiedział jak. Jak jednak ci ludzie w swoich sumieniach uzasadniają taki czyn nie mam pomysłu. Jakiego porządku świata bronią? Czy jest to myślenie typu: na świecie nie ma niezawinionego cierpienia, jeśli spotyka cię zło to znaczy, że na nie zasługujesz, a jeśli zasługujesz na tak wielkie zło to lepiej cię wyeliminować zanim ściągniesz je na cały swój ród. A może w ogóle nie myślą w kategoriach winy tylko jak w New Age - niektóre osoby po prostu ściągają nieszczęścia i choroby jak magnes pioruny więc samo ich istnienie jest dla rodu niebezpieczne.

Kiedy usiłuje wyobrazić sobie matkę, która chce śmierci 10-letniej córki, bo ta została zgwałcona przez mułłę, jestem wdzięczna Bogu, że urodziłam się w chrześcijańskim, europejskim kraju. To prawda, że i u nas zdarzają się sytuacje, kiedy winą obarcza się ofiarę, bo krzywdziciel jest zbyt potężny, żeby ludzka sprawiedliwość mogła go sięgnąć, ale rodzina na ogół nie usiłuje jej zabić, tylko udzielić wsparcia.

P.S.
Przeczytałam właśnie na jakimś portalu, że w Indiach pewien ojciec pomścił gwałt na swojej 14-letniej córce. Zwabił gwałciciela  (45-letniego) do domu i torturował go, aż facet się przekręcił (podobno nie chciał go zabić).
Nic na to nie poradzę, ale mam poczucie, że uczynił słusznie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz